B. Bielecki: „Chciałbym dołożyć swoją cegiełkę do odbudowy Widzewa”
24 stycznia 2019, 20:34 | Autor: KamilJedną najlepszych drużyn Widzewa w poprzednich dwunastu miesiącach był zespół trampkarzy z rocznika 2004. Młodzi piłkarze dwukrotnie triumfowali w lidze, a do awansu do Centralnej Ligi Juniorów U-15 zabrakło im bardzo niewiele. Postanowiliśmy porozmawiać z ich opiekunem, Bartoszem Bieleckim, który ostatnio został wyróżniony tytułem „Trenera Roku”.
– Choć to tylko plebiscyt „Dziennika Łódzkiego”, taki tytuł musi cieszyć.
– Jak najbardziej! Dla mnie to jest wyróżnienie i motywacja do dalszej pracy. To na pewno też miłe zakończenie tego roku, w którym pozostał drobny niesmak po barażach do Centralnej Ligi Juniorów.
– Jedną z nagród jest pobyt w Uniejowie. Będzie okazja, by odpocząć?
– (śmiech) Teraz na pewno nie i nie wiem, kiedy to w ogóle nastąpi, być może dopiero w czerwcu. Na razie skupiam się na pracy z chłopakami, a bardziej cieszy mnie sama nagroda niż bonusy z niej wynikające.
– Jak to się stało, że zamiast pojechać na baraż z Deltą poleciałeś do Australii?
– Wyjazd do Australii miałem zaplanowany jeszcze przed przyjściem do Widzewa dyrektora Płuski. Gdy przyszedł, porozmawiałem z nim i poinformowałem, że na tym barażu może mnie nie być, bo mam już zarezerwowane bilety. Ten wyjazd był też związany z moją przyszłością i z tym, co zamierzam robić za rok. Bardzo żałuję, że mnie nie było, próbowaliśmy dograć taki termin, żeby udało mi się zjawić na obu meczach, ale pomimo tego, że kluby wyraziły takie chęci, przeszkodziły w tym sprawy formalne.
– Związek nie pozwolił na zmianę terminu?
– Nie wiem, jakie dokładnie to były sprawy formalne i kto o tym decydował, ale dostaliśmy informację, że nie możemy rozegrać tego meczu we wcześniejszym terminie i musimy grać później. Zaczęliśmy czynić przygotowania, żebym poprowadził chłopaków w pierwszym spotkaniu, a żeby do Warszawy pojechali dyrektor Płuska z trenerem Kubą Grzeszczakowskim i powalczyli w rewanżu. Oprócz nich, byli tam też Damian Radowicz i mój asystent, Tomek Kacprzak, więc grupa była spora. Nie wiem, czy moja obecność by coś zmieniła. Chłopcy byli otoczeni fachową opieką, a ten awans był bardzo blisko. Nie udało się też dlatego, że w pierwszym meczu, gdy ja jeszcze byłem na ławce, wynik był niekorzystny.
– Chłopcy podłamali się po tej porażce czy raczej byli zadowoleni z tego, że tak dzielnie walczyli?
– Zdecydowanie się podłamali. Oni też zdają sobie sprawę z tego, że w jakiś sposób zasługujemy, by grać z zespołami z Centralnej Ligi Juniorów. Nie odstajemy od nich poziomem, a najlepiej pokazują to ostatnie sparingi z Polonią i Escolą. Oba były wyrównane, oba rozstrzygnęliśmy na własną korzyść. Na pewno mecze w CLJ to prestiż i bardzo duża nauka, której będzie nam brakować. Wytłumaczyłem jednak chłopcom, że stracili jedynie pół roku, bo w U-16 i tak wszystkie drużyny w Polsce schodzą na poziom wojewódzki. Oczywiście, wolelibyśmy grać z Legią, Jagiellonią czy SMS, ale potoczyło się jak się potoczyło i będziemy rywalizować w I lidze wojewódzkiej. Kilka drużyn w niej również prezentuje bardzo wysoki poziom. Chcemy wiosną zrobić awans do CLJ dla Widzewa, już nie dla nas samych, ale dla rocznika 2005.
– Nie gracie już o nic dla siebie. Motywacji nie zabraknie?
– Niezależnie w jakich rozgrywkach rywalizujemy, chcemy je wygrać. Jest to poziom wojewódzki, na którym taki klub jak Widzew powinien bić się o zwycięstwo w każdym roczniku. My też wychodzimy z takiego założenia i na pewno będziemy walczyć do końca. Są w tej lidze dwa-trzy zespoły, które są mocne i nie będzie łatwo je pokonać, ale z drugiej strony będziemy mieć taki luz psychiczny. To może zadziałać pozytywnie.
