Dekada Widzewa, odc. 5: „Trudna wiosna”
2 maja 2020, 09:00 | Autor: RedakcjaNadszedł czas na piąty odcinek serii „Dekada Widzewa”, w którym przypomnimy rundę wiosenną sezonu 2011/2012. Jesienią kibice oglądali przy al. Piłsudskiego dwie różne drużyny – pierwsza była mocna, grała ofensywnie i skutecznie, druga zaś potrafiła spisać się słabiej niż można byłoby to sobie wyobrazić. Wszyscy mieli nadzieję, że w rundzie rewanżowej częściej będzie widziana wersja numer jeden.
Tak jak we wcześniejszym okienku transferowym, teraz również działacze nie szaleli z transferami. Większość nowych graczy zostało pozyskanych z „wolnej ręki”, a wśród nich znaleźli się m.in. Veljko Batrović, Mehdi Ben Dhifallah, Radosław Matusiak, Mariusz Rybicki czy Marcin Kaczmarek, którego przejście z ŁKS wywołało sporo kontrowersji. Zimą Łódź opuścił przede wszystkim Piotr Grzelczak – po młodego napastnika zgłosiła się Lechia Gdańsk. Najpierw podpisał on kontrakt obowiązujący od lipca, ale później włodarze klubu z Pomorza ściągnęli go do siebie już wiosną, płacąc za tę możliwość 250 tysięcy złotych.
>>> DEKADA WIDZEWA, ODC. 4: „UTRZYMAĆ DOBRĄ FORMĘ”
Do gry w Ekstraklasie łodzianie wrócili 18 lutego. Jako pierwsze na al. Piłsudskiego przyjechało Podbeskidzie Bielsko-Biała. Mecz odbywał się w zimowych warunkach, a to, co tego sobotniego popołudnia obejrzeli kibice, wołało o pomstę do nieba. Śmiało można powiedzieć, że był to najgorszy mecz czerwono-biało-czerwonych w całym sezonie. Przyjezdni już od pierwszych minut zdominowali grę, stwarzali sytuację za sytuacją i tylko dzięki własnej nieskuteczności do przerwy nie byli na prowadzeniu. Nie wykorzystali też rzutu karnego, którego już w czwartej minucie przestrzelił Sylwester Patejuk. W drugiej połowie widzewiacy wciąż prezentowali się fatalnie. Boiskowe wydarzenia nadal kontrolowali bielszczanie, co ostatecznie dało im jednego gola, którego strzelił Patejuk, rehabilitując się za niewykorzystaną jedenastkę. 0:1 po bardzo słabym meczu – na pewno nie tak wyobrażano sobie początek rundy wiosennej…
W następnej kolejce wcale nie miało być lepiej, bo Widzew wybrał się do stolicy, na mecz z wiceliderem tabeli – Polonią Warszawa. Po tragicznym występie tydzień wcześniej, niewiele osób uważało, że RTS będzie w stanie wygrać w stołecznym mieście. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego nie wzięli sobie do serca kursów w zakładach bukmacherskich i zaskoczyli niedowiarków! Czerwono-biało-czerwoni przywieźli komplet punktów z Warszawy. Debiutanckiego gola strzelił Mehdi Ben Dhifallah, który miał udział również przy drugiej bramce. Tunezyjczyk wywarł bowiem presję na Tomaszu Brzyskim, który przepięknym lobem pokonał własnego bramkarza. Gospodarze byli w stanie odpowiedzieć tylko jednym trafieniem w wykonaniu Wladimera Dwaliszwilego. Zwycięstwo 2:1 z trybun oglądało 350 widzewiaków, którzy przy ul. Konwiktorskiej pojawili się na zakazie.
Po wyjeździe do największego miasta Polski, widzewiacy wrócili na stadion przy al. Piłsudskiego. Zapowiadał się dobry mecz, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie spotkania z nadchodzącym rywalem, czyli wrocławskim Śląskiem. Rywalizację od mocnego uderzenia zaczęli goście – w 20. minucie błąd defensywy RTS wykorzystał Marek Wasiluk. Gospodarze odpowiedzieli jeszcze przed przerwą, a szybką kontrę na gola zamienił Princewill Okachi. W drugiej części Śląsk znów wyszedł na prowadzenie, tym razem za sprawą Łukasza Madeja. W doliczonym czasie gry, gdy wydawało się, że już nic nie uratuje Widzewa przed porażką, przypomniał o sobie jednak Przemysław Oziębała, wyrównując na 2:2 niemal w ostatniej sekundzie! Cały stadion oszalał ze szczęścia, „pozdrawiając” długo „uwielbianego” wśród fanów czerwono-biało-czerwonych Madeja. Mecz miał też jeszcze jedną kibicowską atrakcję – efektowny pokaz serpentyn, rzuconych na murawę przed pierwszym gwizdkiem sędziego.
