Futsal: Mistrz Polski za mocny dla Widzewa
3 października 2024, 10:14 | Autor: MichałNie było niespodzianki we wczorajszym meczu futsalistów Widzewa Łódź. Podopieczni Marcina Stanisławskiego rywalizowali na wyjeździe z Rekordem Bielsko-Biała. Aktualny mistrz Polski co prawda dał sobie strzelić trzy bramki, ale w pełni kontrolował przebieg meczu, który zakończył się zwycięstwem gospodarzy 7:3.
Tak jak można było się spodziewać, od początku meczu do ataku ruszyli gospodarze. Bardzo szybko udało im się otworzyć wynik. Już w drugiej minucie po podaniu z lewego skrzydła, dobrze między obrońców Widzewa wbiegł Matheus Ferreira, który mocnym strzałem pokonał Kamila Izbiańskiego. W kolejnych minutach Rekord kontynuował natarcie – dwa mocne uderzenia zanotował grający w reprezentacji Polski Mikołaj Zastawnik, ale wynik nie ulegał zmianie. Łodzianom ciężko było stworzyć ofensywną akcję, dlatego w 5. minucie na mocny strzał z dużej odległości zdecydował się Izbiański, ale zdecydowanie przestrzelił. Odpowiedź ekipy z Bielska–Białej mogła być dużo groźniejsza, bowiem z rzutu wolnego strzelał minutę później Dela, ale piłka odbiła się od jednego z łodzian. Po chwili z daleka uderzał też Stefan Rakić, ale czujność między słupkami zachował golkiper Widzewa.
Mimo dużej przewagi zawodników w zielonych trykotach, widzewiacy szukali swoich szans. W 7. minucie pierwszą okazję miał Adrian Ramirez, który po kontrze próbował podcinką pokonać Krzysztofa Iwanka, ale piłka nie poszła w światło bramki. Po chwili lekkie uderzenie oddał też Gracjan Milczarek, lecz nie było mowy o golu. W kolejnych minutach Rekord kontynuował swoje natarcie. Bliski szczęścia był Paweł Budniak, a także wspominany już Zastawnik, ale postawa łódzkiej defensywy nie pozwalała na zmianę wyniku. W 9. minucie przed kapitalną sytuacją stanął z kolei Michał Kubik, który po dobrym rozegraniu kolegów znalazł się z piłką na czystej pozycji, ale ponownie ofiarnie bronił Izbiański. Odpowiedzieć znów mogli goście, ale w 10. minucie bramkarz sparował na róg strzał Yvaaldo Gomesa. Widzewiak mógł wpisać się listę strzelców kilka chwil później, gdy bramkarz w ostatniej sekundzie pozbywał się piłki spod nóg i ta otarła się o Gomesa i była bliska trafienia do siatki.
Poza kilkoma sytuacjami, w pierwszej połowie to rekordziści prezentowali się na parkiecie lepiej, co w 11. minucie potwierdzili drugim golem. W tym przypadku sytuację sprowokowali sami widzewiacy, ponieważ przy rozegraniu od bramki futsalówkę stracił Filip Vaktor. Niestety, sytuacji tej nie zmarnował Ferreira i strzałem w lewy róg bramki zapisał sobie na koncie drugą bramkę. W 14. minucie w pojedynek sam na sam z Izbiańskim wszedł Zastawnik, ale na szczęście przy walce o piłkę faulował łódzkiego bramkarza. Minutę później padł trzeci gol dla gospodarzy. Pod bramkę z rzutu rożnego zagrał Rakić, a tam piłkę do siatki skierował Kacper Pawlus. Dwie minuty później było już 4:0. Tym razem kapitalnie akcję wykończył Eric Panes, który obrócił się z obrońcą Widzewa na plecach i precyzyjnie posłał piłkę w lewy róg bramki. Przed przerwą łodzianie zdołali strzelić swojego pierwszego gola – i to w jakim stylu! Bezpośrednio po dograniu z rożnego, petardę w stronę bramki posłał Gomes i nie dał bramkarzowi szans. Do przerwy Widzew przegrywał z Rekordem 1:4.
