E. Bernhardt: „Miło jest teraz patrzeć na Widzew”
29 kwietnia 2020, 19:30 | Autor: BercikUrodził się w Rosji, dorastał w Niemczech, reprezentuje Kirgistan, a obecnie gra w… Bangladeszu. Mowa oczywiście o Edgarze Bernhardcie, który w Widzewie spędził pół roku, tuż przed upadkiem klubu. Postanowiliśmy sprawdzić, co u niego słychać i chwilę z nim porozmawialiśmy.
– Jak sobie radzisz w czasach pandemii?
– W Bangladeszu jest tak jak wszędzie. Liga jest zawieszona, nie wiadomo na jak długo. Możliwe, że ten sezon nie zostanie dokończony. Nikt nic nie wie, wszyscy czekamy na jakieś informacje.
– Patrząc na twoją karierę można stwierdzić, że lubisz zwiedzać świat.
– Taką mam pracę, że mogę trochę zwiedzać, poznawać nowych ludzi. Dzięki byciu piłkarzem jest to możliwe. Sporo widziałem też podczas wyjazdów z reprezentacją Kirgistanu. Cały czas chcę próbować czegoś nowego, dlatego często zmieniam kluby po jednym sezonie.
– Swego czasu grałeś m.in. z Basem Dostem w FC Emmen.
– Bas był wtedy bardzo młodym zawodnikiem, miał chyba szesnaście czy siedemnaście lat. Wtedy było widać po nim, że jest to wielki talent. Był innym typem piłkarza, miał czucie piłki, wiedział, gdzie się ustawić. Może nie miał jeszcze umiejętności piłkarskich, ale wiedział, gdzie stanąć.
– Twój pobyt w Widzewie i Cracovii łączy osoba Wojciecha Stawowego.
– Jedną z przyczyn, dla których pojechałem do Łodzi, był właśnie trener Stawowy. Nie chciałem już grać w Polsce, chciałem wyjechać. Sytuacja w klubie wtedy też nie była fajna. Lubię jednak styl gry trenera Stawowego i dlatego zdecydowałem się zagrać w Widzewie.
– Trener Stawowy bardzo lubi grać piłką.
– Nam to nie sprawiało kłopotu. Problemy leżały gdzie indziej. Klub miał długi, ja też nie dostawałem pensji przez kilka miesięcy. Graliśmy na małym stadionie w Byczynie.
– Te problemy finansowe jakoś mocno cię dotknęły?
– Miałem oszczędności, więc ta sytuacja nie dotknęła mnie na szczęście zbyt mocno. Nie wygląda to jednak fajnie, gdy podpisujesz kontrakt i nie dostajesz pensji. Wszyscy byli zdenerwowani. Ostatecznie prezes powiedział, że nie będzie prowadził dalej klubu.
– Wyjazdy do Byczyny też nie motywowały do grania.
– Graliśmy bez kibiców, na sztucznym boisku. Gdy było tam gorąco, nie dało się tam grać. To nie był profesjonalny futbol. Nie chcę źle mówić o klubie, bo to był problem ludzi, którzy go prowadzili. Widzew to wielki klub, co widać szczególnie teraz. Wtedy wszystko zepsuli ludzie u steru.
– Pobytu w Łodzi zapewne nie wspominasz najlepiej, ale może były jakieś pozytywy?
– Fajny stadion, fajni koledzy z drużyny, którzy wtedy ze mną grali. Kibice, choć nieliczni w Byczynie, też byli mili. Szkoda, że nie mogli zrobić nic więcej. Miasto też polubiłem. Widzew musiał przejść ten trudny okres. Teraz to super klub i miło jest na niego patrzeć. Widownia po 16 tysięcy to coś wspaniałego. Chciałbym, żeby Widzew awansował teraz do pierwszej ligi, a potem od razu do Ekstraklasy.
– Grałeś w Omanie, Tajlandii czy Malezji. W którym z tych krajów poziom piłkarski był najwyższy?
– Zdecydowanie w Tajlandii, gdzie cały czas poziom jest wysoki. Pozostałe kraje są na podobnym poziomie. Patrząc pod kątem murawy na stadionach, w Malezji dobra płyta jest tylko na jednym obiekcie, a w Tajlandii wszystkie są świetne. Co ciekawe, piłkarsko Malezja jest gorsza, ale już finansowo jest tam dużo lepiej.
– Twój były malezyjski klub, Kedah FA, zapłacił ostatnio za jednego zawodnika 360 tysięcy funtów. W Polsce ze świecą szukać takich transferów.
– Do Malezji na tournee przyjeżdżają takie drużyny jak Arsenal i grają przeciwko lokalnym zespołom. Co najdziwniejsze, wcale nie wygrywają wysoko. Tam jest jednak inna piłka, inny poziom. Każdy kraj ma swój styl. Azja jest finansowo silniejsza niż Europa. To w Azji produkuje się praktycznie wszystko to, co wychodzi w świat. Oni mają pieniądze, więc mogą pompować je w piłkę. Są inwestorzy, którzy chcą coś zbudować.
– Ostatnio w niemieckiej prasie ukazał się artykuł na twój temat. Padło w nim zdanie, że wykorzystałeś swój talent do maksimum. Zgadasz się?
– Myślę, że nie wycisnąłem maksa ze swojej kariery. Byłem młody, zrobiłem trochę błędów. Największym było chyba odejście z Cracovii. Miałem możliwość tam zostać, ale w klubie nie było już trenera, nawarstwiały się problemy. Gdy byłem młody, nie znałem realiów piłki. Teraz, gdybym miał ponownie osiemnaście lat, wiele rzeczy zrobiłbym inaczej. Czasu jednak nie cofnę. Muszę myśleć o przyszłości, zwłaszcza że mam rodzinę.
Rozmawiał Karpiu
Tak szczerze to nawet go nie pamietam.
Ja też nie ale pamiętam Pidwirnego czy jakoś tak, kawał chłopa, a o własne nogi się wywracał. Zresztą fakt taki, że z looserów cackowych to nie ma kogo pamiętać.
Mi w pamięci zapadł Warchoł, Kozłowski i chyba tyle. Za pana Tylaka jeszcze Augustyniak i taki blondyn w ataku z Lechii Gdańsk. Strzelił bramkę na arce chyba
@Varix to tzw. wiecznie „młody” Duda
Co on mówi, że grali w Byczynie bez kibiców???
Ja tam z synem i jego kolegami chyba na wszystkich tam rozegranych meczach byłem.I trochę naszych kibiców na tej trybunie też widziałem.
Ta… dziwnie dystrybuowane „zaproszenia” i bojkot większości kibiców z kilkunasto-, kilkudziesięcioletnim stażem. To był już ten skrajny moment, kiedy każdy już miał dość i czekał kiedy zgaśnie światło.
No i chuj.
Ja byłem ma każdym meczu,a też mam trochę stażu
A że Widzew cienko wtedy prządł to co może miałem na aleje wiadomo czego jeździć?
Kurcze w tej Byczynie zęby bolały jak tą tiki take sie oglądało.
Wojciech Stawowy. Najlepszy trener ligowy.
Kuwa żart oczywiście.
No i miałem wtedy teściową na kwadracie.
Ile ja wtedy wyjazdów zaliczyłem.
A na domowe To bym nawet do Wąchocka mógł jeździć a nie tylko do Byczyny.
Uff dobrze że to już przeszłość
Chociaż w sumie teraźniejszość to też o kant dupy potłuc.