M. Płuska: „Dla mnie też Widzew to cały świat”

10 lipca 2016, 13:39 | Autor:

Marcin_Płuska

Wiosna należała do Marcina Płuski i jego drużyny. Mimo nacisków zarząd zdecydował się pozostawić trenera na stanowisku, a ten odpłacił się awansem do III ligi nowym klubowym rekordem zwycięstw z rzędu. Teraz przed szkoleniowcem jeszcze poważniejsze wyzwanie. O tym, a także o poprzednich miesiącach Płuska opowiadał WTM w obszernym wywiadzie.

– Gdy cztery miesiące wcześniej rozmawialiśmy w Krośnie, byłeś pewien, że zespół odrobi straty z jesieni i awansuje do III ligi. Takiej dominacji chyba jednak nawet ty się nie spodziewałeś?

– Byłem pewien, że dysponuję bardzo dużym potencjałem ludzkim, a praca, jaką zimą wykonywaliśmy, szła w dobrym kierunku. Czasami wyniki meczów sparingowych tego nie potwierdzały, jednak zespół cały czas się rozwijał. Rzeczywiście, nie spodziewałem się, że będziemy mieć aż taką przewagę w lidze. Po rundzie jesiennej policzyłem statystyki z ostatnich lat i te 85 punktów dawało awans. Margines błędu wynosił siedem punktów, a straciliśmy tylko cztery. Choć poziom rozgrywkowy był nie najwyższy, praca wykonana przez drużynę i tak musi budzić uznanie.

– Jednym z kluczowych elementów, który pozwalał piłkarzom górować nad rywalami, było przygotowanie fizyczne i motoryczne.

– Teraz piłka nożna wygląda tak, że długimi fragmentami gra się na skróconym i zawężonym polu gry. Często wygląda to tak, że kto silniejszy i lepiej przygotowany, ten ma większą szansę na wygraną. Innym czynnikiem, który na to wpływał, był fakt, że najczęściej szybko strzelaliśmy jedną bramkę, potem drugą i rywale musieli zaatakować. Musieli wyjść do nas wyżej, co nam dawało szanse na podwyższanie wyniku, bo odległości między formacjami się zwiększały.

– Nie miałeś obaw, że tak duża liczba nowych piłkarzy może nie zdążyć wkomponować się w zespół?

– Nie było obaw. Każdy piłkarz był dokładnie przeanalizowany i wybrany pod kątem tego, co chcemy grać. Przypadkowych transferów nie było. Większość z nich wypaliła i te szerokie zmiany, jakie zrobiliśmy zimą, przyniosły efekt. Czasu było dużo i jak widać zawodnicy zdążyli wejść w zespół i zaaklimatyzować się w nowym środowisku.

– Rzadko się zdarza, że przy tak dużych zmianach wypali większość transferów.

– Zgadza się. Mieliśmy to szczęście, że udało nam się dobrać właściwych ludzi. Trzeba się cieszyć, że ten rekonesans się sprawdził. Czasami jest tak, że weźmie się pięciu dobrych piłkarzy i potem żaden z nich nie spełni pokładanych w nim nadziei, a czasami weźmie się dziesięciu i wszyscy dają jakość. Z perspektywy czasu każdy z tych piłkarzy, który trafił zimą do Widzewa, coś do zespołu wniósł.

– Masz jakaś małą satysfakcję, że bardzo dużo dali drużynie piłkarze sprowadzeni z Bzury? Zimą ten zaciąg z Chodakowa był wyśmiewany i cały pomysł wyglądał wtedy bardzo ryzykownie. W zasadzie cała szóstka jednak się sprawdziła.

– Były opinie, że robimy w Łodzi filię Bzury, a Płuska ściąga swoich znajomych ze średniaka IV ligi. Ja nie zgadzam się nawet ze stwierdzeniem, że Bzura była średniakiem. Po jesieni zajmowała w tabeli siódme miejsce, a dopóki ja i Mateusz Oszust tam pracowaliśmy, był to jeden z niewielu zespołów, który grał w piłkę. Mieliśmy bardzo młodą kadrę. Ona z każdym meczem się rozwijała. Potem szóstka z tej kadry przeniosła się do Łodzi. Wzięliśmy ją, bo mieliśmy pewność jej umiejętności. Każdy z nich odcisnął swoje piętno na awansie. Bartek Gromek z Patrykiem Strusem robili wiatr na lewej stronie. Kacper Bargieł z czasem wskoczył do składu i co do jego gry nie można mieć zarzutu. Kamil Bartosiewicz, zanim wypadł z powodu kontuzji, był naszym motorem napędowym i potrafił robić wielką przewagę dzięki grze jeden na jednego. Nawet Michał Choroś zaliczył cztery występy i nie puścił żadnej bramki. Dobrze grał i na linii, i na przedpolu. Pozytywny transfer i młodzieżowiec na kolejne dwa lata.

– Jedynie Krzysiek Możdżonek nie miał tak dużego wpływu na zespół. Wynikało to z tego, że IV liga jest bardzo fizyczna?

– Nie miał łatwo, bo większość drużyn nie chciała z nami grać w piłkę, tylko nastawiała się na przeszkadzanie. Krzysiek nie ma odpowiednich gabarytów i w walce wręcz było mu ciężko się odnaleźć. Natomiast z meczu na mecz jego gra wyglądała lepiej. To piłkarz myślący na boisku nieszablonowo, potrafiący kreować grę. Liczę, że w III lidze będzie więcej gry piłką i tu Możdżonkowi będzie łatwiej pokazać swoje umiejętności.

– Najbardziej niedocenianym piłkarzem jest chyba Przemek Rodak, który wykonuje tzw. brudną robotę i stąd mniej zachwytów nad jego występami.

– Przemek z Princem Okachim są sercem tej drużyny. Piłkarze grający nad nimi – mam tu na myśli ofensywnego pomocnika, skrzydłowych oraz napastnika – mają dzięki temu duetowi mniej zadań defensywnych. Rodak i Okachi w destrukcji radzą sobie znakomicie i wygrywają większość pojedynków. Są królami środka pola. Przemek dał nam też dużo przy stałych fragmentach gry. Mieliśmy kilka wariantów rozegrania, ale ten z piłką przeniesioną na niego i wyblokiem funkcjonował bardzo dobrze. Wszyscy wiedzieli, jak wykonujemy rzuty wolne i rożne, a nikt nie umiał sobie z tym poradzić. Przemek dzięki temu zaliczył kilka asyst i strzelił też gola Jutrzence.

– Krytyka spadła też na Roberta Kowalczyka, który mówiąc łagodnie nie grzeszył wiosną skutecznością. Strzelił dziewięć goli, a mógł dwa razy tyle.

– Na pewno mógł strzelić o wiele więcej bramek, bo miał sporo sytuacji. Miał jednak różne zadania i swoją grą sprawiał, że inni mogli zdobywać gole. Kowalczyk swoim zachowaniem absorbował uwagę obrony i robił miejsce dla skrzydłowych. Obraliśmy taki model gry, że strzelanie bramek miało spoczywać na barkach nie jednego napastnika, tylko rozkładać się na większą liczbę piłkarzy. To było zaplanowane i realizowane. „Kowal” wywiązywał się ze swoich obowiązków najlepiej, jak mógł. Spójrzmy na przykład na gola z Pajęcznem [Płuska na serwetce, z pamięci rysuje schemat akcji sprzed pięciu miesięcy – dop. WTM]. Robert wyciągnął z przedpola dwóch obrońców i dzięki temu Mariusz Zawodziński mógł zagrać piłkę za linię obrony, a Kamil Tlaga zamienić to na gola. Takich przykładów można znaleźć w całej rundzie mnóstwo. Każdy kibic ma oczywiście prawo do własnej oceny. W mojej Robert w większości przypadków wywiązywał się z zadań. Wierzę, że w III lidze jeszcze pokaże, na co go stać.

– Mobilny napastnik, wyciągający obrońców i potrafiący grać kombinacyjnie lepiej odnajdzie się w takim modelu gry. Dlatego gorzej poszło Michałowi Bondarze?

– To zupełnie inny typ napastnika, niż Kowalczyk. Michał jest zawodnikiem, który wykańcza sytuacje. Umie się zastawić i zagrać „na ścianę”. On potrzebuje piłki w nogi, a nie na dobieg. Chcieliśmy mieć różnych graczy o różnej charakterystyce, stąd jego obecność w zespole wiosną. Od taktyki na dany mecz zależał wybór wykonawcy. Częściej mieliśmy potrzebę grać z takim napastnikiem, jakim był „Kowal”. Teraz będzie podobnie, dlatego Michałowi Bondarze musieliśmy podziękować.

– Skoro już jesteśmy przy odejściach, to sporo kontrowersji wywołała rezygnacja z Sebastiana Kaczyńskiego i Michała Sokołowicza.

– Jeśli chodzi o Sebastiana, to częściej wchodził z ławki i strzelał gole. Pojawiał się na boisku w momencie, gdy rywal był już zmęczony, odległości między formacjami były większe, dlatego łatwiej było o gole. „Kaczy” strzelał w zasadzie na 4:0 lub 5:0. Bramka, to bramka, ale na pewno większą wagę miały trafienia Kowalczyka, dające chociażby wygraną w Szczercowie, niż sześć goli Sebastiana, gdy wynik meczu był już dawno rozstrzygnięty. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy czynić starań, by go wykupić z Promnika. Uznaliśmy, że skoro nie potrafił wywalczyć miejsca w składzie w IV lidze, to jeszcze trudniej będzie mu o to w III lidze. Natomiast powodem rezygnacji z Michała Sokołowicza były kwestie związane z jego wiekiem. Chcemy postawić na młodzieżowca w bramce, a mamy takich trzech, i to o sporych umiejętnościach. Nie było sensu trzymać „Sokoła” na ławce przez cały sezon. Na pewno nie było łatwo się z nim rozstać, bo to bardzo dobry bramkarz i do tego fantastyczny człowiek. Bardzo dużo wniósł do zespołu i do szatni. Za to kolejny raz bardzo serdecznie mu dziękuje.

– Fornalczyk, Pochyba, Puchalski. Oni też odchodzą. Dlaczego?

– Pochyba i Puchalski również nie potrafili w IV lidze wygrać rywalizacji o miejsce w składzie. Teraz kadra będzie jeszcze silniejsza, także na bokach pomocy, dlatego uważam, że nie byliby oni w stanie dać nam wystarczająco dużo, by był sens pozostawiania ich w drużynie. Z Fornalczykiem jest tak samo. Rywalizacja w obronie będzie ogromna i nie możemy tutaj mieć słabszych ogniw. Łukasz po kontuzji więzadeł byłby zbyt dużą niewiadomą.

– Zieleniecki i Maczurek jednak zostają.

– Daniel Maczurek będzie się odbudowywał w zespole rezerw, a nie w pierwszej drużynie. Wróci do niej, o ile będzie w stanie podjąć rywalizację. Sebastian Zieleniecki miał kłopoty z kolanem, ale do zerwania więzadeł nie doszło. Jego kontuzja była mniej poważna. Był moment, że rozważaliśmy nawet jego debiut jeszcze w tamtej rundzie, ale ostatecznie woleliśmy nie ryzykować.

– Jeszcze większa rywalizacja zapowiada się teraz. Do drużyny przyszło już dziewięciu piłkarzy, a kolejni są w drodze.