– Ostatnio słychać głosy, że w akademii za bardzo stawia się na wyniki. W takim wieku ciężko chyba jednak nie brać ich pod uwagę?
– Mówienie dzieciom, że wynik jest nieważny to głupota. Wynik nie jest najważniejszy w momencie, gdy stawiamy na grę taką, a nie inną i tylko dzięki niej osiągamy ten wynik, nie pozwalając rozwijać się naszym chłopcom. Jeżeli jednak mamy swój sposób na grę, który uważamy za najlepszy dla nich, to musimy też wymagać pewnych rezultatów. Gdy jest dobre szkolenie, to wynik przychodzi sam, jednak nie możemy mówić, że nie zwracamy na niego uwagi. Reprezentujemy największy zespół w regionie i powinniśmy dzięki naszemu systemowi gry doprowadzać do tego, że ten rezultat będzie widoczny. A będzie widoczny poprzez wyniki w poszczególnych grupach wiekowych i poprzez dostarczanie zawodników do pierwszej drużyny.
– Nie ukrywasz, że to twoje ostatnie pół roku w Widzewie. Co dalej?
– Mam plany, żeby wyjechać na prestiżowe studia zagraniczne FIFA Master. Złożyłem na nie aplikację, na przełomie kwietnia i maja powinienem poznać decyzję. Na pewno jest to moje ostatnie pół roku w Akademii Widzewa, ponieważ mam też inne perspektywy. Nie chcę ich jednak poruszać, bo mam nadzieję, że wypali ten plan A. Przez tych kilka miesięcy chcę dać Widzewowi awans do CLJ. Od małego jestem widzewiakiem i w jakiś sposób ta akademia stawia małe cegiełki w odbudowie klubu. Chciałbym do nich dołożyć swoją.
– Obrałeś dość ciekawą ścieżkę: z jednej strony piłka nożna, z drugiej prawo. Na tych studiach te dwie dziedziny także będą się przenikać?
– Tak, to są studia z zarządzania w sporcie, na które idzie wielu prawników, zwłaszcza specjalizujących się w prawie sportowym. Moją pasją jest sport i nie wyobrażam sobie pracy poza nim. Mam jednak świadomość, że bycie trenerem młodzieżowym to jest przede wszystkim pasja, którą trzeba połączyć z innym etatem. Miałem możliwość jej realizowania, ale wchodzę w pewien wiek i muszę myśleć również o rodzinie i przyszłości, dlatego przygoda po tych studiach powinna pozwolić mi na realizowanie siebie i dobre zarabianie.
– Z trenerką definitywny koniec?
– Nie chcę tak mówić, bo nie wiem, jakie życie będzie pisało scenariusze. Na ten moment jednak, to na dłuższy okres koniec z trenerką. Jeżeli kiedyś udałoby mi się dojść do takiego poziomu, że będę mógł realizować swoją pasję, to będę to robił. Dla trenera najfajniejsze jest wspinanie się po szczeblach kariery, ale jestem świadom, jak wygląda to i w Polsce, i na świecie. Ciężko dostać szansę gdzieś wyżej, dlatego wybrałem alternatywną ścieżkę, bo wiem, że wkładając w nią tyle samo ciężkiej pracy, mogę szybciej osiągnąć sukces.
– Wróćmy jeszcze do twojej drużyny. Prowadzisz chłopców w wieku 14-15 lat. Na tym etapie da się już zauważyć, że ktoś może zrobić karierę w dorosłej piłce?
– Pewnie, że się da. Ci chłopcy za pół roku idą do liceum i powinniśmy już od nich dużo wymagać, zwłaszcza gdy grają w większych akademiach. Czy to po mojej drużynie, czy po innych w Polsce widać, że niektórzy mogą zrobić spore kariery. Z czasem przyjdą jednak różne pokusy, dlatego bardzo ważna jest głowa i systematyczna praca. Jeżeli będą ją bardzo ciężko wykonywać, to mogą zaistnieć w profesjonalnej piłce. Wszystko jednak zależy od nich. Od dwóch lat naszym celem jest uświadamianie chłopcom, że praca jest głównie dla nich, a nie dla nas. Oni muszą ją wykonywać, jeżeli chcą realizować swoje marzenia. Teraz jest czas, żeby zasuwać, a jeżeli szczęście i umiejętności im na to pozwolą, to w przyszłości będą mogli utrzymywać się z tego, co kochają.
