K. Bargieł: „Widzew to wyróżnienie, ale i zobowiązanie”

10 stycznia 2016, 21:32 | Autor:

Kacper_Bargieł

Gdy Marcin Ferdzyn zapowiadał sprowadzenie sporej grupy piłkarzy Bzury Chodaków, nazwisko Kacpra Bargieła nie padało. Jego transfer był więc lekkim zaskoczeniem, ale w klubie zapewniają, że wiedzą, co robią. Obrońca ma swoją grą szybko zamknąć usta krytykom. Poznajmy go bliżej.

–  Kiedy pojawił się temat transferu do Łodzi? Wymieniano nazwiska posiłków z Bzury, ale bez Twojego.

– Na temat przejścia do Widzewa rozmawiałem z trenerem Płuską na początku grudnia. Powiem szczerze, że nie była to łatwa decyzja, ponieważ w Chodakowie, grając przez dwa lata ustabilizowałem swoje sprawy sportowe i zawodowe. Grając w Bzurze dostałem również propozycje prowadzenia wówczas nowo powstałej grupy chłopców z rocznika 2007 i 2008. Przez prawie dwa lata zdążyłem się bardzo zżyć z tymi chłopakami, ponieważ było to dla  mnie pierwsze takie wyzwanie. Niestety, chcąc być zawodnikiem Widzewa, musiałem zrezygnować z zajęć z nimi, bo nie było możliwości pogodzenia wszystkiego. Dodatkowo studiuje zaocznie w Warszawie, na trzecim roku, tak jak moja dziewczyna, która również pracuje w Warszawie, jednak Łódź to nie koniec świata (śmiech).

– Czyli miałeś jakieś wahania co do przenosin.

– Głównie ze względu na to, o czym już mówiłem. Postawiłem jednak wszystko na jedną kartę, przyjmując tę propozycje. Po pierwsze, to Widzew. Po drugie, dla mnie to mega wyzwanie. A po trzecie, jestem przekonany, że trener dobrze przygotuje nas do rozgrywek i uda się awansować do III ligi.

– Trzy najmocniejsze strony Kacpra Bargieła i trzy, nad którymi najmocniej musisz popracować?

– Wydaję mi się, że moją najmocniejszą stroną – ze względu na warunki fizyczne – jest gra głową. Dobrze wychodzi mi też czytanie gry przeciwnika. Mój styl, to także nieustępliwość. Natomiast na pewno muszę popracować nad lewą nogą, zwrotnością oraz szybkością.

– Twoimi rywalami o miejsce w składzie będą na środku obrony głównie Przemysław Rodak i Damian Dudała. O miejsce walczą też Michał Polit i Michał Czaplarski. Jak widzisz swoje szanse?

– Rywalizacja w drużynie będzie na pewno spora. Wszyscy startujemy z tej samej pozycji. Mamy dwa miesiące na to, aby każdy z nas przekonał do siebie trenera. Poprzez taką rywalizację jesteśmy w stanie podnieść swoje umiejętności, a co za tym idzie jakość gry całego zespołu. Wszystkim to wyjdzie na dobre.

– Masz dopiero 24 lata, a zwiedziłeś już sporo klubów. Co sprawiało, że tak często zmieniałeś barwy?

– Czy ja wiem, czy sporo? W przygodzie z seniorską piłką Widzew będzie moim piątym klubem. Grając rok w Broni Radom postanowiłem zmienić otoczenie, a że trafiła się okazja gry w Żyrardowiance Żyrardów, która wtedy awansowała do III ligi, skorzystałem z niej. Jednak po rundzie jesiennej, którą jak na beniaminka mieliśmy przyzwoitą, zdecydowałem się na odejście. Przeważyły względy pozasportowe, a konkretnie słaba organizacja i zawirowania w klubie w czasie przerwy zimowej, co w pewnym stopniu mogło odbić się na tym, że zespół spadł na wiosnę z III ligi. W końcu przez dwa lata gry w Chodakowie mogłem skupić się tylko na grze, nie było żadnych problemów.

– Łódź powinieneś dobrze znać, bo spędziłeś w niej trzy lata. Razem z Kamilem Bartosiewiczem możecie być przewodnikami po mieście dla pozostałej trójki z Chodakowa.

