M. Krzywicki: „Operacja to może być mój koniec w Widzewie”
5 maja 2017, 21:05 | Autor: RyanMarcin Krzywicki strzelił pierwszego ligowego gola w barwach Widzewa i od razu dał drużynie zwycięstwo. „Nie zagraliśmy na swoim poziomie. Ja również, bo strzeliłem bramkę (śmiech). Indywidualnie cieszę się z tego przełamania. Dołożyłem cegiełkę do tego zwycięstwa. Spodziewaliśmy się, że będzie to ciężki mecz, bo przeciwnik nie położy się na boisku. Granie w ataku pozycyjnym nie jest łatwe i dzisiejszy mecz to pokazał” – mówił na pomeczowej konferencji „Krzywy”.
Naszą rozmowę z napastnikiem RTS podzieliliśmy na dwie części. W wersji optymistycznej miała ukazać się tylko pierwsza, przeprowadzona po końcowym gwizdku, ale ponieważ kontuzja jest poważniejsza, pogadaliśmy dzisiaj także o niej.
– Gratuluję przełamania.
– Nie no, przełamanie to było już w Kwiatkowicach. Walczę teraz o to, żeby grać w pierwszym składzie w III lidze. Fajnie, że wszedłem na boisku i dałem drużynie tą bramkę. Dołożyłem swoją cegiełkę do tego zwycięstwa. Trener miał w przerwie ból głowy, bo musiał to jakoś poprzestawiać. Wszyscy zapracowali jednak na trzy punkty. Za kilka dni o stylu nikt pamiętać już nie będzie.
– Teraz będzie już z górki? Byłeś oceniany po każdym meczu wyjątkowo surowo.
– Na pewno było mi ciężko, bo każda niewykorzystana sytuacja jest krytykowana. Kibice mają do tego prawo, ale to nie pomaga. Mam nadzieję, że teraz ten strzelony gol w lidze da mi kopa. Widać, że jednak coś tam potrafię.
– Wiele osób narzekało na pracę sędziego. Jak się do tego odniesiesz?
– Ja wiem, czy była aż tak fatalna? Słyszałem, że trybuny się denerwowały i wywierały presję na arbitrze. Natomiast moim zdaniem rzut karny dla Huraganu był ewidentny. Będą jeszcze gorsi sędziowie.
– Przed wami mecz z Ruchem. Znów będzie ciężka walka o punkty.
– Mecze wyjazdowe nigdzie nie będą łatwe. Jedziemy do Wysokiego Mazowieckiego z nastawieniem, że czeka nas ciężka praca do wykonania. Miejmy nadzieję, że nie powtórzą się już sytuacje, jakie miały miejsce w Elblągu czy Warszawie.
– Życzyłbym ci kolejnych goli, ale czy będziesz zdrowy, by je strzelać?
– Jest jakiś problem, coś chrupnęło. Także życzyć można mi bramek, ale i zdrowia.
Rozmawiał M.M
– Okazuje się, że chrupnęło na amen?
– Tak. Dzisiaj poznałem diagnozę, a dr Dożmalski od razu chciał mnie kroić. To świetny fachowiec, ale nie zgodziłem się jednak. Przynajmniej jeszcze nie.
– Pisałeś na Facebooku, że masz ochotę powalczyć? Jedziesz do Harry’ego z Tybety? Przy zerwanych krzyżowych to trzeba chyba tylko cudu…
– Nie będę wciskał kitu, że jadę do szamana obkładać się gorącymi szyszkami. Ale rzeczywiście od poniedziałku zaczynam zabiegi na maszynie, która specjalnie sprowadzana jest ze Stanów Zjednoczonych. W przeszłości już z niej korzystałem i bardzo mi pomogła. Chcę spróbować, może uda mi się uniknąć operacji.
– Takie tymczasowe zaleczenie?
– Jeśli się uda, to dogram spokojnie rundę do końca i powinienem też być dostępny w następnym sezonie. Tej operacji i tak nie uniknę, ale wolałbym ją jak najbardziej opóźnić w czasie. Nie mam 18 lat, tylko 30, więc otwarcie kolana byłoby pewnie moim końcem w Widzewie. A chciałbym jeszcze pomóc drużynie. Nie przyszedłem do klubu po to, żeby leżeć. Wystarczy, że się ostatnio nasiedziałem.
– Szkoda byłoby wypaść akurat w momencie, gdy zaczyna się układać.
– No dokładnie. Strzeliłem tego zwycięskiego gola i liczyłem na to, że da mi to teraz kopa. Dlatego nie chcę się poddawać w takim momencie.
– Nie myślałeś, żeby poprosić o zmianę?
– Wszedłem wślizgiem w bramkarza i poczułem, że stało się coś grubszego. W przerwie dobrze się jednak rozgrzałem, więc nie chciałem schodzić. Doping kibiców i adrenalina meczowa sprawiały, że jakoś dograłem mecz i nawet kontuzjowaną nogą strzeliłem bramkę. Chciało się grać. Czułem, że Huragan słabnie i wygramy to spotkanie. Od razu po urazie pokazałem nogę panu Wojtkowi. Wiedział, że jest źle.
– Jak tajemnicza maszyna ci nie pomoże, idziesz na stół?
– Tak się umówiłem z dr Domżalskim. Chciał mnie kroić już dziś, ale daliśmy sobie tydzień. Zobaczę, czy zabiegi na maszynie dają postęp. Staram się być dobrej myśli, bo z kolanem wizualnie nie jest tak źle. Nie puchnie zbyt mocno i może gdyby ktoś mnie gonił, to byłbym w stanie uciec (śmiech).
Rozmawiał Ryan