F. Smuda: „Prosta piłka, kopnij i biegnij, to nie ze mną”
21 listopada 2017, 20:40 | Autor: RyanTrzy miesiące pracy to zbyt mało czasu, by gruntownie przebudować grę zespołu, choć Franciszek Smuda nie zgadza się z opinią, że drużyna nie zrobiła postępu. Trener Widzewa opowiadał WTM o zakończonej rundzie i planach na zimę.
– Wielokrotnie podkreślał pan, że realia w III lidze pana zaskoczyły. Jest pan zadowolony z tego, co udało się zrobić do tej pory?
– Analizowałem sobie to dzisiaj rano. Przy śniadaniu rozmyślałem sobie o tych ostatnich trzech miesiącach i powiem panu, że niezadowolony jestem chyba tylko z wyniku. Myślałem, że mimo tego, iż czasu będę miał mało, uda mi się stworzyć drużynę, która nie przegra żadnego meczu. To się nie udało, jeden mecz przegraliśmy. Wiem jednak, że nie przyszedłem do Widzewa po to, by z tym zespołem awansować do Ekstraklasy.
– To znaczy?
– Umówiliśmy się z zarządem, że będziemy pracowali etapami. Najpierw stworzymy drużynę, która wygra III ligę, potem wzmocnimy ją i wygramy II ligę. I tak dalej. Te efekty będą widoczne już wiosną. Nie będziemy grali całkiem innym składem, ale elementy budowy nowego zespołu już będą.
– Ten dostał pan w spadku po poprzedniku.
– I nie przygotowywałem go. Wiedziałem, że będę musiał pomóc tym chłopakom nie tylko fizycznie i taktycznie, ale nawet technicznie. Patrząc na niektórych piłkarzy, byłem zaszokowany pod tym względem. Choć niektórzy zaskoczyli mnie też in plus. Gdy przychodziłem do klubu mówiono mi, że Widzew sprowadził latem dwóch czołowych napastników poprzedniego sezonu, a dziś nie mogą oni znaleźć wspólnego języka na boisku. A co dopiero strzelać tyle bramek.
– Złośliwie można powiedzieć, że Daniel Świderski z Michałem Millerem wcześniej strzelali, a u Franciszka Smudy nie strzelają…
– Tak, tylko że my gramy zupełnie inną piłkę. Nie na miarę III ligi, ale staram się układać grę taktyczną już z myślą o przyszłości, o wyższych ligach. Miller ze Świderskim grali w innych warunkach, mieli inne zadania, byli pod mniejszą presją. Nie było sytuacji, że przeciwko nim rywale grali jakby byli w Lidze Mistrzów. Z nami każdy chce się pokazać, każdy się mobilizuje. Wcześniej w ich klubach pod tym względem było inaczej, a tutaj mają utrudnienie.
– Skoro problem leży w tym, że dla niektórych gra ponad miarę III ligi jest problemem, to może trzeba zacząć grać prostą piłkę?
– Mnie takie coś nie interesuje. Jak Widzew ma grać prostą piłkę, na zasadzie kopnij i biegnij, to nie ze mną! Część kibiców pamięta, jaką piłkę Widzew grał 20 lat temu i ja dzisiaj wyobrażam sobie to tak samo. Mamy grać widowiskowo, ofensywnie. Nasi kibice, którzy przychodzą w 17 tysięcy na stadion, muszą widzieć ładną grę i bramki, bo inaczej będzie ich przychodziło po 2 tysiące. Żeby osiągnąć taki poziom, oczywiście potrzeba czasu. Zimą będziemy go mieć dużo.
– Spodziewał się pan w sierpniu, że tak mozolnie przyjdzie panu wprowadzanie swojej koncepcji?
– Spodziewałem się, choć w głębi ducha liczyłem, że może pójdzie szybciej. Uważam jednak, że drużyna i tak zrobiła postęp. Nie wolno mówić, że to katastrofa. Zespół potrafi grać atrakcyjnie, na przykład w Tomaszowie Mazowieckim. Graliśmy, jakbyśmy dopiero spadli z Ekstraklasy.
– Z Sokołem Ostróda wyglądało to, jakbyśmy spadli, ale z okręgówki. Dlaczego?
– Największy problem leży moim zdaniem w środkowej strefie. Musimy ją solidnie wzmocnić. Potrzeba nam dwóch-trzech kreatywnych zawodników, którzy wniosą jakość do zespołu i pociągną za sobą całą resztę.