– W akademii ruszył „Program Talent”. Jest w nim trzech twoich graczy, dwóch z nich jesienią dostało też nagrodę od OSK „Tylko Widzew”. Z jednej strony, to musi być duży kop do pracy, ale z drugiej również niebezpieczeństwo spoczęcia na laurach.
– Tak jak powiedziałem, my z trenerem Radowiczem postawiliśmy sobie za cel, żeby mocno uświadamiać naszych zawodników. Według mnie ta wyróżniona trójka wychodzi z takiego założenia, że jest to nagroda, która przyszła za włożoną pracę, ale to również bodziec do jeszcze większego wysiłku. Wątpię, że oni spoczną na laurach, powiedzą, że są w „Programie Talent” i nic więcej nie muszą robić. Chłopcy zdają sobie sprawę z tego, jak ciężko przebić się do profesjonalnej piłki i takie rzeczy mają im pokazać, że jest na to szansa.
– Jesteś w akademii już jakiś czas. Da się zauważyć w niej progres?
– Na pewno niektóre rzeczy poszły do przodu. Pojawiły się projekty jak „Program Talent” czy treningi pozycyjne, które nie mogą aktualnie być przeprowadzane z uwagi na infrastrukturę i obłożenie boiska. Dyrektor Płuska pracował raptem pół roku, ale dało się w tym czasie zauważyć większe zainteresowanie młodzieżą. Uważam, że akademia wciąż się rozwija. Każdy oczywiście wie, że priorytetem jest pierwsza drużyna, jednak staramy się robić swoje i chyba wszystko idzie ku dobremu. Widać to zwłaszcza po młodszych rocznikach: te starsze były nieco zaniedbane, a 2004 jest pierwszym bardzo fajnym. Tak samo 2005, 2006 czy 2007, do tego 2008 z TMRF. Te roczniki są na dużo wyższym poziomie szkoleniowym i za kilka lat akademia powinna dzięki nim wypłynąć na szerokie wody.
– Da się zbudować dobrą akademię bez własnego ośrodka?
– Do nas, trenerów należy dostosowanie się do warunków, jakie mamy. Wiadomo, że nie zrobimy wszystkiego, ale nie lubię podejścia, że inni mają super, a my nie, więc nie będziemy dobrze pracować. To też nie jest tak, że za granicą jest wszystko, a u nas nie ma nic. W Hiszpanii drużyny trenują na ćwiartce boiska, a jakość zajęć jest dużo wyższa. Fajnie byłoby, gdybyśmy mieli trzy-cztery boiska i komfort pracy, ale póki co tak nie jest i do nas należy, żeby wycisnąć z tego maksa. Oczywiście, w przyszłości ciężko będzie przeskoczyć pewien poziom, jeżeli zimą będziemy mieli jedno boisko, na którym trenują też Łodzianka czy Budowlani. Póki co jednak do tego poziomu wciąż nam daleko.
– Pierwsze sparingi za wami. Tej zimy chcecie mierzyć się z rywalami z najwyższej półki?
– Chcemy grać z drużynami z Centralnej Ligi Juniorów i patrzeć, jak wyglądamy na na ich tle. Do tego właśnie służy ten okres. W lidze wojewódzkiej poziom zespołów jest wyrównany, ale my wygraliśmy ją trzy razy z rzędu i udowodniliśmy, że nasz jest odrobinę wyższy. Człowiek rozwija się rywalizując z lepszymi od siebie, dlatego chcemy maksymalnie wykorzystać ten czas i grać wartościowe sparingi. Każdy trener danego rocznika dobrze zna wszystkie drużyny z Polski i wie, że nasza marka jest niezła. Nie mamy więc problemów, żeby namówić ich na grę. Później przyjdzie liga, gdzie będziemy walczyć o kolejne zwycięstwo i o baraże do CLJ.
– Czego mogę ci życzyć na ten rok?
– Indywidualnie na pewno dostania się na studia, bo to byłoby dla mnie spełnienie marzeń. Dla Widzewa zaś, żeby udało się w końcu ugrać tę Centralną Ligę Juniorów. Nie ma co ukrywać, to właśnie my mamy w akademii na to największe szanse, więc życzę sobie, żeby od sierpnia w Widzewie była CLJ U-15.
Rozmawiał Kamil
Do boju RTS!
CLJ – kolejny krok by stać się jeszcze lepszym piłkarzem, jeszcze lepszą drużyną.
Jesteśmy z Wami.