F. Smuda: „Widzew to ekstraklasa, drużyna tylko chwilowo jest na dole”
8 sierpnia 2017, 15:03 | Autor: PaulinaFranciszek Smuda po raz czwarty wraca na Piłsudskiego. Po raz pierwszy jednak trenerska legenda Widzewa poprowadzi drużyną na tak niskim szczeblu rozgrywkowym. Co szkoleniowiec mówił na wtorkowej konferencji prasowej?
Franciszek Smuda zaczął od pozdrowień dla widzewiaków. – Na wstępie chciałem wszystkich pozdrowić – tych, z którymi współpracowałem 20 lat temu i tych, którzy od nowa tak jak ja zaczynają w Widzewie. W Łodzi jest to zupełnie coś innego – kibice, środowisko, miasto. Czuję się tutaj, jakbym był w domu. Moje drużyny zawsze były budowane w dobrej atmosferze i myślę, że dalej tak będzie. Mam swoje ambicje i chcę je zrealizować. Nigdy nie zapomnę jednej chwili sprzed 20 lat – wracając po godz. 1 do Łodzi, po meczu wyjazdowym, na stadionie było 6 tys. ludzi. Nie przeżyłem tego nigdzie indziej! – mówił.
Trener podczas konferencji pytany był także o to, jak trudne były jego negocjacje z klubem – Z Widzewem nie ma trudnych negocjacji. Trudniejsze były te z Grajewskim i Pawelcem – żartował. – Każdy z Was wie, że ja też miałem różnych doradców, którzy namawiali mnie na pracę za granicą. Przeanalizowałem ofertę Widzewa, managerom zagranicznym wytłumaczyłem sytuację. Widzew to klub, który jest w tej chwili w III lidzie, ale wokół niego wszystko toczy się tak, jakby był w Ekstraklasie. Po paru dniach zastanawiania się podjąłem decyzję. Przychodzę do Widzewa i spróbuję wrócić z nim do dawnej świetności. Myślę, że z obecnymi właścicielami klubu można to osiągnąć – deklarował.
To nie jest pierwsza przygoda Franciszka Smudy z łódzkim klubem. Poprzednie kończyły się różnie, o czym przypominali trenerowi dziennikarze. – Dwa razy przeszedłem ratować klub, ale tylko dlatego, że to był Widzewa. Raz trzy miesiące przed końcem sezonu i udało dam się cel zrealizować. Za drugim razem było 1,5 miesiąca. Przyszedłem, bo to była młoda drużyna. Młodzi chłopcy prosili – jeśli Smuda jest wolny, to niech wróci do Widzewa. Ta misja była niemożliwa i się nie udała. Nie ma kozaków. Ja – czy to jest Łęczna czy inny klub – nie kalkuluję. Otwieram trumnę i staram się ratować, to co zostało. Tutaj oczywiście jeszcze nie ma trumny, jest drużyna. Teraz będę się jej przyglądał parę dni. Muszę zobaczyć, jakie umiejętności mają poszczególni zawodnicy – uspakajał Smuda.
Wiadomo na pewno, że asystentem Franciszka Smudy w Widzewie będzie Marcin Broniszewski. To on oglądał z trybun sobotnie spotkanie Widzewa z Victorią Sulejówek. Sam trener natomiast mówił z rozbrajającą szczerością: – Nic nie wiem, o lidze, ani o drużynie. Mój asystent widział mecz w Sulejówku i wie, od czego trzeba zacząć. To my musimy zaskoczyć przeciwnika umiejętnościami. Sam będę się starał poustawiać tych chłopaków. Nawet braki fizyczne da się nadrobić. To jest początek sezonu i na pewno każdy trener dał z siebie wszystko, żeby przekazać zespołowi swoją wizję.
Kibice zastanawiają się także, czy w związku ze zmianą trenera, drużyna zostanie również wzmocniona nowymi zawodnikami. – To się zmienia z sekundy na sekundę. Jeśli tylko zawodnik jest wolny, ma ochotę i może pomóc Widzewowi, to będzie brany pod uwagę. Widzew to zespół, który słynął z charakteru i ten charakter nadal musi być kontynuowany. Chcę otoczyć się ludźmi, którzy z klubu się wywodzą, są prawdziwymi widzewiakami – deklarował Smuda.