D. Nawrocki: „Najważniejszy jest indywidualny rozwój”
15 listopada 2018, 12:17 | Autor: KamilDla młodych piłkarzy Widzewa z rocznika 2007 runda jesienna była bardzo udana. Nie tylko wygrali swoją ligę bez straty punktu, ale odnieśli też wiele sukcesów na różnych turniejach, choćby w PGE Widzew Cup, którego finał odbył się na boisku „Serca Łodzi”. Z tej okazji, porozmawialiśmy z trenerem „Czerwonych Tygrysów”, Dariuszem Nawrockim.
– Gra w piłkę w wieku 11 lat to nadal tylko zabawa czy już zaczątki poważnego myślenia o rywalizacji?
– Teraz trend jest taki, że wszystkie dzieci muszą się bawić grą w piłkę. W Widzewie od samego początku trzeba im jednak uświadamiać tę mentalność zwycięzcy, przynależność do barw i to, że reprezentują swój klub. Muszą być oni też świadomi tego, co robią. Świadomość musi się pojawić także u rodziców. Mowa o ukierunkowaniu swoich dzieci na piłkę, bo jak się coś robi, to trzeba to robić dobrze. U mnie większość dzieciaków chce coś z tych treningów wynieść. Zabawa – jak najbardziej, ale z naciskiem na poziom piłkarski.
– Czyli na wyniki też warto zwracać uwagę?
– Najbardziej istotne są wyniki indywidualne, podnoszenie swoich fundamentalnych cech piłkarskich. Dla mnie największym osiągnięciem jest to, gdy ci chłopcy się rozwijają. Jak się trenuje i dobrze to wychodzi, mecz jest nagrodą. Jeżeli dochodzi do tego wynik drużynowy, to jest super. Najważniejszy jest jednak ten indywidualny rozwój do kolejnych etapów.
– Mimo wszystko wyniki idą w świat. W lidze wygrywacie kilkunastoma bramkami. Ci chłopcy nie tracą przez to, że nie grają z rywalami na swoim poziomie?
– Myślę, że można byłoby tę ligę inaczej skonstruować. Jak wygrywamy 28:0 i drużyna stoi po siedmiu w świetle bramki, to nie ma co oczekiwać od chłopców, że zagrają coś fajnego w polu karnym, bo już się nie da. My w Akademii robimy tak, że gramy bardzo dużo sparingów z rocznikami starszymi. Jeździmy po Polsce, szukamy sparingpartnerów. Graliśmy turniej na Widzewie, nieoficjalne mistrzostwa w Bydgoszczy, cały czas gdzieś sparujemy. W niedzielę gramy z Escolą Varsovia i z Górnikiem Łęczna. Szukam ciągle przeciwników, mamy 27 piłkarzy w Akademii i ci, którzy nie grają, trenują. A później to oni mają swój mecz.
– Możliwość gry z Borussią Dortmund czy Manchesterem United to musi być wyjątkowe przeżycie.
– To taka nagroda dla nich, a do tego możliwość skonfrontowania się z topowymi przeciwnikami. Tak samo zresztą dla mnie, bo każdy wyjazd to jest nauka. Podpatruje się to wszystko, rozmawia z trenerami, widzi jak wyglądają inne drużyny, co grają. Każdy taki przeciwnik z topu jest wielkim doświadczeniem i albo nagrodą za ciężką pracę, albo lekcją, co trzeba jeszcze zrobić. Myślę, że porażki budują i jeżeli wyciąga się z nich wnioski, to jest właśnie droga do sukcesu. A jak przegrywać, to z najlepszymi.
– Wygrana w PGE Widzew Cup, odniesiona na murawie „Serca Łodzi”, też musiała smakować świetnie.
– Przede wszystkim to była bardzo fajna inicjatywa ze strony Akademii, że coś takiego zorganizowała. Dla dzieciaków to na pewno było ogromne przeżycie, szkoda tylko, że druga drużyna nie dostała się do półfinałów, bo zabrakło niewiele. Mój zespół jest bardzo mocno związany z Widzewem, chłopcy mają karnety, chodzą na mecze. Teraz mogli zobaczyć, jak to wygląda od środka, mieć taką marchewkę, zachętkę, że mogą to robić kiedyś na co dzień. To jest magnesem do ciężkiej pracy, by kiedyś grać w pierwszej drużynie Widzewa.
– W Widzewie chyba coraz poważniej traktuje się tę młodzieżową piłkę.
– Ja jestem wychowankiem Widzewa. Gdy zaczęła się przygoda z piłką seniorską, wyjechałem w świat. Kiedy wracałem i rozmawiałem z kolegami, to czas się zatrzymał. Od tej odbudowy Widzewa, to jest naprawdę duży przeskok. Pomogła w tym Łodzianka i cała organizacja wewnątrz Akademii. Dużo fajnych rzeczy jest robionych, mamy wiele ciekawych roczników. Trenerzy świetnie wykonują swoją pracę, jest dyrektor Płuska, który to nadzoruje. Wszystko idzie ku dobremu.
– Akademia Widzewa rozrasta się o nowych partnerów. Rocznik 2007 też już odnosi z tego jakieś korzyści?
