A. Prawda: „Jedziemy na mecz z kultowym zespołem”

3 sierpnia 2018, 20:02 | Autor:

Już jutro piłkarzy Widzewa czeka mecz ze Zniczem Pruszków. Dla zespołu spod Warszawy będzie to trzecie z rzędu spotkanie z beniaminkiem II ligi. Pruszkowianie najpierw wygrali z Resovią, a później ulegli Elanie Toruń. Jaki wynik padnie tym razem? Na to i kilka innych pytań spróbował odpowiedzieć trener rywali, Andrzej Prawda.



– Przygotowani do jutrzejszego spotkania?

– Oczywiście, jak do każdego. Ja jednak mówię, że stopień przygotowania nigdy nie gwarantuje nam efektu końcowego. Przekonaliśmy się o tym boleśnie kilka dni temu, gdy wydawało się, że po dobrym debiucie na Resovii, z Elaną też pójdziemy za ciosem. No i tak za nim poszliśmy, że do dziś nie możemy się ogarnąć po tej porażce.

– Co poszło nie tak?

– Elana bardzo nas zaskoczyła. W tym trzydziestostopniowym upale wyglądaliśmy jak muchy w smole, a oni biegali jak frygi. Jak się źle wejdzie w mecz, to ciężko to później odwrócić. Dostaliśmy dwie kuriozalne, praktycznie takie same bramki. Nie żyjemy jednak przeszłością, na najbliższy mecz jedziemy na walkę. Na pewno nie zamkniemy się w skorupce, by tylko otrząsać się z razów Widzewa. Najważniejsze są teraz przygotowania mentalne, by ten zespół jak najszybciej odbudować.

– Chyba dla każdego, kto przyjeżdża na Widzew, taki mecz jest szczególny.

– Powiedziałem do chłopaków i współpracowników, że jedziemy na mecz z kultowym zespołem, co do którego i ja mam pewne sympatie. Jeszcze jako młody dzieciak były zawsze takie kwestie, kto komu kibicuje, no i Widzew zawsze gdzieś tam się plasował. Oczywiście jesteśmy przekonani, że kilkunastotysięczny tłum doda od siebie coś pozytywnego dla zespołu gospodarzy. Musimy być przygotowani na ciężką bitwę.

– Znicz chyba stać na grę w I lidze, jednak zazwyczaj czegoś do tego awansu brakowało.

– Jeżeli czegoś brakuje, to wszyscy wiedzą, czego (śmiech). Nie będę wchodził w szczegóły organizacyjno-finansowe, po prostu zawsze trzeba mieć trochę szczęścia. Nie chciałbym składać wszystkiego na karb pieniędzy, bo ważne jest też umiejętne prowadzenie zespołu przez kadrę kierowniczą, odpowiednie dobieranie składu czy taktyki. To są tak złożone problemy, że można byłoby o nich opowiadać całymi godzinami.



– Na papierze wyglądacie całkiem nieźle. Jest Marcin Smoliński, przyszedł Dariusz Zjawiński, udało się też wyciągnąć Przemysława Kocota z ŁKS.

– Bardzo kibicowałem moim prezesom, gdy pojawiły się te nazwiska. Mam oczywiście świadomość, że tych trzech graczy ma już lata świetności za sobą, jednak bagaż doświadczeń i umiejętności to są argumenty, których nie da się przecenić. Mamy też kilku graczy, którzy zostali – bramkarz Misztal, Rackiewicz czy Kubicki, a ocierali się kiedyś o te salony piłkarskie. Do tego jest obiecująca młoda generacja, z Małachowskim na czele, który już teraz zaczyna wyrastać na lidera. Dobrze to prognozuje na przyszłość, ale to tylko piłka i z każdym przeciwnikiem można wygrać, ale można z nim też przegrać.

– Dostaliście trzech beniaminków w trzech pierwszych kolejkach. Wydawało się zatem, że początek może być świetny.

– To nie jest tak do końca. Kilka razy z różnymi zespołami awansowałem i wiem, jaki towarzyszy temu ładunek emocjonalny. Czasem przesłania on ten brak doświadczenia. Musimy przyjechać na Widzew, powalczyć i zrobić dobry wynik, choć na pewno doceniamy klasę rywala i to wszystko, co dzieje się wokół tego klubu. Publiczność jednak nie gra, bo gdyby tak było, to mistrzem świata powinny zostać Chiny (śmiech). Mam sentyment do miasta, bo spędziłem w nim dwa lata, poznałem masę ludzi, ale w trakcie tego meczu sentymenty muszą iść na bok.

– Kojarzy pan ostatni mecz Znicza na Widzewie?

– Nie, nie pamiętam, ale to musiało być dość dawno.

– Dziewięć lat temu Znicz wyjechał z wynikiem 0:7.

– Jezu, to co tam się wydarzyło (śmiech)? Ja kojarzę mecze, gdy przyjeżdżałem na Widzew jeszcze z Jagiellonią Białystok w latach 90. Pamiętam spotkanie na inaugurację wiosny, wielka śnieżyca, udało nam się wtedy zremisować, zresztą w następnym sezonie tak samo. To jest jednak historia i nie ma co do niej wracać, są inni piłkarze, inne kluby, a przede wszystkim inne stadiony. Ja jestem pod wrażeniem tego, co dzieje się w Łodzi, cieszę się, że piłka wraca do dużych miast. Krok po kroku i pewnie doczekamy się derbów w Ekstraklasie.

– O co tak w ogóle Znicz będzie walczył w tym sezonie?

– Na tak postawione pytanie zawsze mam jedną odpowiedź: tuż przed rozgrywkami można zakładać sobie różne rzeczy, natomiast o planach możemy mówić dopiero po 5. – 6. kolejce. Możemy planować sobie awans, a w pierwszych trzech meczach nie wygramy i trzeba będzie już te założenia modyfikować. Każdy gdzieś tam marzy, żeby być w czołówce, ale tabela i wyniki szybko to zdeterminują. Ostatnia historia pokazuje, że Pruszków stać na awans, ale póki co chcemy przede wszystkim, żeby nie powtórzyła się sytuacja z zeszłego roku.

Rozmawiał Bercik

Foto: Znicz Pruszków


Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Piotr M.
6 lat temu

Prawda jest taka że dostaniecie jutro piątaka :-)

m4sti
6 lat temu

Sympatyczny człowiek z tego Prawdy. Życzę mu umiarkowanych sukcesów w następnych meczach

2
0
Would love your thoughts, please comment.x