Tuż po zmianie stron miejscowi mogli podwyższyć swoje prowadzenie. Na bramkę uderzał Gustavo Henrique i Izbiańskiego uratował w tej sytuacji słupek. W 22. minucie okazję miał Widzew. Po błędzie w rozegraniu po stronie bielszczan, bliski szczęścia był Ołeh Nehela, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili obok bramki mocno uderzał również Vaktor. W 24. minucie akcja znów przeniosła się pod bramkę Izbiańskiego. Sprytnie piętką z bliska strzelił Rakić i niemal z linii bramkowej wybijał piłkę Vaktor. Po chwili łodzianie znów odetchnęli z ulgą, ponieważ świetną okazję zmarnował Michał Marek. W 26. minucie obok bramki strzelił też Pawlus.
Dość pewne prowadzenie Rekordu nie zgasiło zapału łodzian, którzy dalej dążyli do strzelenia kolejnej bramki. Udało się tego dokonać w 27. minucie, gdy do wyjścia ze swojej bramki zmuszony został Iwanek. Bramkarz Rekordu kiepsko interweniował, co wykorzystał Szypczyński, kierując piłkę do siatki. Wynik 4:2 nie utrzymał się jednak zbyt długo. Minutę później po świetnym rozegraniu autu trzecią bramkę w tym spotkaniu zdobył Ferreira. Wynik zaczął się coraz bardziej oddalać. W 30. minucie błąd w podaniu do bramkarza popełnił Nehela i do piłki dopadli rywale. Akcję wykończył Zastawnik i na tablicy wyników pojawił się mocno niekorzystny wynik 6:2. Po minucie prowadzenie przeciwników stało się jeszcze wyższe, bowiem do protokołu meczowego wpisał się Marek.
Wynik 7:2 nie pozostawiał już żadnych wątpliwości w kwestii tego, kto wygra ten mecz. Reprezentanci RTS nadal próbowali jednak odpowiedzieć. W 33. minucie na śmiały wypad na połowę rywala zdecydował się Izbiański, ale bramkarz przeciwnika pewnie obronił jego strzał z dystansu. Dwie minuty później dobrą okazję miał natomiast Ferreira, który szukał swojej czwartej bramki, ale na posterunku był Izbiański. W kolejnych minutach wynik się nie zmieniał, choć dwie dobre okazje miał grający jeszcze nie tak dawno w Widzewie Miłosz Krzempek. W końcówce obie ekipy nacierały, ale w 38. minucie to RTS zdobył swoją trzecią bramkę. Golkiper obronił pierwsze uderzenie Gomesa, ale był bezradny wobec dobitki głową.
Do końca spotkania wynik konfrontacji nie uległ już zmianie. Widzew przegrał na wyjeździe z obrońcą tytułu 3:7. Szansa na rehabilitację już w sobotę – wyjazdowym rywalem czerwono-biało-czerwonych będzie zespół Red Dragons Pniewy.
Rekord Bielsko-Biała – Widzew Łódź 7:3 (4:1)
2′, 11′, 28′ Ferreira, 15′ Pawlus, 17′ Panes, 30′ Zastawnik, 31′ Marek – 20′, 38′ Gomes, 27′ Szypczyński
Rekord:
Iwanek – Ferreira, Dela, Panes, Rakić
Rezerwowi: Nawrat – Krzempek , Zastawnik, Henrique, Budniak, Florek, Marek, Pawlus, Kubik
Trener: Jesus Lopez Garcia
Widzew:
Izbiański – Medon, Ramirez, Nehela, Szypczyński
Rezerwowi: Słowiński – Gomes, Jaśkiewicz, Milczarek, Vaktor
Trener: Marcin Stanisławski
Żółte kartki: Pawlus – Medon, Vaktor
Oglądałem mecz , przy tak klasowym zespole występującym w Champions League, nie było żadnego wstydu, wręcz były momenty że to nasi zawodnicy prowadzili grę.