– Wpadł panu w oko Tsubasa Nishi. Jego śmiało można „posadzić za kierownicą”.
– Tak, ale na liście mamy nie tylko jego. Przygotowaliśmy kilka wariantów i teraz wszystko w gestii zarządu. Zobaczymy, jak on to wszystko ugryzie. O ich podejście jestem spokojny. Wiele już w Widzewie widziałem i takiego porządku i organizacji jeszcze tu nie było. Z pracy prezesa i całego klubu oraz postawy kibiców jestem zadowolony w 100%. To jest nasza siła.
– Sportowo jeszcze odstajemy.
– Ale mając taką organizację budować drużynę jest dużo prościej. Pracowałem w wielu klubach, walczyłem o mistrzostwa, grałem w pucharach. Naprawdę wiem, jak to należy zrobić. Warunki, jakie mamy w klubie, bardzo mi pomogą.
– Czy oprócz kreatywnych, ofensywnych zawodników będzie pan szukał kogoś go tylnych formacji?
– Bramka i obrona to nie jest w tej chwili nasz problem. Tracimy mało goli, więc na tym na razie nie musimy się skupiać. Zobaczymy, jak będzie w II lidze, ale nie wykluczam, że oni personalnie sprawdzą się też tam. Pamiętajmy, że za pół roku większość z nich też zrobi postęp i pójdzie w górę. Kto da radę, zostanie w Widzewie, a reszta odpadnie.
– Mówi się, że nie będzie wielu wzmocnień. Określa pan sobie, ilu graczy chce sprowadzić?
– Nie określam. Nie mamy noża na gardle, mamy czas do marca na spokojne ułożenie zespołu. Nikogo nie będziemy brać na siłę. Nigdy nie ma też gwarancji, że dany transfer wypali. Można sprowadzić piłkarzy z Ekstraklasy, a oni i tak mogą sobie nie poradzić w III lidze. Pamiętam jak Maradona wylądował w słabszej drużynie hiszpańskiej i miał tam problemy. Także musimy te wzmocnienia dobrze przemyśleć. Mi dobro Widzewa przecież też leży na sercu.
– W kwestii rozstań wszystko jest już jasne? Wiemy o trzech piłkarzach: Bartłomieju Gromku, Sebastianie Olczaku i Dawidzie Kamińskim.
– Są też zawodnicy, którzy sami widzą, że mogą mieć na wiosnę problem z grą. Zwłaszcza, jak jeszcze się wzmocnimy. Już docierały do mnie takie sygnały. Jeśli ktoś przyjdzie do mnie czy do zarządu i powie, że ma na oku inny klub, w którym będzie mógł grać, to nie będziemy robić problemów.
– Ale z pana strony żadnych ruchów z klubu więcej nie będzie?
– Na razie mamy taki kształt kadry, jaki mamy. Nie chcemy robić zimą rewolucji. To ma być ewolucja.
– Wie pan na czym stoi, jeśli chodzi o Adama Radwańskiego? Zostaje z nami na wiosnę?
– Rozmawiałem już z Adamem i tłumaczyłem mu, że lepszy rozwój piłkarski będzie mieć w Widzewie. Zna drużynę i środowisko. Nie musi uczyć się go na nowo. Ale jeśli młody zawodnik sam zechce odejść, nic nie poradzimy. On ma sam zadecydować we wtorek. My go nie wyrzucamy (śmiech).
– Zarząd zapewne chętnie sprowadziłby go z Płocka na stałe, gdyby nie wysoka kwota odstępnego. Pan trochę krytykował działaczy za pomysł z wypożyczeniami. Moim zdaniem niesłusznie. Taka polityka była podyktowana realiami.
– To nie jest tak, że krytykowałem zarząd. Broń Boże! Jeszcze raz powtarzam, że klub jest znakomicie zarządzany. Pewnie, że byliśmy pół roku temu w innej sytuacji, dlatego trzeba było ich wypożyczyć, skoro nie można było kupić na stałe. Absolutnie nie mam żadnych pretensji o te wypożyczenia. Na przyszłość wolimy jednak wziąć zawodnika definitywnie.
– A jak nie będzie na to środków albo jego klub nie będzie chciał puścić go na stałe? Czasem po prostu się nie da.
– To znajdziemy takich, gdzie się da.
WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON: