E. Bućko: „Wygrane są największą nagrodą za włożoną pracę”
21 grudnia 2019, 19:25 | Autor: Kamil– Ze względu na twoją płeć piłkarze obchodzą się z tobą trochę łagodniej?
– Wszyscy zawsze się śmieją, że gdy trzeba coś załatwić, to robię to ja, bo mnie jest trudniej odmówić (śmiech). Prawda jest jednak taka, że jeżeli ktoś nie będzie chciał czegoś zrobić, to nie zrobi tego, nawet jeżeli ja go o to poproszę. Piłkarze wiedzą, że mam dystans do siebie. Zawsze możemy pośmiać się z moich gaf i wspólnie pożartować. Odrobinę łatwiej pewnie mam, ale to już trzeba by dopytać zawodników.
– Po meczu w Radomiu, gdy wysypały ci się bidony z lodówki, okazji do śmiechu pewnie było sporo.
– Tak, to był specyficzny mecz (śmiech). Cieszę się, bo chyba całego pecha wzięłam wtedy na siebie i wygraliśmy. Trochę się później pośmialiśmy, od tamtego czasu nie biegam już z lodówką, argumentując, że nie chcę powtórki z Radomia. Co ciekawe, wtedy nasi piłkarze przebywający na boisku tego nie zauważyli, dopiero reakcja kibiców Radomiaka uświadomiła im, że coś zrobiłam.
– Spotykasz się czasem z nieprzyjaznymi reakcjami z trybun, zwłaszcza na wyjazdach?
– Czasem ktoś coś krzyknie, ale zawsze udajemy, że tego nie słyszymy. Nie ma sensu wdawać się w takie dyskusje, zwłaszcza, że najczęściej toczą się one w momencie, w którym to Widzew prowadzi. Po prostu jest to forma okazania złości na wynik spotkania.
– Jak wygląda wasz typowy dzień w klubie?
– Przychodzimy na godzinę przed zbiórką drużyny, bo musimy wszystko przygotować. Ustalamy z trenerem, jak będą wyglądały najbliższe zajęcia. Jeżeli mamy kogoś kontuzjowanego, to decydujemy, czy w którejś części treningu możemy go wpuścić na boisko. Piłkarze też często przychodzą wcześniej, spędzić czas ze sobą lub w naszym pokoju. Później jedziemy do bazy treningowej w Parku 3 Maja i stoimy z boku. Jesteśmy czujni, bo tu też może przydarzyć się kontuzja, zwłaszcza podczas wewnętrznych gierek. Następnie wracamy do klubu i przygotowujemy odnowę, która – jak zawsze przypominam zawodnikom – jest obowiązkowa. Czasami prowadzimy jeszcze rolowania czy rozciągania, w zależności od potrzeb treningowych.
– Na zgrupowaniach pracy jest więcej?
– Zdecydowanie. Podczas obozów najcięższe są wieczory, gdy przychodzą do nas wszyscy. Wiadomo, że obciążenia są wtedy dużo większe, jest więcej treningów, a do tego zawodnicy mają do nas łatwy dostęp, więc korzystają. Po to zresztą jesteśmy, żeby dzięki naszej pracy mogli osiągać lepsze wyniki.
– Oprócz pracy w klubie, masz też inne zajęcia, a do tego wciąż studiujesz. Doby czasem nie brakuje?
– Czasem brakuje, ale zawsze mówię, że im więcej obowiązków, tym jestem bardziej zorganizowana i łatwiej znaleźć mi czas wolny. Gdy mam tylko trening w klubie, a całe popołudnie dla siebie, to czasami długo zastanawiam się, co z tak duża ilością czasu zrobić.
– Planujesz dalszą karierę na uniwersytecie?
– Na razie muszę obronić pracę magisterską. Powinnam to zrobić latem przyszłego roku i jeżeli publicznie to zadeklaruję, może będzie mi łatwiej (śmiech). Co do doktoratu, to może kiedyś, ale raczej nie od razu po studiach.
– Nie jeździcie na wyjazdy z drużyną, tylko oddzielnie, samochodem. Z czego to wynika?
– Musimy przede wszystkim zorganizować szatnię na wyjeździe, bo zazwyczaj nie wygląda ona tak, jak na Widzewie, więc piłkarze nie mogą wejść do niej równo z nami. Przygotowujemy stół z odżywkami, wszystko rozkładamy i rozwieszamy. Jeżeli wyjazd jest dwudniowy, to musimy też najpierw pojechać do hotelu i wszystko sprawdzić. Zdarzają się różne nieoczekiwane problemy, choćby wymuszona zamiana pokoi. Nad tym czuwa jednak przede wszystkim kierownik.
– Z tobą w kwestii pokoju problemu nie ma.
– Ja mam zawsze swój. Jednak zazwyczaj wieczorem staje się on pokojem masażu, w którym przebywa wtedy dużo więcej osób.
– Miałaś okazję pracować z pięcioma trenerami. Osoba szkoleniowca ma dla fizjoterapeuty znaczenie?
– Oczywiście, że tak. Po pierwsze, widzimy się codziennie i spędzamy ze sobą dużo czasu, więc duże znaczenie mają relacje międzyludzkie. Co więcej, każdy trener ma swoje przyzwyczajenia czy oczekiwania, których musimy się nauczyć i wypełniać.
– Z którym trenerem współpracowało ci się najlepiej i dlaczego z Marcinem Kaczmarkiem?
