A. Onyszko: „Widzew w każdym meczu gra finał Ligi Mistrzów”
26 kwietnia 2018, 20:59 | Autor: RedakcjaChoć spędził w Widzewie zaledwie jeden sezon, zdążył przez ten krótki czas zdobyć sympatię wielu kibiców. Kontrowersyjny bramkarz do dziś cieszy się w Łodzi bardzo dużym szacunkiem. O pobycie przy Piłsudskiego, trenerze Smudzie i wielu innych sprawach opowiedział WTM Arkadiusz Onyszko!
– Do Widzewa przyszedł pan, mając 23 lata i 102 mecze w seniorskiej piłce. Wejście do szatni ówczesnego mistrza Polski chyba nie było trudne?
– Kilka osób znałem już wcześniej, więc nie było. Przyszedłem do Widzewa, gdy łodzianie zdobyli mistrzostwo po niesamowitym meczu na Legii. Było wiadomo, że RTS zagra w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Przychodząc, miałem świadomość, że to fantastyczna drużyna ze świetnym trenerem. Wchodziłem jednak nie na pewniaka, czułem respekt, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, przed tymi zawodnikami.
– Śmiano się, że w Lechu miał pan bardzo dużo okazji, by się wykazać i stąd też ten transfer. Dodatkowo, przeniesienie do Łodzi było zapewne spowodowane możliwością gry w europejskich pucharach.
– Grałem sezon w Lechu Poznań i przyszedłem do Widzewa, bo Andrzej Grajewski chciał mnie w Łodzi. Byłem młodym, perspektywicznym zawodnikiem. Grałem w reprezentacjach młodzieżowych i patrzyli na mój transfer przyszłościowo: młody chłopak, dużo występów w Ekstraklasie. Myślę, że byłem łakomym kąskiem na rynku transferowym. Trafiliśmy nieszczęśliwie na Parmę, gdzie, jakby teraz spojrzeć, grały same legendy. Nie mieliśmy z nimi żadnych szans. Pierwsze spotkanie w Łodzi przegrane 1:4, mecz na wyjeździe w ogóle nam nie wyszedł. Z Udinese wygraliśmy w Łodzi 1:0, jeśli dobrze pamiętam.
– Tak. 1:0 u siebie, a na wyjeździe szybko stracona bramka, która spowodowała, że Udinese później rozstrzygnęło spotkanie na swoją korzyść.
– Mimo wszystko, to była moja ogromna przygoda. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Z tymi dwoma drużynami w tamtym czasie nie byliśmy w stanie rywalizować.
– Często pan wspominał w wywiadach Franciszka Smudę. Mówił pan, że to fantastyczny trener. Jestem zawsze pełen podziwu dla piłkarzy, którzy chwalą „Franza”. Teraz można odczuć, że młodsi gracze podchodzą do niego niepoważnie, również ze względu na jego sposób mowy. Za pana czasów chyba wszyscy go szanowali.
– Teraz młodzież jest rozwydrzona tak bardzo, że jest w stanie zadzwonić do trenera i zapytać czemu nie gra. Ja się wychowałem w troszkę innych czasach. Wtedy takie rzeczy były nie do pomyślenia. Nie znamy czasami swojego miejsca w szeregu. Wszyscy myślą, że już są najlepsi na świecie. My odnosiliśmy się z szacunkiem do trenera Smudy. Powiem szczerze, że nigdy nie myślałem, będąc zawodnikiem, że będę pracował w sztabie szkoleniowym razem z nim. A taka sytuacja wydarzyła się po ponad dwudziestu latach. Pracowaliśmy razem w Górniku Łęczna. Nie zmienię absolutnie zdania, a nawet powiem więcej: Franciszek Smuda to bardzo dobry trener, doskonale czuje szatnię. Miałem wielu utytułowanych szkoleniowców za granicą. Larsa Olsena, który był mistrzem Europy czy Bruce’a Riocha, który trenował Arsenal. Trenera Smudę bardzo wysoko stawiam w tej hierarchii. Uważam, że wiele można się od niego nauczyć. Ma świetne podejście do zawodników, wie co do nich powiedzieć, jak z nimi rozmawiać. Niewielu jest takich szkoleniowców.
– Czyli przyjście Franciszka Smudy do III ligi było jednym z lepszych ruchów odradzającego się Widzewa?