Happy-endem zakończył się również następny mecz w wykonaniu Widzewa. W 21. kolejce RTS pokonał na własnym obiekcie GKS Bełchatów 1:0, a jedyną bramkę strzelił Abbes. Tunezyjczyk wykorzystał świetne dośrodkowanie Dudu Paraiby z rzutu wolnego, zamykając akcję przy długim słupku i pokonując Łukasza Sapelę. Niestety, stadion pogrążony był wówczas w żałobie, bo kilka dni wcześniej zmarł Włodzimierz Smolarek, a jego pamięć czczono niemal przez cały czas trwania spotkania.
Dobra gra łodzian nie zapowiadała kryzysu, który miał nadejść. Zaczął się on od porażki na wyjeździe z Zagłębiem Lubin – tam punkt widzewiacy stracili w 92. minucie, za sprawą Costy Nhamoinesu. Porażkę z trybun oglądało 800 fanów gości, dla których – jak się później okazało – był to najliczniejszy wyjazd w całej rundzie.
Tydzień później było niestety jeszcze gorzej. Podopieczni Mroczkowskiego dostali tęgie lanie w Białymstoku, gdzie przegrali 1:4. Dla gospodarzy trafiali dwa razy Tomasz Frankowski i po razie Thiago Cionek oraz Maciej Makuszewski. Dla łodzian honorowego gola strzelił Ben Dhifallah, a w sektorze gości stawiło się 300 osób.
W następnej kolejce RTS został ograny u siebie przez Ruch Chorzów. „Niebiescy” wygrali w Łodzi 2:1, po bramkach duetu Maciej Jankowski – Arkadiusz Piech. „Mecz przyjaźni” na pewno zapadł w pamięci młodziutkiemu Mariuszowi Rybickiemu, który pierwszy raz wpisał się na listę strzelców w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gol ten nie dał jednak widzewiakom choćby jednego punktu.
Po trzech kolejnych przegranych, Widzew nie mógł pozwolić sobie na czwartą. Przewaga nad bezpiecznym miejsce w lidze malała, a w 25. kolejce na czerwono-biało-czerwonych czekał rywal zza miedzy, czyli przedostatni w stawce ŁKS. Derby rządzą się swoimi prawami i tak było też w tym wypadku. Pierwszą krew przelali widzewiacy, a obiekt przy al. Unii uciszył… Kaczmarek! Zdobywając tę bramkę, skrzydłowy musiał mieć niesamowitą satysfakcję, bo kibice ŁKS od początku spotkania nie zostawiali na nim suchej nitki, dając znać, co sądzą o jego przeprowadzce do drugiej części miasta. To była 51. minuta – jedyna, w której RTS prowadził, bo gospodarze potrzebowali zaledwie sześćdziesięciu sekund, by wyrównać. Uczynił to Marek Saganowski, ustalając wynik 62. Derbów Łodzi, na których nie pojawili się fani Widzewa, co dopiero w kolejnych latach miało się stać smutnym standardem. Z remisu bardziej mogli się cieszyć przyjezdni. Przełamali oni serię trzech porażek z rzędu, co pozwoliło im złapać trochę świeżego powietrza i uspokoić oddech.