– (śmiech) Z każdym pracowało mi się dobrze i praca z każdym trenerem dawała mi nowe doświadczenia. Obserwacja trenera wnosi sporo w życie nie tylko zawodników, ale też nasze. Podglądamy ćwiczenia na treningach, które potem możemy dołączyć do ostatnich etapów rehabilitacji piłkarzy.
– Oprócz roli fizjoterapeuty, byłaś też kierownikiem drużyny.
– W tym przypadku można powiedzieć, że kobieta przyniosła pecha, bo przegraliśmy w Grudziądzu w niesamowitych okolicznościach. Nie wyobrażałam sobie, że to tak ciężka praca, zwłaszcza z zapisywaniem wszystkich zmian i bramek. Zdejmowanie piłkarzy z boiska to również dość dziwne uczucie.
– We wcześniejszym meczu z GKS Bełchatów do szatni odesłany został kierownik Pipczyński. Jak to się stało, że to ciebie wyznaczył na swojego zastępcę?
– Wyszło chyba bardzo płynnie. W meczach domowych zawsze siedzę na prawo od kierownika i widzę, w jaki sposób on wszystko notuje w protokole czy zapisuje zmiany. Gdy został wyrzucony z boiska, położył teczkę na swoim miejscu, a ja ją wzięłam. Później trener Mroczkowski powiedział o zmianie, więc wszystko wypełniłam i zaniosłam sędziemu technicznemu. Nie pamiętam tylko, kogo wtedy wprowadziłam na boisko (śmiech). Kilka dni później przyszłam do klubu, a kierownik powiedział mi, żebym podpisała upoważnienie i to ja go zastąpię w Grudziądzu. Nie mam pojęcia czyj to był pomysł.
– Na ławce, w przeciwieństwie do kilku innych członków sztabu, jesteś raczej oazą spokoju.
– Tylko na zewnątrz, bo wewnętrznie przeżywam to bardzo mocno. Inni pewnie okazują to bardziej, choćby doktor Grabowski, który w „Sercu Łodzi” zawsze siedzi obok mnie. Po bramkach strzelonych ciężko jest usiedzieć na miejscu, ale z sędziami staram się nie kłócić, bo ktoś musi zostać na ławce (śmiech).
– W poprzednim sezonie w Widzewie było sporo kontuzji mięśniowych, teraz ich prawie nie ma. Co się zmieniło?
– Na pewno nie można mówić, że urazy wynikały tylko z przygotowania fizycznego, bo wpływ na nie miało dużo więcej czynników. Wszystko się wtedy powiązało ze sobą i nie dojdziemy teraz, co było główną przyczyną. Jesienią kontuzji mięśniowych nie było, nie licząc jednej, trenera Kaczmarka (śmiech). Oby tak zostało do końca, bo to ważne i dla nas, i dla sztabu szkoleniowego, zwłaszcza że takie urazy nie są łatwe do prowadzenia. Zawodnik nie czuje już bólu i chce wrócić na boisko, a my musimy mu powiedzieć, że jeszcze musi poczekać.
– Po wygranych czujesz dumę, że przyłożyłaś do nich swoją cegiełkę?
– Oczywiście. Wszystko ma wpływ na wynik, czy to przy wygranych, czy przy porażkach, gdy zadajemy sobie pytanie, czy przypadkiem nie mogliśmy czegoś zrobić lepiej. Każdy jest elementem w tej układance – razem wygrywamy, przegrywamy i remisujemy.
– Do rozpoczęcia zimowych przygotowań jeszcze trochę czasu, jakie masz plany na ten okres?
– Muszę nadrobić studia i inne prace, bo w nich nie mam urlopu. Po Świętach jadę jeszcze na krótko w góry, a później zaczyna się okres przygotowawczy. Szybko zleci.
– Czego ci życzyć na nowy rok?
– Oprócz awansu? Przede wszystkim zdrowia – dla mnie i dla piłkarzy Widzewa, bo brak kontuzji ułatwi nam osiągniecie dobrze znanego wszystkim celu. A już typowo dla mnie, na pewno żebym znalazła więcej czasu na swój rozwój.
Rozmawiał Kamil
WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:
Ewelinie życzę obrony na piątkę i jeszcze wielu sezonów w Widzewie!
Śliczna
Samych sukcesów. Cały Widzew zawsze razem !!!
urocza – trudno by mi było się skupić w szatni;)
Nie napiszę tego co myślę… Komentarze typu „śliczna” wystarczą… Widzew był zawsze „wylęgarnią” twardych facetów, od pana przy bramie do Prezesa na samej górze.
Miejmy nadzieję że Mączka w twych raczkach szybko wyzdrowieje.
Piękny człowiek, piękna kobieta, ciepło i opanowanie. Wspaniała osoba w 100% oddana i zaangażowana. Fajnie że zrobiliście ten wywiad. Zróbcie kiedyś wywiad z kamerą!!
Bardzo pozytywna postać- to opinia która słyszałem również od dwóch piłkarzy Widzewa.
Tak buduje się atmosferę w klubie , sympatyczny wywiad przed świętami
Nazwisko brzmi znajomo , czy Pani mama nie uczyła biologii w SP nr 120 ?
Widziałem rozgrzewkę w Pani wykonaniu w Naszej szatni i byłem pod wielkim wrażeniem…..także atmosfery w szatni jak również Pani podejściem do chłopaków jak i vice versa! Brawo! To pokazuje, że już coraz bliżej Widzewowi do profesjonalnego Klubu! Wszystkim…Wesołych Świat!
Wesolych Swiat RTS