– Na tę chwilę, te projekty dopiero startują. Nie mieliśmy jeszcze takiego rozeznania, choć graliśmy z drużyną z Rawy Mazowieckiej, widziałem Włókniarz Zgierz. Na pewno to jest projekt na przyszłość i jesteśmy otwarci, żeby najlepsi chłopcy trafiali pod skrzydła Akademii. To będzie też miało znaczenie dla tych młodszych roczników, 2008, 2009 i 2010, bo będzie większa liczba dzieci pod kontrolą Widzewa. Natomiast jeżeli my w 2007 dostaniemy jakiegoś fajnego chłopaka, skorzystają na tym oba podmioty.
– Wspomniał pan o Łodziance. Wszyscy wiemy, że ośrodek nie jest doskonały. Jak może pan ocenić pracę na nim?
– Prowadzę cztery jednostki treningowe na Łodziance, do tego dochodzi mecz co drugi tydzień. W Akademii jest parę roczników, my jesteśmy najmłodsi, także z racji tego musimy nieco ustępować. Staramy się jednak gdzieś te terminy znaleźć. Pod względem użyteczności, mamy zagwarantowane boisko i to jest najważniejsze. Rok temu tułałem się po orlikach, więc teraz to jest świetna sprawa. Na pewno przydałaby się jeszcze jedna płyta, zwłaszcza sztuczna, teraz na okres jesienny. Tak czy inaczej, Łodzianka bardzo pomogła. Pamiętam, gdy jeszcze grałem i jechaliśmy na mistrzostwa Polski juniorów, trenowało się w parkach, gdzie ganiała nas straż miejska. (śmiech) W porównaniu do tego, teraz jest bajka.
– W zeszły weekend skończyła się liga. Chyba możecie być zadowoleni i z rezultatów, i z rozwoju zawodników.
– Podzieliłem to wszystko na trzy etapy. Pierwszym była runda jesienna, gdy nie chcieliśmy stracić punktów w lidze. Mieliśmy jedną silną drużynę jako przeciwnika, SMS, z którym przegraliśmy w poprzednim sezonie. To były mecze weekendowe, w miarę możliwości uzupełniane graniem z silnymi przeciwnikami. Od teraz wchodzimy w drugi etap, będziemy jeździć po Polsce i grać z możliwie najlepszymi drużynami. Czeka nas chyba jeszcze więcej meczów niż w lidze, zagramy z takimi zespołami jak Śląsk Wrocław, Akademia Marcina Mięciela, Raków Częstochowa, Miedź Legnica, Stomil Olsztyn czy Piast Gliwice. Będą to zarówno trójmecze, turnieje, jak i pojedyncze sparingi. Trzeci etap to jest dokończenie ligi bez straty punktów. Oczywiście, gdy ją wygramy, czeka nas jeszcze mecz barażowy, żeby awansować do I ligi wojewódzkiej.
– Piłkarze Widzewa są też doceniani indywidualnie, choćby za sprawą powołań do kadry województwa. To pewnie także cieszy.
– Cieszy, oczywiście. Na wstępie już rozmawialiśmy o tym, co jest wynikiem. Zespół może fajnie funkcjonować, ale wszyscy nigdy nie dostaną się do kadry Polski. Chodzi o to, żeby wyłowić tę perełkę, żeby indywidualnie ich przygotować. Tak funkcjonuje reprezentacja województwa, tak samo młodzieżowe kadry Polski. Dzieciak musi tam pójść, a trener ma w nim zobaczyć tego małego piłkarza, przygotowanego do gry: dobrze wyszkolonego technicznie, wiedzącego jak się odnaleźć w innym systemie, wśród kolegów z innych klubów. Ten zawodnik musi się umieć „sprzedać” piłkarsko. Dlatego tak ważne jest wyszkolenie indywidualne. Jeżeli chłopcy przejdą tę selekcję, zostanie kilku z Widzewa, to będzie nagrodą i dla klubu, i dla mnie.
– Macie w drużynie Klaudię Kiełczewską. To na tym poziomie częsty widok, że dziewczynka gra z chłopcami?
– Jeszcze się zdarza. To jest dziewczynka od dawna związana z klubem, reprezentantka kadry województwa, która w zeszłym roku brała udział w Letniej Akademii Młodych Orłów. Powoli jednak będzie musiała sobie szukać grania gdzie indziej. Póki co, jeszcze rodzice o to prosili, dyrektor Płuska wyraził zgodę i gra z nami. Bardzo się z tego cieszymy i oby tak zostało jak najdłużej.
– To ilu piłkarzy „Czerwonych Tygrysów” zobaczmy kiedyś w pierwszej drużynie Widzewa?
– Oby było ich jak najwięcej! Przed nimi wciąż jednak jeszcze bardzo długi proces. Warunki, by to osiągnąć, stale się poprawiają, także wszystko zależy ode mnie i od nich, od tego, jak wejdą w ten późniejszy okres. Wiadomo, może być tak, że żaden nie trafi do poważnej piłki, ale ja w to nie wierzę. Mam w nich dużo wiary, a życie zweryfikuje, jak to się potoczy.
Chciałbym też, żeby filozofia klubu była zbudowana w ten sposób, że trener ma narzucony odgórnie pewien projekt i z każdego rocznika, który skończy wiek juniora starszego, musi wcielić kogoś do kadry pierwszego zespołu. Wtedy taki mój chłopak, który wychodzi z klatki na osiedlu, widzi, że z klatki obok wychodzi nieco starszy kolega, który ma 18 lat i jest w pierwszej drużynie. Ten młodszy wtedy może pomyśleć „on mieszkał w bloku obok, tak samo trenował jak ja, starał się i teraz gra w Widzewie”. To byłby dla nich taki dodatkowy bodziec.
Rozmawiał Kamil