Widzew – Drwęca (wypowiedzi)

3 czerwca 2017, 20:18 | Autor:

Przemysław_Cecherz

Widzew przegrał przed własną publicznością z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie 0:1. Porażka boli trenera łodzian, który krótką wypowiedzią dał jasno do zrozumienia, co uważa na temat postawy swoich piłkarzy.

Sławomir Majak:
„Jechaliśmy na Widzew, znając wynik ŁKS. Zdawaliśmy więc sobie sprawę z tego, że każda strata punktów przekreśla nasze szanse na walkę o II ligę. Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężkie spotkanie. Publika i nowy stadion mogły sprawić, że będzie gorąco i nie wszyscy zawodnicy wejdą w mecz tak, jak powinni. Potwierdziło się to, bo było widać, że jesteśmy spięci. Początek nie układał się po naszej myśli. Potem dopiero mieliśmy kontrolę nad spotkaniem.

To był dziwny mecz. Odniosłem wrażenie, że nie do końca było tak, jak powinno. Takie jest moje spostrzeżenie na gorąco. Jednak gratuluję chłopakom dobrej postawy i zwycięstwa. Wracamy na pozycję lidera, a do domu z uśmiechem. Przed nami jednak jeszcze dwa mecze, które wcale nie będą łatwiejsze.”

Przemysław Cecherz:
„Graliśmy dzisiaj tak, jakbyśmy nie chcieli wygrać. Nie dążyliśmy do strzelenia bramki, do wyrównania czy wcześniej do objęcia prowadzenia. Przepraszam niektórych kibiców za siebie i za zespół. Proszę o nie zadawanie mi pytań.”

Daniel Mąka:
„Z perspektywy boiska uważam, że więcej mieliśmy do powiedzenia w pierwszej połowie, niż w drugiej. Zwłaszcza klarowne sytuacje, próba grania, rozrzucenie do boków, ale zabrakło wykończenia. Wynik mógł na to nie wskazywać, gdyby Patryk Wolański nie obronił mogło być 0:2. Czułem się lepiej w pierwszej połowie. W drugiej piłka cały czas przelatywała obok naszej bramki, a my nie mieliśmy zbyt wielu sytuacji. Mimo wszystko wydaje mi się, że to my kreowaliśmy grę, ale zabrakło wykończenia. Każdy z nas podszedł w 100% zaangażowany do tego meczu, jednak za chęci nie przyznaje się punktów.”

Przemysław Rodak:
„Kolejny raz brak jakości w naszym wykonaniu. Utrzymujemy się przy piłce, ale nic z tego nie wynika, nie przekładamy tego na sytuacje bramkowe. Nie przypominam sobie żadnych klarownych sytuacji. W tamtym tygodniu brakowało wszystkiego, dzisiaj zalążek gry był, ale nie przekładało się to na akcje ofensywne. Nie czułem, abyśmy grali z drużyną, która ma tyle punktów na koncie. Gdybyśmy dzisiaj wygrali, dalej bylibyśmy w grze, ale ŁKS musiałby się pomylić dwa razy. Każdy zdaje sobie sprawę, że byłoby to trudne, ale nie niemożliwe.”

Grzegorz Brochocki:
„Na pewno pozostanie niedosyt po tym debiucie. Sam miałem dogodną okazję, ale nie trafiłem głową do siatki. Był moment, że przycisnęliśmy Drwęcę, ale stworzyliśmy sobie w zasadzie tylko jedną sytuację, a to było za mało, żeby wygrać mecz. Sam byłem zdziwiony, że nie czułem żadnej presji. Wszedłem na boisko z chłodną głową. Potraktowałem to jak zwykły mecz.”

Dawid Kamiński:
„Znów zagrałem na środku ataku, ale wynikało to z sytuacji kadrowej. Mieliśmy się zmieniać z Danielem Mąką. Wyszło jak wyszło. Widać było, że te braki kadrowe nam nie pomagają. Przeciwnik był lepszy. O ile w pierwszej połowie udawało nam się prowadzić atak pozycyjny, to w drugiej nie był to nasz wybitny mecz. Mamy atut swojego boiska, chcemy przekonywać kibiców, że warto przychodzić na stadion także w następnym sezonie, dlatego porażka przed własną publicznością boli. Możemy tylko przeprosić kibiców za to, że nie liczymy się już w walce o awans.”

Maciej Kazimierowicz:
„Chcieliśmy wyjść na boisko po to, żeby wygrać mecz. Nie było mowy o żadnym podkładaniu się. Gdybym dowiedział się, że ktoś z drużyny myślał inaczej, to nie wiem, co bym mu zrobił… Zawsze znajdą się tacy, którzy będą tworzyć teorie spiskowe, ale nie wydaje mi się, żeby wyglądało to tak, że brakowało nam zaangażowania. Do końca walczyliśmy o zmianę wyniku. Sam w końcówce miałem szansę na strzelenie gola, ale bramkarz był odrobinę szybszy.”

Marcin Kozłowski:
„W pierwszej połowie wcale nie graliśmy źle. Staraliśmy się utrzymywać przy piłce, ale brakowało nam wykreowania jakiejś konkretnej okazji. Bramkę straciliśmy po kontrze, zrobiła się dziura z tyłu. Znów nie szło nam z przodu. Brakowało nam typowego napastnika, bo Kamińskiego cały czas ciągnęło na skrzydło. Sytuacja kadrowa jednak była, jaka była. Mówiliśmy sobie w szatni, że teraz każdy pomyśli, że się podłożyliśmy, ale tak nie było. Gdybyśmy chcieli przegrać, to przecież Wolo nie broniłby karnego, a my nie parlibyśmy w końcówce do ataku. Po prostu zagraliśmy słabo i dlatego przegraliśmy.”