– Zdecydowanie tak!
– Podczas pana pobytu w Widzewie pojawiły się pierwsze skazy w organizacji mistrza Polski. Za rządów Andrzeja Grajewskiego trenerowi zaczęły puszczać nerwy na konferencjach prasowych, pojawiły się opóźnienia w wypłatach.
– Nie tylko pana Grajewskiego. Tam było jeszcze kilka osób, które decydowały o klubie, a pieniędzy i tak nie było. Najgorsze jest to, że po tylu latach nadal nie płacą (śmiech). To jest przerażające. Człowiek doświadczył dobrobytu, wyjechał za granicę, przez jedenaście lat nie opóźnili się nawet sekundy z wypłatą. Przyjeżdżasz po piętnastu latach do kraju i nadal nie płacą. Nie wyciągamy wniosków i ta liga jest jaka jest.
– Coraz ładniejsze stadiony, a w kasie pustki.
– Cały czas totalna partyzantka. Nie wiem, czy to się kiedykolwiek zmieni. Mamy aspiracje, by grać w Lidze Mistrzów, a myślę, że na dzień dzisiejszy to jest odległa historia dla naszych klubów. W profesjonalnej piłce wszystko jest zaplanowane co do sekundy. Wszystko fachowo prowadzone. To jest uwłaczające, że nie ma zasady przed sezonem, że każdy klub musi pokazać, że ma budżet, i że stać go na to, aby płacić przez cały rok. Mówi się, że wówczas połowa ligi by nie grała. Widocznie trzeba zrobić mniejszą ligę, ale w pełni profesjonalną.
– Biorąc pod uwagę opinie o Kamilu Wilczku czy Adrianie Mierzejewskim, że jeden strzela w słabej lidze duńskiej, drugi zaś gra gdzieś na końcu świata, zastanawiam się, czy to nie hipokryzja, patrząc na to, jak wyglądają mecze w polskiej lidze.
– Ile lat przerwy było między występami Widzewa i Legii w Lidze Mistrzów? Dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy? Gdy byłem w Danii, grały trzy albo cztery kluby w Champions League. Grało Broendby, FC Kopenhaga, Aalborg, a u nas przez tyle czasu nic. Poziom reprezentacji Danii też nie jest najgorszy. W porównaniu do naszej ligi, myślę, że duńska ekstraklasa jest zdecydowanie lepsza.
– Zadałem to pytanie, bo myślę, że również przez to rozegrał pan w kadrze tylko dwa spotkania. Dodatkowo na brak klasowych bramkarzy też nie narzekaliśmy.
– Rzeczywiście, trafiłem na taki okres, kiedy było wielu fantastycznych bramkarzy, którzy grali w dużo lepszych klubach. Dziś to rozumiem. Nie mam większych pretensji, bo było to zrozumiałe dla trenera, który powoływał piłkarzy do reprezentacji. Zawsze lepiej było powołać Artura Boruca z Celticu czy Jerzego Dudka z Liverpoolu, niż Arkadiusza Onyszkę z Odense. Wielokrotnie w wywiadach potwierdzałem, że zasługiwałem na to, żeby mnie sprawdzić. Powołać na kadrę, pozwolić zagrać „połówkę” tak, jak teraz trener Adam Nawałka dał szansę Bartoszowi Białkowskiemu. Nie uda się, trudno, ale przynajmniej wiem, że gdzieś ta szansa była. Ja w ogóle tej okazji nie otrzymałem. Lekki niedosyt pozostaje.
– Prowadzi pan teraz akademię, więc bramkarze mają się od kogo uczyć fachu.
– Jeżeli chodzi o akademię, to nie prowadzę typowej akademii bramkarskiej. To akademia ogólna dla dzieci. Chwilowo tylko bramkarze Motoru Lublin mogą czerpać z mojej wiedzy.
– Oglądał pan derby Trójmiasta na Lechii?
– Nie, widziałem tylko te kolejne.
– Po meczu w Gdańsku, Simeon Sławczew i Sławomir Peszko zaczęli kopać dmuchane lalki w barwach Arki. Jak to jest, że część piłkarzy musi robić „pokazówki” pod kibiców, a pan był naturalny i pomimo spędzenia tylko roku w Łodzi, kibice Widzewa bardzo dobrze pana wspominają?
