J. Kowalski: „To będzie przedsmak Ekstraklasy w II lidze”
19 października 2018, 11:28 | Autor: KamilW kadrze Ruchu Chorzów jest jeden piłkarz, któremu było dane już kiedyś zagrać w Widzewie. To oczywiście Jakub Kowalski. Choć spędził on przy Piłsudskiego zaledwie pół roku, od zawsze podkreślał, że łódzki klub zajmuje ważne miejsce w jego sercu. Porozmawialiśmy z nim przed jutrzejszym meczem.
– Takiej widowni jak w sobotę, chyba dawno na Ruchu nie było?
– Na pewno! Planowany jest komplet, biletów zostało już naprawdę mało, bardziej na sztuki niż tysiące. Cieszymy się, wiadomo jak kibice do tego podchodzą, jakim szacunkiem się darzą, a nam piłkarzom to tylko pomoże. To będzie ciekawe widowisko!
– Jesteś z Żyrardowa, więc mecz z Widzewem musisz traktować szczególnie.
– Dla mnie to jest podwójna motywacja, bo mam znajomych z Żyrardowa, którzy są blisko Widzewa. Co prawda w Ruchu spędziłem więcej czasu niż w Łodzi, ale cieszy mnie to, że te kluby darzą się wielką sympatią. Patrząc w tabelę, nam te punkty są bardziej potrzebne i zrobimy wszystko, żeby mecz zgodowy miał miejsce tylko na trybunach, a na boisku będzie walka.
– Koledzy z Żyrardowa już dzwonili, żebyś w sobotę nie strzelał?
– Nie, jeszcze nie (śmiech). Jestem jednak w stałym kontakcie z chłopakami z Widzewa, na pewno Żyrardów zjawi się na trybunach. Zawsze przyjeżdżają na mecze liczną ekipą, czy to u siebie, czy na wyjeździe, teraz nie może być inaczej.
– Znów spotkasz się z trenerem Radosławem Mroczkowskim. Żal sprzed lat wciąż pozostał?
– Czas leczy rany. Nie mogę zapominać, że trener Mroczkowski wyciągnął do mnie rękę i dał mi zadebiutować w Ekstraklasie. Bardzo się cieszę z tego, a co było, to minęło. Wiadomo, że miałem trochę żalu, bo gdybym odbudował się po kontuzji, to mógłbym spędzić więcej czasu w tym klubie, od zawsze mi bardzo bliskim. Niestety, potoczyło się inaczej, ale życzę trenerowi jak najlepiej. Uważam, że robi w Widzewie dobrą robotę.
– Pech – to chyba najlepsze słowo w kontekście twojego pobytu w Widzewie.
– Wielki pech. Do tej pory mam przed oczami ostatni sparing przed Ekstraklasą, gdy byłem może nie pewniakiem, ale miałem grać od początku sezonu. To było spełnienie marzeń, do tego nasza współpraca z Łukaszem Broziem wyglądała naprawdę dobrze. Niestety, złamałem nogę. Miało to potrwać miesiąc, potrwało trzy albo cztery. Podejrzewam, że na trenera był nacisk z góry i potoczyło się jak potoczyło. Na szczęście odbudowałem się i jeszcze trochę w tej Ekstraklasie pograłem.
– Przez te pół roku w Łodzi było więcej pozytywów czy negatywów?
– Zdecydowanie pozytywów! Wiadomo, że miałem kontuzję, ale byłem na każdym treningu, przychodziłem z tą złamaną nogą. Atmosfera była wyśmienita, poznałem wielu ludzi, z którymi do tej pory mam kontakt. To był dla mnie bardzo fajny czas, choć myślałem, że ułoży się to nieco lepiej.
– Później grałeś w Ekstraklasie, ale ostatniego meczu przeciwko Widzewowi chyba nie wspominasz najlepiej, bo wyleciałeś z boiska.
– Ale wywalczyłem rzut karny i wygraliśmy 2:1! Myślę, że zagrałem dobre zawody, prowadziliśmy 2:0, później przeze mnie było trochę nerwówki, ale taka jest piłka nożna. Tego karnego zrobił Patryk Wolański i mam nadzieję, że w sobotę to powtórzy (śmiech)! To był ostatni mecz tych drużyn na tym szczeblu, teraz to będzie taki mały przedsmak Ekstraklasy w II lidze.
– Choć to był mecz przyjaźni, poszliście po pełną pulę. Teraz pewnie założenie jest takie samo?
– To są zawsze bardzo fajne mecze, gdy kibicowsko obie drużyny są mocne i wspierają swoich zawodników. Ten komplet widzów zrobi otoczkę. Tak jak już jednak mówiłem, na boisku nie będzie sentymentów. My już analizowaliśmy Widzew, jeszcze skupimy się na tym w piątek, bo trener Fornalak ma na ten temat dużo szczegółów. Mam nadzieję, że zrealizujemy jego założenia i wygramy ten mecz. Punkty są nam bardzo potrzebne, zwłaszcza u siebie.
– Dwa tygodnie przerwy pomogą czy raczej przeszkodzą?
– To pokaże ten mecz. Mieliśmy swoje problemy w tym dwutygodniowym mikrocyklu, było trochę kontuzji, więc trener uznał, że sparing nie jest nam potrzebny, ale zagraliśmy kontrolnie między sobą. Na pewno nie odpoczywaliśmy, nie leżeliśmy, tylko trenowaliśmy i przygotowywaliśmy się pod to spotkanie.
– Jesteśmy już prawie na półmetku sezonu. W Chorzowie wciąż wierzycie w awans?
– Oczywiście, że wierzymy. Tak jak mówisz, to dopiero połowa sezonu. Pamiętam, czy to dwa sezony wcześniej Górnik, czy rok temu Zagłębie i Garbarnia, też byli w środku tabeli, a zrobili awans. Każdemu zespołowi potrzebne są serie zwycięstw. Widzew teraz wygrał sześć meczów z rzędów i nam taka passa też by się bardzo przydała. Wtedy automatycznie włączymy się do walki o awans. Jest jeszcze tak dużo spotkań, że jeżeli złapiemy rytm, wykorzystamy nasz potencjał, to będziemy się piąć w górę. Nie poddajemy się, a naszym celem jest Ruch w I lidze. Mamy młody zespół, budujemy go praktycznie od nowa, ale czas działa na naszą korzyść. Mam nadzieję, że będziemy się cieszyć z awansu wraz z Widzewem!
– Jutro spotkają się dwie drużyny, które są jednymi z najbardziej zasłużonych w polskiej piłce. Pewnie smutno, że to tylko II liga.
– Trzeba pamiętać, że każdy miał swoje problemy. Widzew już z tego wychodzi, pomaga mu to, że zbudował stadion. My dopiero na niego czekamy, ale mam nadzieję, że jeszcze zagramy kiedyś na nowym obiekcie przy Cichej 6. Klubowi wtedy na pewno będzie łatwiej budować. Szkoda, że spotykamy się tylko w tej lidze, ale lepiej zrobić dwa kroki w tył i jeden duży do przodu, niż wciąż popełniać te same błędy.
Rozmawiał Kamil