D. Radowicz: „Wychowamy w Widzewie reprezentanta Polski!”
30 listopada 2017, 20:37 | Autor: RyanNiegdyś Damianowi Radowiczowi wróżono spora karierę, ale marzenia o sportowych sukcesach z głowy wybiły mu poważne problemy ze zdrowiem. Od dziecka kibicuje on Widzewowi, więc skoro nie może pomóc mu na boisku, stara się zrobić to poza nim. Od niedawna wspiera Akademię łódzkiego klubu. O kulisach jego pracy oraz aktualnych celach powiedział w rozmowie z WTM.
– Jak to się stało, że trafiłeś w szeregi Akademii Widzewa?
– Przez cierpliwość, nieustępliwość w dążeniu do celu. Nie była to łatwa droga, przypominała trochę tą, którą przechodziłem jeszcze jako piłkarz, gdy dwukrotnie nie przechodziłem testów w Widzewie i dopiero za trzecim razem się udało.
– Teraz wyszło za pierwszym.
– To było trochę inaczej, choć może nawet trudniej. Już przy reaktywacji Widzewa zadzwonił do mnie ówczesny prezes Marcin Ferdzyn. Co prawda myślał o mnie jako o zawodniku, ale powiedziałem mu, że chętnie pomogę, ale w nieco innym wymiarze. Temat jednak upadł. Później sam wyszedłem z inicjatywą spotkania z trenerem Piotrem Grzelakiem, który został koordynatorem ds. młodzieżowych. Pomagałem juniorom starszym w treningach motorycznych, dlatego chciałem się spotkać i porozmawiać, żeby wszystko było tip-top. Trener Grzelak zorganizował spotkanie z Andrzejem Kretkiem, przedstawiłem swoją filozofię, swój tryb pracy, dowiedziałem się jak wygląda sytuacja i czego ode mnie oczekują i przyjąłem wyzwanie.
– Na czym konkretnie polega to wyzwanie?
– Jestem trenerem przygotowania fizycznego w klubie. Moje główne zadania to prowadzenie treningów motorycznych w całej akademii, od rocznika 2006 do juniorów starszych oraz ustalenie makrocykli i mikrocykli motorycznych dla trenerów.
– Masz jakieś cele lub marzenia związane z tą pracą?
– Mój cel jest bardzo prosty: wychować zawodnika, który zagra w pierwszej drużynie Widzewa. Najlepiej w Ekstraklasie i w reprezentacji Polski. Jestem przekonany w 100%, że jest to możliwe i dopóki będę w Widzewie, zrobię wszystko, co się da, żeby to osiągnąć.
– Pomagasz też młodym widzewiakom mentalnie.
– Dla mnie bardzo ważne jest wszczepienie mentalności zwycięzcy tym zawodnikom. Tego, że niezależnie co robią w życiu, powinni to robić na 100% albo wcale! Zależy mi na tym, żeby zawodnicy w Akademii Widzewa mieli „Widzewski charakter”, żeby się nie poddawali, walczyli do końca, nie narzekali. To jest cecha, która pomoże im wykorzystać swój potencjał. O to właśnie mi chodzi. Dążę do tego, żeby maksymalnie wykorzystać potencjał każdego zawodnika, którego trenuję.
– Masz pod sobą jakieś perełki?
– Jest kilku zawodników, którzy moim zdaniem mają predyspozycje na wielkie kariery. Wszystkie największe akademie na świecie idą w tą stronę i wiem, że to jest dobry kierunek.
– W roli klasycznego trenera się nie widzisz? Nie ciągnie cię na ławkę?
– Nie. Rola trenera przygotowania fizycznego nie jest łatwa, bo często gdy nie ma wyników, to jest łatwa odpowiedź: „Trener od motoryki ich zajechał”. A jak wyniki są, to chwała idzie na trenera głównego. Ale nie dla zasług to robię. Chcę być specjalistą w przygotowaniu fizycznym, czyli motoryki i żywienia. Dlatego regularnie się szkole, edukuje. W grudniu jadę na szkolenie motoryczne z metodologii Exos. Jest to najbardziej prestiżowe szkolenie na świecie z zakresu przygotowania motorycznego. Są to specjaliści, którzy na co dzień pracują z kadrami narodowymi np. Niemiec, USA, Chin czy ze sportowcami z NBA, NHL, NFL…
– Na czym ten system polega?
– Zintegrowany system Exos zawiera kompleksowe aspekty przygotowania motorycznego, takie jak: odżywianie, przygotowanie ruchowe, aspekty psychologiczne, regenerację. Chcę być najlepszy i pomagać trenerom głównym. Niczego nie wykluczam, ale na ten moment mam jasno obrany cel i jadę prosto do niego.
– Jak ocenisz obecną organizację Widzewa? Projekt Akademii jest rozwojowy.
– Jest duży potencjał. A nawet ogromny! Nie ma co koncentrować się na tym, czego nie ma, tylko na tym, co możemy zrobić teraz. A możemy bardzo dużo! Trzeba robić wszystko, żeby warunki były jak najlepsze. Ja ze swojej strony działam najlepiej jak potrafię i wierzę, że tego reprezentanta Polski wychowamy. Oczywiście krok po kroku. Pamiętajmy, że mur chiński powstał od zbudowania jednej cegły, potem następnej i następnej, aż w końcu powstał kolos. Analogia jest wymowna (śmiech).
– Czym Akademia dysponuje na dzień dzisiejszy?
– Na razie budujące jest to, że ponad miesiąc pracy pozwolił na indywidualne spotkania z każdym z trenerów z Akademii. Zrobiłem dwie prezentacje dla trenerów, odbyłem dwadzieścia dwa treningi motoryczne oraz prezentację edukacyjną z zakresu żywienia sportowca dla rodziców i zawodników z każdego rocznika. Małą łyżeczką, a nie dużą chochlą.
– Powiedz jeszcze, jak sprawy ze zdrowiem. Wszyscy pamiętamy, jak to się skończyło…
– Przy dłuższych i bardziej intensywnych treningach kolano czy Achilles lekko się odzywają, ale „rybki” zakładać mogę. Ćwiczenia potrafię pokazać, co wskazuje, że jest dobrze. Gdy tylko jestem na stadionie, to wracają wspomnienia sprzed lat i jest mi trochę żal. Ale cieszę się z tego co robię. Z całym szacunkiem do moich umiejętności, poza boiskiem mogę dać zdecydowanie więcej.
Rozmawiał Ryan