Spokojna głowa przydała się już tydzień później. Na stadion przy al. Piłsudskiego zawitała warszawska Legia. Mecz dla wielu kibiców RTS ważny prawie tak samo jak derby, wręcz prestiżowy. Goście prowadzili w tabeli, z trzema punktami przewagi nad Śląskiem, więc widzewiacy mogli korzystnym wynikiem utrudnić Legii walkę o mistrzostwo. W 22. minucie meczu padła pierwsza bramka, a jej autorem był Michał Kucharczyk, który instynktownym strzałem w krótki róg pokonał Macieja Mielcarza. Widzew odpowiedział jeszcze przed przerwą. W pole karne dynamicznie wpadł Kaczmarek, został kopnięty przez Inakiego Astiza i arbiter wskazał na „wapno”. Dusana Kuciaka z jedenastu metrów pokonał Matusiak. W drugiej połowie nie doczekaliśmy się goli i klasyk zakończył się podziałem punktów. Ciekawie było także na trybunach – pod „Zegarem” pojawiła się oprawa z kultowym wręcz przesłaniem: „Nigdy się nie poddawaj, bo zasady są ważniejsze od prawa”.
Widzewiacy zremisowali również kolejne spotkanie. O meczu z Cracovią trudno jednak cokolwiek napisać, oprócz tego, że się odbył, a na trybunach stawiło się 557 fanów z Łodzi – nudne 0:0. W 28. kolejce pewny utrzymania Widzew zmierzył się z Lechią Gdańsk, której po piętach deptał walczący o czternastą pozycję w tabeli ŁKS. Łodzianie przegrali u siebie 0:1, jedyną bramkę zdobył Abdou Razack Traore, dzięki czemu starania o utrzymanie rywali zza miedzy zostały bardzo utrdunione. W przedostatniej serii gier RTS w końcu wygrał. Po dwóch golach Ben Dhifallaha, zawodnicy z „Miasta Włókniarzy” pokonali w Kielcach Koronę 2:0, dając powody do radości 777 swoim kibicom.
Sezon 2011/2012 zakończył się bezbramkowym remisem z Lechem Poznań, który dał Widzewowi dziesiąte miejsce w tabeli Ekstraklasy. Bolączką łódzkiej ekipy pozostawała nierówna forma. Trudno było przewidzieć, jak zagra drużyna prowadzona przez Mroczkowskiego, dużo zależało od dyspozycji dnia. Mistrzem Polski został Śląsk Wrocław, o punkt wyprzedzając Ruch Chorzów. Na drugim biegunie znalazła się Cracovia wraz z ŁKS i te zespoły pożegnały się z najwyższą klasą rozgrywkową. Gra zespołu w drugiej części ligi nie napawała optymizmem na nadchodzący sezon. Pozostawało mieć nadzieję, że trener dobrze przygotuje zawodników i znów będziemy mieli przyjemność z oglądania silnej ekipy z al. Piłsudskiego.
Wyniki Widzewa w rundzie wiosennej sezonu 2011/2012:
18.02.2012, Widzew Łódź – Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:1 (Patejuk)
25.02.2012, Polonia Warszawa – Widzew Łódź 1:2 (Dwaliszwili – Ben Dhifallah, Brzyski s.)
04.03.2012, Widzew Łódź – Śląsk Wrocław 2:2 (Okachi, Oziębała – Wasiluk, Madej)
11.03.2012, Widzew Łódź – GKS Bełchatów 1:0 (Abbes)
16.03.2012, Zagłębie Lubin – Widzew Łódź 1:0 (Nhamoinesu)
23.03.2012, Jagiellonia Białystok – Widzew Łódź 4:1 (Frankowski x2, Cionek, Makuszewski – Ben Dhifallah)
31.03.2012, Widzew Łódź – Ruch Chorzów 1:2 (Rybicki – Jankowski, Piech)
09.04.2012, ŁKS Łódź – Widzew Łódź 1:1 (Saganowski – Kaczmarek)
14.04.2012, Widzew Łódź – Legia Warszawa 1:1 (Matusiak – Kucharczyk)
20.04.2012, Cracovia Kraków – Widzew Łódź 0:0
28.04.2012, Widzew Łódź – Lechia Gdańsk 0:1 (Traore)
03.05.2012, Korona Kielce – Widzew Łódź 0:2 (Ben Dhifallah x2)
06.05.2012, Widzew Łódź – Lech Poznań 0:0
Błażej
Polemizowałbym z tytułem artykułu.
Jak w takim razie nazwać tegoroczną wiosnę?
Trudną wiosnę zafundował nam Mroczkowski przed rokiem
Ja uważam, że ktoś inny nam wiosnę przed rokiem ufundował
Nie chcę oglądać Widzewa w ekstraklasie, który zbiera cięgi.