B. Jóźwiak: „Cztery lata w Widzewie to dla mnie świetny okres”
10 stycznia 2020, 08:38 | Autor: BercikPod koniec poprzedniego roku nowym trenerem Legionovii Legionowo został Bogdan Jóźwiak. To były piłkarz Widzewa, który też wielokrotnie rywalizował z łódzkim klubem już jako szkoleniowiec. Postanowiliśmy z nim porozmawiać.
– Nie jest to pana pierwsza styczność z piłką drugoligową.
– To nie będzie mój debiut w drugiej lidze. Wcześniej byłem trenerem w Pelikanie Łowicz czy Sokole Aleksandrów Łódzki na tym poziomie. Cały czas jednak myślę o Legionovii i o tym, co zrobić, żeby było lepiej.
– Zagrożenie spadkiem jest realne.
– Takie jest piłkarskie życie, że obejmuje się zespoły, które są w kryzysie. Na pewno to dla mnie duże wyzwanie. Fajnie, że mamy okres zimowy, dzięki któremu można przygotować drużynę tak, jak się chce i wziąć za to pełną odpowiedzialność.
– Jeszcze jako piłkarz rozegrał pan w Widzewie ponad sto meczów.
– Wszystkie rozegrane w najwyższej lidze. Myślę, że to dobry wynik. Mogłoby być ich więcej, ale inne decyzje spowodowały, że nie zostałem dłużej w Widzewie. Te cztery lata to dla mnie świetny okres. Widzew cały czas był wtedy w czubie, a ja byłem podstawowym zawodnikiem.
– Odszedł pan z klubu decyzją Franciszka Smudy?
– Myślę, że gdybym chciał, to zostałbym w klubie. Poczułem jednak, że trzeba coś zmienić, zrobić coś nowego. To była moja decyzja, że odszedłem do Petrochemii Płock.
– Żałuje pan tamtego ruchu?
– Jakbym powiedział, że nie zazdrościłem chłopakom, którzy zdobyli mistrza Polski, to bym skłamał. Zazdrościłem, to normalne. Oglądając ich i rozmawiając z nimi, czułem sportową zazdrość. Mieli coś, co było w sferze marzeń.
– Po przejściu do Płocka pod kilkoma względami nie poczuł pan różnicy. Myślę choćby o stadionie.
– Nie było dużego skoku infrastrukturalnego. Stadion do tej pory za wiele się nie zmienił. Przychodząc na Widzew, szczególnie w tamtym okresie, czuło się historię, że to jest wielki klub. To było siłą Widzewa, to przyciągało innych piłkarzy. Nie patrzyło się, czy jest ładny stadion. Przyjście do Widzewa to było coś.
– Uważa pan, że te nowoczesne stadiony są trochę obdarte z wielkich meczów?
– Stary stadion Widzewa miał w sobie tę historię, choć część spotkań Widzew grał na obiekcie ŁKS. Obecnemu stadionowi trochę tego brakuje, ale to przyjdzie z czasem. Gdy byłem na nowym obiekcie jako trener Lechii Tomaszów, to zrobił on na mnie ogromne wrażenie. Czułem się, jakbym brał udział w spektaklu marzeń. Taki stadion i atmosfera to coś pięknego dla trenera oraz zawodników.
– Wróćmy jeszcze do historii. Sezon 1993/1994 był dla Widzewa średnio udany, ale dla pana indywidualnie bardzo dobry.
– Wtedy byłem w dobrej dyspozycji. Było to za trenera Stachurskiego. W szczytowej formie byłem jednak w pierwszym sezonie w Łodzi. Uważam, że to był mój najlepszy sezon. To był rok 1992.
– Szatnia Widzewa w tamtych czasach była naładowana potężnymi nazwiskami.
– W szatni zawsze panowała świetna atmosfera. Mówiono nam, że Widzew to rodzina i atmosfera. W każdym sezonie czułem, że klimat jest świetny. Spotkania rodzinne czy integracyjne były znakomite.
– Trener Stachurski powiedział, że za jego czasów piłkarze prowadzili się wręcz wzorowo.
– Nie byliśmy święci. Jakieś spotkania oczywiście były, bo one nam pomagały w integracji. Za trenera Stachurskiego zespół był nastawiony bardzo na wynik. To była odmłodzona drużyna. Sezon zakończyliśmy na szóstym miejscu i uznano to za bardzo dobry wynik.
– Jako jeden z niewielu polskich piłkarzy wyjechał pan do Izraela.
– To był szok kulturowy. To były dla mnie dobre lata pod względem innej kultury czy zwiedzania. Piłkarsko byłem w dwóch świetnych klubach. Po dwóch latach, po awansie Petrochemii Płock, wróciłem na Mazowsze. Trochę też tęskniliśmy z rodziną za Polską. Postanowiliśmy więc wrócić.
– Po powrocie do kraju, kontynuował pan karierę w drużynach z województwa łódzkiego.
– Najdłużej w RKS Radomsko. Sześć sezonów w tym klubie to bardzo dużo. Chyba tylko w Płocku byłem dłużej. Okres, w którym graliśmy w Ekstraklasie, półfinał Pucharu Polski. Radomsko chyba tęskni za takimi meczami. Pamiętam, że w Pucharze Ligi nie trafiłem jedenastki w meczu z Legią Warszawa.
– Zakończmy teraźniejszością. Prezes Legionovii stwierdził, że myśli o panu również w kontekście trzeciej ligi.
– Zostało nam czternaście spotkań i gdyby prezes podał warunek, że mamy się utrzymać i to w określonym budżecie, byłoby to nierealne. Musi być plan B i my go mamy. Póki co skupiamy się na planie A, czyli wygraniu każdego następnego spotkania.
Rozmawiał Karpiu
Spadek z hukiem – to taka kara. Nastepnym razem mazowiecki zwiazek 2 x sie zastanowi, zanim zacznie drukowac w 3 lidze pod ktorakolwiek druzyne przydupasow leglej.