Co łączy Kwiatkowskiego z Mroczkowskim?
15 września 2018, 13:34 | Autor: RyanGdyby nazwiska same grały w piłkę, Widzew nie miałby żadnego problemu z pokonaniem dzisiejszego wieczora Błękitnych Stargard. Jedynym w miarę rozpoznawalnym zawodnikiem gości jest Mateusz Kwiatkowski. Co ciekawe, ma on pewien związek z trenerem Radosławem Mroczkowskim.
Aby pokazać tę nieoczywistą zależność, trzeba cofnąć się o niemal równe pięć lat. 25 września 2013 roku prowadzony przez Mroczkowskiego łódzki zespół podejmował Ruch Chorzów. Wcześniej widzewiacy zanotowali kilka słabszych spotkań i sytuacja w tabeli była trudna. Liczono na przełamanie w starciu z „Niebieskimi”, ale to nie przychodziło. Na domiar złego, w 81. minucie Filip Starzyński strzelił jedynego gola w tym meczu, wykorzystując rzut karny wywalczony przez… Kwiatkowskiego. Co ciekawe, dla 20-letniego wówczas pomocnika był to dopiero szósty występ w Ekstraklasie.
Tamta opowieść miała swój ciąg dalszy na pomeczowej konferencji. Można powiedzieć, że przeszła ona już na stałe do widzewskiej historii. W trakcie rozmowy z dziennikarzami Mroczkowski wypalił: „Celem minimum przed sezonem większości drużyn było 8. miejsce w tabeli. Czas i mecze weryfikują te zamierzenia, a jak jest teraz – każdy widzi. Gdybym mógł, zacząłbym selekcję zawodników i przygotowania do sezonu od początku”.
Wypowiedź szkoleniowca była w tamtym czasie szeroko komentowana (TUTAJ znajdziecie pełen zapis). W klubie przyjęto ją jako akt kapitulacji. Zdaniem ówczesnego właściciela, Sylwestra Cacka, szkoleniowiec między wierszami przyznał się do tego, że nie jest w stanie wyciągnąć zespołu z kryzysu. Dzień później Mroczkowski został zawieszony w pełnieniu obowiązków pierwszego trenera. Tymczasowo zastąpił go Rafał Pawlak, który na stanowisku pozostał potem do końca rundy jesiennej. Pojedynek z Ruchem był dla Radosława Mroczkowskiego ostatnim w roli opiekuna łodzian aż do czerwcowego starcia z Sokołem Ostróda.
Obecnie Widzew jest w zupełnie innym miejscu. Pozycją trenera nie zachwiałaby nawet porażka po golu strzelonym już bezpośrednio przez Mateusza Kwiatkowskiego, choć oczywiście wszyscy mamy nadzieję, że po końcowym gwizdku to rozgrywający Błękitnych będzie miał powody do zmartwienia.
Cacek to jest śmieć który niszczył WIDZEW.