D. Mąka: „Po słowach trenera Legii byliśmy podwójnie zmotywowani”

17 kwietnia 2017, 13:47 | Autor:

Daniel_Mąka

Daniel Mąka jest bez wątpienia pierwszoplanową postacią w zespole Widzewa. W sześciu spotakaniach tej rundy strzelił już sześć goli. Nie boi się też boiskowej walki, a w dwóch meczach wystąpił… z kontuzją!

– Nie byliście konsekwentni… Do tej pory strzelaliście w każdym meczu po dwa gole, a tu trzy bramki. Tylko się cieszyć.

– Myśle, że tak. Już z Lechią, przed tygodniem zagraliśmy najlepsze spotkanie w tej rundzie. To nas wywindowało i pomogło spiąć się na Legię. Do tego pomogły nam słowa jej trenera, a mnie fakt, że jestem przecież warszawiakiem…

– … Z tej drugiej strony Warszawy.

– Tak, trzeba to powiedzieć szczerze i uczciwie. Jestem jednak na tyle doświadczonym zawodnikiem, że wiem, że emocje trzeba umieć studzić. Było jednak po nas widać, jak gryziemy trawę i jak walczymy. Piłkarze Legii może i potrafią grać w piłkę, ale tego doświadczenia i waleczności nie kupią. Przed nimi wiele pracy w tym aspekcie.

– Próbowali nadrabiać inaczej. Był w moment, w którym zrobiło się gorąco. Zostałeś uderzony czy popchnięty?

– To było takie pół na pół. Ja sam nie wykonałem żadnego ruchu, mając na uwadze to, że cały czas jestem zagrożony przerwą kartkową. Wywalczyłem piłkę, stanąłem, a jego poniosły emocje. Zostałem pchnięty czy uderzony w okolice szyi. Za sam zamiar sędziowie dają już czerwone kartki. Leżąc słyszałem, że w pierwszej kolejności taka była wyciągnięta. Teraz już nie ma co do tego wracać. Tak jak my podejmujemy decyzje na boisku, tak sędziowie muszą brać odpowiedzialność za swoją pracę. Chyba legioniści zostali oszczędzeni.

– Nie dograłeś meczu do końca. Odezwał się uraz sprzed meczu z Lechią?

– Mało osób wie o tym urazie. W tej chwili jestem już niemal w 100% zdrowy, ale był to duży problem przed meczem z Lechią. Ten tydzień był dla mnie trochę luźniejszy i być może stąd wzięło się to, że organizm nie był do końca przygotowany. W sparingach, na ciężkich boiskach ze sztuczną nawierzchnią potrafiłem grać po 90 minut.

– Kartki uniknąłeś, więc powinniśmy zobaczyć cię także z Łomżą? Uraz już zanika?

– Najtrudniejszy był czwartek, dzień przed meczem z Lechią. W ogóle nie uczestniczyłem w treningu. W piątek od rana trwała walka o to, żeby postawić mnie na nogi. Chłodne głowy zachowywali trener i zarząd. Sugerowali, żebym odpuścił. Sam podjąłem jednak decyzję, że wyjdę na boisko i wiedziałem, że różnie to się może skończyć. Dograłem jednak ten mecz, strzeliłem bramkę. Chyba Bozia nade mną czuwa.

– Czuwa rzeczywiście nad wami jakaś opatrzność. ŁKS, który gonicie, stracił bramkę na 1:2 w 93. minucie.

– Już tamten weekend był dla nas udany, bo punkty straciła i Drwęca, i ŁKS. Nie liczę Legii, bo myślę, że ona nie powalczy o awans. To tylko piłka, wszystko może się zdarzyć, ale tak mi się wydaje po sobotnim meczu. Nie dogonią wyprzedzającej ją trójki. Czy Bozia teraz czuwa nad nami? Powiem tak: nad nimi czuwała przez całą jesień. My co prawda teraz też strzeliliśmy dwie bramki w 90. minucie, ale to były trafienia na 2:0.

– Lubisz takie mecze, w których jest dużo walki i trzeba rozpychać się łokciami.

– Każdy z nas zostawił wiele zdrowia na boisku. Ja zawsze powatrzam, że od tego powinno się wszystko zaczynać. Nie zawsze jednak jest to tak widoczne w naszej postawie, jak w sobotę. To był mecz z podtekstami, do tego po słowach trenera Legii byliśmy podwójnie zmotywowani. Wręcz trzeba było nas studzić. Wiedzieliśmy, że młoda drużyna rywala pod tym względem nam się nie przeciwstawi.

– Przed wami Łomża. Morale w drużynie po takim meczu jeszcze pójdzie w górę?

– Uważam, że tak. Ale byłbym ostrożny. Lecha i Legia chciały grać od tyłu w piłkę, a ich pokonaliśmy. Łomża wydaje się być teoretycznie łatwiejszym przeciwnikiem, a tak naprawdę może okazać się najtrudniejszym. Jesteśmy na fali wznoszącej, ale musi być bardzo skupieni na tym, by wygrywać pojedynki w obronie i ataku. Wszystkich wygrać się nie da, ale trzeba próbować. To nas nakręca, dodaje nam optymizmu. Te akcje muszą się zazębiać, kończyć strzałami, żeby kibice mieli radość.

– Święta w domu?

– Tak. W domu, w Warszawie. Bez pierogów – jestem na specjalnej diecie. To chyba widać (śmiech).

Rozmawiał Ryan