P. Cecherz: „Nie muszę zabiegać o czyjąś sympatię”

8 maja 2017, 10:48 | Autor:

Klementowski_Cecherz

Przemysław Cecherz nadal niepokonany w roli trenera Widzewa. Choć mecze jego drużyny to prawdziwy emocjonalny rollercoaster, a szkoleniowiec poddawany jest ogromnej presji, suche wyniki na razie go bronią. Co sam zainteresowany mówił po meczu z Ruchem?

– Jak pan oceni to spotkanie? Znów nerwówka.

– Ta nerwówka bierze się z niewykorzystanych sytuacji. Poza tym do chłopaków nie ma się o co przyczepić. Dominowaliśmy na boisku, stwarzaliśmy okazje. Miałem pretensje do drużyny o pierwszą połowę z Wołominem. Robiąc analizę naliczyłem chyba piętnaście sytuacji bramkowych. Tu już chyba nawet nie będę liczył.

– Za dużo ich.

– Zgadza się. W pierwszej połowie dwie „Kamyka” i dwie „Matiego”. W drugiej „setka” Okuniewicza. Ale chwała chłopcom za to, że oni ciągle wierzą i gonią. Stwarzają sytuacje, ale trochę tego piłkarskiego szczęścia w końcowej fazie akcji nam brakuje. Dzisiaj było. Ale to szczęście zależy też od nas – im więcej trenujemy, tym szanse na szczęście są większe. Ważne, że dobrze wyglądamy fizycznie. Zespół niesamowicie pracował na tym boisku. Nawet nie dopuszczali myśli, że mogą nie strzelić tej bramki. To zaprocentowało. Tak jak cwaniactwo Daniela Mąki.

– W drugiej połowie było łatwiej, bo w pierwszej wiatr strasznie mieszał wam szyki.

– Bardzo nam przeszkadzał. Niemniej pod wiatr lepiej graliśmy piłką, atakowaliśmy bokami i z tego były sytuacje. Z wiatrem dużo piłek przechodziło przez linię obrony Ruchu i z tego były okazje. Chłopaki dopasowali się do warunków i grali kapitalnie. Nie pozwolili przeciwniki na nic, poza świetnym strzałem z dystansu, znakomicie obronionym przez Patryka Wolańskiego.

– Ustawił pan zespół ofensywnie. Można liczyć, że w kolejnych meczach też oglądać będziemy taki dobór zawodników?

– To zależy od przeciwnika. Dzisiaj „Kaziu” grał blisko Radwańskiego, a „Mączka” na pozycji numer dziesięć, bo Kamiński miał iść na bok. Wiedzieliśmy, że prawy obrońca Ruchu jest wolny i będzie przegrywał pojedynki biegowe z „Kamykiem”. W drugiej połowie miał on zejść na prawo i wrzucać, a obrońców wyprzedzać miał Michalski. Wszystko zdawało egzamin, poza samym wykończeniem.

– Dlatego z jednej strony dziwiłem się, że nie robi pan zmian, ale z drugiej nie bardzo było na kogo.

– Na ławce mieliśmy dzisiaj tylko jednego ofensywnego zawodnika, czyli Ogawę. Ale przy grze długą piłką on nie zdałby egzaminu. A musieliśmy tak grać, bo boisko było fatalne. W ataku nie było po prostu na kogo zmieniać, więc jechaliśmy tak do końca.

– To znaczy, że ławka jednak nie taka długa?

– Wypadł „Krzywy” i lekki problem się pojawił. Ale większe zmartwienie byłoby, gdybyśmy tych akcji nie tworzyli, a one były. Teraz trzeba będzie zastanowić się, jak zastąpić Kamińskiego.

– I Kozłowskiego.

– Wiadomo, że jest Tlaga, który dobrze gra na tej pozycji. Wielkiego osłabienia więc nie będzie, choć Kozłowski prezentuje się w tej rundzie kapitalnie i nie można mu nic zarzucić. Trochę poniosły go dziś emocje. To jest jeszcze młody chłopak. Ale grał bardzo dobrze. Z kolei „Kamyk” spełnia ogromną rolę. Zobaczymy, jak zespół będzie wyglądał i wtedy będziemy decydować.

– Do Sieradza na mecz pucharowy znów pojadą dublerzy?

– Mamy kadrę dwudziestu kilku zawodników i każdy, to wyjdzie na boisko, ma wygrać. To jest Widzew. Będziemy chcieli niektórym dać odpocząć, ale zagrać będą mogli Kozłowski z Kamińskim, bo później nie wystąpią. Pewnie zrobimy znów badania i zobaczymy, kto w jakim stopniu jest wyeksploatowany.

– Puchar Polski traktujecie tak samo poważnie, jak ligę? Czy jednak liga ważniejsza?

– Wiemy, czym jest dla nas liga. Będziemy walczyć w niej do końca, tak jak do końca walczymy w meczu. Jest presja tego gonienia i ciągle jesteśmy pod pręgierzem – żeby nikt nie odskoczył, a żebyśmy my odrobili. To robimy. Liga jest bezwzględnie najważniejsza, aczkolwiek w pucharze gramy z IV-ligowcem i jeśli ktoś jest w szerokiej kadrze Widzewa, to powinien przerastać umiejętnościami rywala.

– Po pana ostatniej wypowiedzi nt. kibiców rozgorzała dyskusja. Dzisiaj fanom nie ma czego zarzucić, bo wspierali drużynę przez 93 minuty!

– Do tych kibiców to ja pierwszy pobiegnę i im podziękuję. To są niesamowici ludzie. W meczu z Huraganem nam nie szło, a oni cały czas nas wpierali. Moja wypowiedź odnosiła się do tych ludzi, którzy siedzą w domu i tylko czekają, kto popełni błąd, żeby mogli go zaszczuć i zniszczyć. Popatrzmy na Gromka. Czy mieliśmy mu powiedzieć: „Słuchaj, zawaliłeś nam dwa mecze i jesteś beznadziejny”? Nie! Musimy mu mówić: „Jesteś nam potrzebny. Pomagamy ci i wyciągamy cię z tego razem”. Taka jest rola moja i rola zespołu wobec młodego chłopaka.

– Pana słowa część osób odebrała nie jako ochronę piłkarzy, tylko obrażanie się na krytykę.

– Chodzi tylko o nie niszczenie zawodników. Mnie mogą atakować, jakoś sobie z tym radzę. Szkoda tylko moich dzieci, którzy to czytają. Tłumaczę im, żeby się odcięli. Mam swoje lata i nie muszę zabiegać o czyjąś sympatię. Raczej wolę, jak ktoś zabiega o moją (śmiech).

Rozmawiał Ryan