M. Miller: „Byłem trochę poirytowany”
2 października 2017, 11:01 | Autor: RyanMichał Miller wrócił na stare śmieci i występ w Nowym Mieście Lubawskim zaakcentował ładną bramką. To jego drugie trafienie w tym sezonie, więc można stwierdzić, że rodzi nam się specjalista od urodziwych goli. Co piłkarz Widzewa mówił po niedzielnym spotkaniu?
– Można chyba powiedzieć, że wypunktowaliście Drwęcę na zimno?
– Poprzednio też strzeliliśmy bramkę w pierwszej połowie, ale później mecz potoczył się inaczej. Tutaj już graliśmy konsekwentnie i podwyższyliśmy prowadzenie na 2:0. W końcówce wydawało się, że mamy wszystko pod kontrolą, ale stracony gol wprowadził trochę chaosu.
– Wszystkim wydawało się, że mecz jest już zamknięty.
– Czasem tak bywa. Wydaje ci się, że kontrolujesz sytuację, masz przewagę i przeciwnik nie stwarza żadnych okazji. Nagle jedna przebitka, Maciek Koziara dołożył dobrze nogę i zrobiła się nerwówka. Później gracze Drwęcy zaczęli wrzucać piłkę w pole karne, a na to recepty nie ma. Zawsze może przydarzyć się coś pechowego. Na szczęście udało się tego zapobiec i jeszcze strzelić na 3:1. Najważniejsze, że trzy punkty jadą do Łodzi.
– Ze zdrowiem już wszystko w porządku?
– Tak. Miałem drobny uraz pleców. Coś mnie zablokowało. Dostałem skurczu mięśnia i nie mogłem się odblokować. Teraz jest już wszystko w porządku.
– Jesteś zaskoczony, że Drwęca radzi sobie tak dobrze, mimo ubytków kadrowych latem?
– Szczerze mówiąc myślałem, że Drwęca będzie biła się o utrzymanie, ponieważ nie tylko ja i Damian odeszliśmy, ale także wielu innych podstawowych zawodników. Skład się odmłodził. To chłopcy, których wcześniej nie znałem, ale wypadli bardzo dobrze. Moim zdaniem zagrali świetny mecz, walcząc z nami jak równy z równym.
– Zagrałeś nie w linii ataku, a na lewym skrzydle. Jak to ocenisz?
– Trener próbuje ustawiać mnie na skrzydle. Taka jest jego decyzja i chcę się z tego obowiązku wywiązać jak najlepiej. Nie jest to dla mnie obca pozycja, ale w pierwszej połowie byłem mało pod grą. Częściej atakowaliśmy prawą stroną. Byłem tym odrobinę poirytowany, ale to dlatego, że chciałem się pokazać z jak najlepszej strony. W drugiej połowie już mieliśmy więcej akcji lewą stroną. Wybiegałem ten mecz i zrobiłem swoje, strzelając bramkę.
– Komu ją dedykujemy? (śmiech)
– Spokojnie (śmiech). Córeczka wróci z narzeczoną do domu i będzie okazja. Zostawiam sobie kołyskę na mecz u siebie. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się strzelić bramkę w Łodzi.
– Trochę się przed meczem martwiliśmy, że przez to powiększenie twojej rodziny będziecie na boisku trochę zaspani. Trener nie pozwolił na szampana?
– Na świętowanie przyjdzie czas. Po jednym piwku na pewno chłopakom postawię. Mamy dwa dni wolnego, więc nikomu to nie zaszkodzi. Od wtorku wracamy do pracy, bo przed nami kolejne ważne mecze.
Rozmawiał Ryan
Bartek Stańdo (widzew.com)