– Nigdy w życiu nie powiem na Widzew złego słowa. Kto by nie pytał, gdzie bym nie był, w jakim klubie bym nie grał, to nigdy nie powiem o Widzewie źle. To był fantastyczny czas. Tak miło to wspominam, nie tylko piłkę, ale też życie na co dzień. W tamtych czasach w Łodzi ludzie byli inni. W różnych miastach mieszkałem, ale Łódź była najbardziej rodzinna. Niby tylko rok czasu, ale atmosfera na stadionie była niesamowita. W klubie tak samo, mimo że wtedy nie płacili. Osoba trenera Smudy miała duże znaczenie. Do tego klubu przychodziło się z przyjemnością, choć moje początki z trenerem nie były takie łatwe. W meczu pucharowym z Neftchi posadził mnie na ławce. Zacząłem tak nie za bardzo, dopiero później się rozkręciłem. Mimo wszystko, bardzo dobrze go wspominam i uważam za świetnego fachowca. Myślę, że ludzie za bardzo pozwolili sobie na chamskie traktowanie trenera. Nie wolno. Daj Boże, by wszyscy w piłce osiągnęli takie sukcesy, jak Franciszek Smuda. Uważam, że w piłce nożnej powinna być jakaś hierarchia. Hierarchia taka, że jeżeli trener Smuda zdobył trzy czy cztery razy mistrzostwo i prowadził reprezentację, a ktoś więcej od niego osiągnie, to wtedy będzie mógł się o nim wypowiadać. Widzę, że wszyscy się wypowiadają, a zwłaszcza młodzi zawodnicy, którzy nic nie osiągnęli. Oni uważają, że jak ustawisz całe boisko palikami, to jesteś dobrym trenerem. A nie o to chodzi.
– Słuchając pana wspomnień z pobytu w Łodzi, mam wrażenie, że podpisałby się pan pod zdaniem, które powiedział pan, gdy Widzew spadał z I ligi i powoli upadał: „Widzew trzeba traktować jak dobro narodowe”?
– Oczywiście. Taki klub nie powinien zniknąć z mapy Polski. Tam były zawirowania finansowe i Widzew jest tam, gdzie jest. Też pracuję w III lidze i to nie jest taki poziom, jak kiedyś. Ciężko awansować i jest duża presja. Pod taką presją, niezależnie od tego, jaki byś był mocny psychicznie, to mimo wszystko można mieć sztywne nogi. Trener Smuda nie ma prostego zadania i jaki trener by nie przyszedł, też nie będzie miał łatwo. Tak samo w Motorze, jak i w Widzewie.
– Kibice również wymagają, by tę ligę, mówiąc po piłkarsku, „zjeść”.
– To ma trochę podłoże psychologiczne. Grasz u siebie, piętnaście tysięcy kibiców, piękny stadion, typowa piłkarska atmosfera i nagle jest wyjazd i grasz w polu. Piłkarsko może i Widzew jest lepszy od innych drużyn, tak jak i finansowo czy organizacyjnie. Ale mentalnie musisz się przestawić z dnia na dzień na inną grę. Musisz być jak koń: klapki na oczach, jest tylko 90 minut, wykonujesz profesjonalną robotę i jedziesz do domu. Dodatkowo te boiska są nierówne, gdzieś jest jakiś spad i trzeba sobie radzić. To jest walka mentalna. My również to przeżywamy, bo akurat jesteśmy w tej samej lidze, tylko w innej grupie i to nie jest łatwa sprawa.
– Dodatkowo ta liga jest zdecydowanie bardziej fizyczna. Jest mniej miejsca na boisku, każdy daje z siebie wszystko.
– Dokładnie. Gdy przyjeżdżają drużyny na papierze słabsze na stadion Widzewa, gdzie jest piękna murawa, dużo kibiców, to wznoszą się na wyżyny umiejętności. Niedobrze się gra przeciwko takim klubom. Widzew w każdym meczu gra finał Ligi Mistrzów. Jest to ciężkie psychicznie, wręcz niemożliwe. Dlatego w wielu meczach, gdzie powinni wygrać, przegrywają lub remisują. Nie są w stanie mentalnie tego ugryźć. A mówienie, że to jest tylko III liga nie jest sprawiedliwe. Wszyscy się starają, a dodatkowo taka opinia usztywnia i ciężej dać z siebie sto procent swoich możliwości.
