D. Feruga: „Czasem lepiej spaść na dno i się od niego odbić”

23 listopada 2019, 08:32 | Autor:

Jeszcze latem poprzedniego roku wydawało się, że Daniel Feruga zakończy karierę piłkarską. Pomocnik odbudował się jednak i trafił do Bytovii Bytów, gdzie jest jednym z najlepszych zawodników. Co powiedział przed niedzielnym meczem z Widzewem?

– Sześć bramek i osiem asyst – całkiem nieźle jak na kogoś, kto rok temu był po tej przysłowiowej „drugiej stronie rzeki”.

– A do tego dwie bramki i asysta w Pucharze Polski! (śmiech) Rok temu było bardzo ciężko, zresztą przechodził przez to ze mną mój dobry przyjaciel, Daniel Tanżyna. Ten okres dał mi jednak dużo do myślenia, miałem czas, żeby wszystko przeanalizować. Później zacząłem grać u trenera Surmy w Sole Oświęcim. Powiedziałem sobie wtedy, że jak utrzymam łącznie pracy z piłką i wszystko będzie ok, to wracam na wyższy poziom.

– Co się stało, że pańska kariera praktycznie zawisła na włosku?

– W Grudziądzu miałem kontuzję i pauzowałem przez ponad pół roku. Później wróciłem, ale nie wyglądało to tak, jak powinno. Dochodziłem do siebie po urazie spojenia łonowego, trochę to trwało i odbiło się na mojej dyspozycji. Latem byłem blisko podpisania umowy z Puszczą Niepołomice, trenowałem też w Stomilu Olsztyn, niestety w sparingu z Widzewem w Opalenicy dostałem w kolano i przez miesiąc nie mogłem chodzić. Wtedy wszystko się posypało.

– To wtedy zdecydował pan o rozbracie z piłką?

– Nie mogłem dłużej czekać. Miałem zobowiązania, rodzinę, a piłka zaczęła mnie wykańczać psychicznie. Wspólnie z żoną podjęliśmy decyzję, że zostaję w domu i spróbuję z innej strony. Po pół roku zaczęło mi jednak tego wszystkiego brakować. Odciąłem przeszłość, wyzerowałem ją, a ten rok w niższych ligach dał mi więcej, niż siedem sezonów w I lidze.

– Odbudował się pan u boku Łukasza Surmy. Teraz obaj podbijacie II ligę.

– Grałem już na wielu szczeblach, ale tak jak powiedziałem, odciąłem to wszystko. To jest dla mnie nowy początek, przyszedłem z III do II ligi i przeżywam swój najlepszy okres w karierze, nawet lepszy od tego, gdy w Rybniku strzeliłem jedenaście bramek w I lidze. Czuję się jakbym miał dziewiętnaście lat. Bardzo dużo zrozumiałem. Co do trenera Surmy, to jest świetny szkoleniowiec. Trzymam za niego kciuki i mam nadzieję, że w polskiej piłce będzie jak najwięcej takich osób.

– Mieszka pan na Śląsku, założył tam szkółkę piłkarską. Nie było oporów przed kolejną przeprowadzką na drugi koniec Polski?

– To była bardzo trudna decyzja. Można powiedzieć, że postawiłem wszystko na jedną kartę. To nie było oczywiście tak, że zdecydowałem się od razu. Dostałem telefon od dyrektora sportowego, a mojego dobrego przyjaciela Macieja Chrzanowskiego, doszedł do tego trener Stawski, który też mnie znał. Trochę musieli mnie namawiać, ale jako że i tak planowałem powrót do piłki, to się zgodziłem. Oczywiście, chciałem trafić gdzieś bliżej, bo w Bytowie jestem sam, a życie osobno nie jest fajne. Co tydzień wracam jednak do domu, do żony oraz syna i to moja największa motywacja. Wiem też, że nie przyjechałem się bawić w piłkę, tylko udowodnić, że moje miejsce nie jest w II lidze, lecz dużo wyżej.

– W Bytowie tworzycie specyficzny zespół. Macie kilku bardzo doświadczonych graczy, a resztę kadry uzupełnia młodzież.

– Gdy graliśmy z Cracovią w Pucharze Polski, to komentatorzy podkreślili, że w naszej drużynie jest szesnastu chłopaków z rocznika 1998 lub młodszych. Nie ma co ukrywać, mamy młody zespół, również dlatego, że byliśmy budowani na ostatnią chwilę, do końca nie wiedząc, czy wystartujemy w II lidze. Udało się to skleić i wydaje mi się, że choć dla niektórych nasza postawa może być niespodzianką, to patrząc na kadrę, robimy wynik na miarę możliwości i oczekiwań. W kilku meczach mogliśmy zrobić więcej, ale taka to jest liga, że nie zawsze wychodzi.