– Tak, zgadza się. Będąc zawodnikiem UKS SMS Łódź mieszkałem na Dąbrowie, więc siłą rzeczy trochę miasta poznałem. Na pewno jeśli będzie trzeba, to z Kamilem Bartosiewiczem pomożemy Michałowi, Patrykowi i Bartkowi w aklimatyzacji. Ostatnio nawet przyznali, że nie spodziewali się tego, że Łódź jest tak duża (śmiech).

– Tylko żebyście nie zwiedzali nocnych klubów (śmiech).

– Spokojnie. Jesteśmy tu po to, aby ciężko pracować, bo gra w Widzewie to wyróżnienie, ale i zobowiązanie. Chcemy osiągnąć cel sportowy postawiony przed drużyną.

– Twoim zdaniem wspomniany Bartosiewicz, Twój przyszły współlokator, będzie jednym z liderów zespołu na wiosnę.

– Tak, Kamil ma spore umiejętności techniczne. Przy tym jest bardzo szybki. Gra jeden na jeden to jest to, co potrafi robić najlepiej. Nieraz zdarzało się w meczach Bzury, że „Milo” brał ciężar gry na siebie i ciągnął ten zespół do zwycięstwa, robił przewagę. Jeśli ominą go kontuzje i dobrze przepracuje okres przygotowawczy, to będzie motorem napędowym w naszej ofensywie.

– O Bzurze i jego graczach mówi się dość pozytywnie, ale po rundzie jesiennej zespół zajmuje dopiero ósme miejsce. Dlaczego?

– Na tak niską pozycję w tabeli moim zdaniem miało wpływ kilka rzeczy. Na pewno zniżka formy sportowej czy młoda kadra. W niektórych spotkaniach ligowych na boisku przebywało siedmiu młodzieżowców. Wiadomo, jak się gra na wyjazdach w IV lidze, a tam traciliśmy najwięcej punktów. Brakowało nam dwóch-trzech doświadczonych graczy. Zamieszanie, związane z odejściem trenera Płuski w środku rundy, również mogło się odbić na naszej dyspozycji. Sytuacja Bzury w tabeli nie jest jednak tak zła, strata do czwartej lokaty to tylko dwa „oczka”.

– Trener Płuska chce spróbować zaszczepić w Was umiejętność gry trójką środkowych obrońców. Jak Ty się czujesz w takim układzie.

– Takie ustawienie nie jest mi obce. Na pewno stwarza ono trenerowi wiele opcji, jeśli chodzi o ofensywę. To, czy będziemy grać dwójką czy trójką stoperów, nie ma dla mnie większego znaczenia. Na pewno przystosujemy się do taktyki, jaką nakreśli szkoleniowiec. W Bzurze trener w meczach na własnym boisku czasem przechodził na takie ustawienie defensywy, gdy przeciwnik zbyt kurczowo bronił dostępu do bramki. Oczywiście w takim systemie gry ważna jest również rola dwóch bocznych pomocników.

– Jak ocenisz swoje początki w klubie? Za Wami dopiero dwa treningi, w tym jeden na siłowni.

– Jestem pod wrażeniem, jeśli chodzi o organizację. Możemy liczyć na pomoc każdego człowieka związanego z tym wielkim klubem. Niczego nam nie brakuje. Jeśli chodzi o treningi, dopiero teraz zacznie się ciężka praca, mecze kontrolne, a następnie liga, której nie mogę się już doczekać.

– Piłkarze w Twoim wieku wciąż mają sportowe ambicje i marzenia. Jakie są Twoje?

– Piłkarzem, to raczej się nie czuję (śmiech). Moją aspiracją na dzień dzisiejszy, jest wygranie IV ligi z Widzewem. Na pewno byłoby to niesamowite uczucie świętować wraz z kibicami awans do III ligi. Dwa razy byłem tego blisko, kiedyś w Mszczonowie zabrakło nam czterech punktów, aby wejść do III ligi. Natomiast w poprzednim sezonie w Bzurze tylko punktu zabrakło do barażów. Myślę, że do trzech razy sztuka i w końcu się uda. A takim marzeniem mogłaby być możliwość zagrania za 8-10 lat w jednych barwach z chociaż jednym z chłopców, których do tej pory prowadziłem.

Rozmawiał Ryan