– Z tego co wiem, nie był pan jeszcze na nowym stadionie Widzewa. Jak rozumiem, mogę panu życzyć, żebyśmy spotkali się w przyszłym roku na stadionie w Łodzi, pan jako trener bramkarzy Motoru.
– Daj Boże, bardzo bym tego chciał. Jedno jest pewne, jakby kiedyś komuś wpadł do głowy pomysł, żeby zaprosić mnie na stadion czy zatrudnić w roli trenera… Widzewowi się nie odmawia.
Nie chce krytykować gry zespołu ani trenera Smudy, ale taka retoryka zaczyna mnie irytować. Widzew gra obecnie bardzo przeciętnie. Wygrywa i to jest najważniejsze. Jednak mówienie, że ma pod górkę, bo inne zespoły dodatkowo mobilizują się na Widzew, że w każdym meczu gra finał LM i że boiska są nierówne – jest bez sensu.
Nie zgadzam się z tym co napisałaś. Oglądam mecze Sokoła , Lechii, Warty i Pelikana i te drużyny z którymi grają , niestety tak jest jak mówi Onyszko. Wszyscy się spinają ponad miarę i swoje możliwości. Obejrzyj jakiś mecz bez udziału Widzewa to zmienisz zdanie. Tylko WIDZEW !!!!
Nie kwestionuję tego, że zespoły dodatkowo mobilizują się na Widzew. Tyle, że takie ciągłe narzekanie naraża nas na kpiny. Przestańmy szukać usprawiedliwień. Trzeba zaakceptować sytuację taką jaka jest, pochylić głowę i wziąść się do roboty! Nie będę tego rozwijał, bo nie zamierzam nikogo krytykować. Jednak twierdzenie, że Widzew ma ciężko, bo np boiska rywali są nierówne, poprostu nas ośmiesza! Na starym stadionie Widzewa też był spad (przez kilkadziesiąt lat) a jednak na tym boisku Widzew zdobył 4 tytuły Mistrza Polski, grał w półfinale PE i w LM. Trochę więcej powagi i szacunku dla tego zasłużonego klubu Panowie! To jest Widzew!
Dokładnie tak jak piszesz. A co w drugiej lidze będzie inaczej. Nie czarujmy się dla takiej Legionovii, Gryfa Wejherowo i paru innych drużyn ( z całym szacunkiem dla nich) to też będą mecze życia. My mamy mieć maszynkę do wygrywania meczy nie ważne czy gramy w mieście czy na wsi, czy na meczu będzie 17 tys ludzi czy garstka. To ma być nawyk ( Onyszko coś wspomniał o koniu z klapkami na oczach :)). A że piłkarze będą drożsi ? Już teraz w porównaniu z resztą zespołów mamy pensje z kosmosu, a efekty …
Przecież Franek chciał go na trenera bramkarzy ale ten stwierdził że robi w motorynce A czy się spotkamy w II Lidze ? Zobaczymy resovia idzie łeb w łeb My narzekamy na naszą grę a motoryna to dramat
Ale zdajesz sobie sprawę, że miał ważny kontrakt i zerwanie go wiązałoby się z kosztami?
Trenerem bramkarzy jest Małkowski. Boisko jak na razie weryfikuje, że Zbyszek odwala kawał dobrej roboty w Widzewie. Jeśli zdecydowałby się odejść, zastąpić go Malarzem albo Humerskim. Ściągać do klubu więcej piłkarzy i ludzi związanych z Widzewem! Takich, którzy albo wychowali się „na Widzewie”, albo zasłużonych dla klubu (jak Tomek Łapiński), albo takich o których się wie, że są całe życie kibicami Widzewa (np. Wiktor Żytek).
Oczywiście miałem na myśli Mielcarza, nie Malarza :-).
Bardzo słusznie.Zygmunt tu masz moje 100% poparcie.
Nie WTM opowiedział, bo wywiad się już 15.04 ukazał na blogu Łukasza. Nie uprawiajcie chujowego dziennikarstwa rodem z polskich gównianych portali z newsami.
…a Karpiu jest częścią redakcji i robi te wywiady również dla WTM. Gdzie widzisz problem?