– Nie znam przypadku, by rywalizacja nie wyszła jakiemuś zespołowi na dobre. Cieszę się, że będziemy mieć drużynę rezerw. Ci piłkarze, którzy w danym tygodniu poprzedzającym mecz będą prezentowali się słabiej od reszty, trafią do drugiego zespołu i tam będą mogli utrzymać rytm meczowy. Podobnie ci, którzy załapią się do osiemnastki w III lidze, ale nie wejdą na boisko lub wejdą na krótko. Jak mówiłem już po pierwszym treningu – chcemy każdego mieć w gazie, pod prądem. Szkoda jedynie, że to tylko Klasa A, ale na to na razie wpływu nie mamy.

– TMRF powinien spokojnie awansować teraz do ligi okręgowej?

– Już teraz był blisko, mając w składzie kibiców. Teraz, gdy będą tam grali piłkarze schodzący z III ligi, powinni wywalczyć awans i za rok rezerwy będą rywalizować już na wyższym szczeblu.

– Ktoś z obecnej kadry TMRF zostanie w zespole?

– Myślę, że jest na to olbrzymia szansa, aby kilku zawodników, którzy występowali wcześniej w TMRF, rozpoczęli przygotowania z zespołem. Ale to już decyzja należeć będzie do trenera, który tą drużynę będzie prowadził.

– Na piątkowym treningu było 28 osób, a dojdą jeszcze m.in.  Adrian Kralkowski, Konrad Reszka i Damian Dudała oraz najprawdopodobniej Marcin Nowak. To sporo.

– To bardzo dużo, dlatego nie wszyscy z nich będą na stałe w pierwszej drużynie. Chcemy mieć kadrę w okolicach 26 zawodników, więc kilka osób powędruje do „dwójki”. Nie każdemu taka propozycja się spodobała. Damian Kozieł nie chce iść do Klasy A, dlatego pojawił się na testach w Pelikanie. Reszta zawodników walczy o miejsce w pierwszym zespole.

– W Łowiczu został także Daniel Bończak.

– Daniel nadal widziany jest w Widzewie, ale na razie skończyło się jego wypożyczenie z Pelikana, dlatego trenuje z tamtym zespołem. Zobaczymy, jakie będą opcje na jego ponowne sprowadzenie. Gdyby do tego nie doszło, to mamy kilka alternatyw. Myślimy o tym, by na pozycji defensywnego pomocnika spróbować Damiana Dudałę, który grywał tam w juniorach czy w meczu w IV lidze. Dzięki temu zmniejszy się trochę rywalizacja na środku obrony.

– Obserwujecie jeszcze jakichś piłkarzy. Można spodziewać się kolejnych nowych twarzy czy to już raczej koniec transferów?

– Mamy na oku paru zawodników, z którymi rozmawiamy. Zmian większych już jednak nie będzie. Sprowadziliśmy już dużą liczbę graczy. Musimy pamiętać też o tych, którzy zimą nie bali się podjąć ryzyka i zeszli tutaj z wyższych lig. Przecież mało kto dawał nam szansę na wygranie ligi. Ci, którzy odważyli się podjąć to wyzwanie, nie mogą być teraz lekką ręką wymienieni na innych. To dzięki ich pracy Widzew ma teraz lepszą pozycję negocjacyjną. W poprzednim okienku transferowym był to klub trzeciego wyboru dla niektórych zawodników. Teraz Widzew się odradza, wstaje z kolan i piłka jest po naszej stronie, jeśli chodzi o rozmowy z zawodnikami.

– To oni będą tworzyć trzon drużyny w III lidze?

– W większości. Oprócz Rodaka czy Okachiego, należy podkreślić też dużą rolę niewymienionych Kamila Tlagi, Mariusza Zawodzińskiego czy Michała Czaplarskiego. Dołączyło do drużyny jednak wielu wartościowych piłkarzy i każdy z nich musi cały czas walczyć o miejsce w składzie. To, że z częścią zawodników już pracowałem, nie oznacza, że ktokolwiek będzie miał zagwarantowaną grę w pierwszej jedenastce. Na wielu pozycjach będzie spora rywalizacja i sam jestem ciekawy, kto ją wygra.

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2