– Ostatnio pojawiały się głosy, że Bytovia wiosną nie przystąpi do rozgrywek. Swoją postawą chyba udowadniacie, że za wcześnie was skreślono.

– Na razie nie mogę nic powiedzieć oficjalnie, ale mogę zdradzić, że niedługo pojawi się bardzo pozytywna wiadomość dotycząca przyszłości klubu. Myślę, że to właśnie zasługa naszego zespołu. Udowodniliśmy coś na boisku, dobrym wynikiem przyciągnęliśmy ludzi, którzy wcześniej się zastanawiali, czy wejść w Bytovię.

– Świetnie radzicie sobie z czołówką – wygraliście z GKS, Górnikiem Łęczna i Widzewem. Punkty straciliście jednak z dołem tabeli. To wynik tego braku doświadczenia czy może czegoś innego?

– Większość tych punktów tracimy na wyjazdach. Zremisowaliśmy z Legionovią i Gryfem, a przegraliśmy ze Skrą. Do tego ulegliśmy u siebie Stali Stalowa Wola. To cztery mecze z dołem tabeli, w których nasz dorobek był bardzo słaby. Pewnie łatwiej jest się zmotywować na zespoły lepsze niż na słabsze, ale największy problem mamy z grą poza domem. To jest nasz mankament, z którym walczymy jak tylko możemy. Nieprzypadkowo mówi się, że awans robi się wygrywając z dołem tabeli, nie z górą.

– Biorąc pod uwagę słabą postawę na wyjeździe, w Łodzi usatysfakcjonuje was remis? Czy też jedziecie po komplet punktów?

– Jesteśmy bardzo ambitnymi ludźmi, więc wyjście z nastawieniem na remis nie wchodzi w grę. Nie ma się czego bać, chociaż na pewno dla naszego młodego zespołu to jest wielkie przeżycie. Trochę szkoda, że mecz nie odbędzie się wieczorem, bo to dużo bardziej piłkarska pora, ale sama otoczka będzie taka sama. Widzew to jest marka i z kim bym nie rozmawiał, to mówi, że miejsce tego klubu jest w Ekstraklasie. Nikt się jednak przed nim nie położy. Przyjeżdżamy po trzy punkty, lecz z dużym respektem do przeciwników. Oni też będą chcieli się odegrać i zabrać nam to, co my im zabraliśmy w pierwszym meczu. Myślę, że to będzie fajne widowisko.

– Nie obawiacie się tych dziesięciu bramek, które widzewiacy strzelili w dwóch ostatnich meczach?

– Jakby dodać jeszcze Pogoń Siedlce, to siedemnastu w trzech! (śmiech) My strzelamy bramkę w prawie każdym meczu, ale też w prawie każdym ją tracimy. W niedzielę nastawiamy się na fajny mecz, będziemy maksymalnie skupieni, a cała otoczka da nam dodatkową porcję adrenaliny. Grać mecze na Widzewie to czysta przyjemność i każdy wolałby co tydzień robić to tam, niż na kameralnych stadionikach, często takich, które nie nadają się nawet do tej II ligi. Tak jak powiedziałem, liczymy na dobre widowisko i mamy nadzieję, że takie będzie, a piłka pokaże, jakim wynikiem się zakończy.

– Tak jak pan wspomniał, w Widzewie gra pański dobry przyjaciel, Daniel Tanżyna. Mieliście już okazję porozmawiać na temat najbliższego meczu?

– Do niego pierwszego zadzwoniłem, bo na mecz wybierają się moja żona z synem i bratem, musiałem więc uruchomić kontakty, żeby zorganizować bilety dla nich. (śmiech) Oczywiście, że rozmawialiśmy, znamy się od dawna, ja kibicuję jemu, on mnie. Rok temu dostałem od niego burę, że za szybko się poddałem, ale czasem lepiej spaść na dno i się od niego odbić. Od Daniela wiem, że wszyscy w Widzewie są bardzo skupieni i wiedzą, że to nie będzie łatwy mecz. Oczywiście mają za sobą trybuny, ale one też potrafią być bardzo niecierpliwe. Im dłużej nam się będzie udawało mieć grę pod kontrolą, tym kibice na Widzewie będą coraz bardziej podenerwowani. Wszyscy w Łodzi są wymagający, bo każdy czuje, że miejsce Widzewa nie jest w II lidze, a w Ekstraklasie. Mam nadzieję, że trafi tam już wkrótce, ale my w niedzielę nie będziemy chcieli w tym pomóc.

Rozmawiał Kamil

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
mapetwdz
4 lat temu

Bardzo fajny wywiad.

1
0
Would love your thoughts, please comment.x