Relacja z boiska: Widzew – Legia Warszawa

27 maja 2013, 13:38 | Autor:

W meczu, określanym jako klasyk polskiej ligi, Widzew zremisował z Legią 1:1. Wynik ten nie satysfakcjonuje w pełni żadnej ze stron – Legia straciła 2 punkty w walce o mistrzostwo Polski, Widzew zaś największą od lat szansę pokonania odwiecznego rywala.

Jako pierwsi atakują widzewiacy, a konkretnie najlepszy piłkarz w dzisiejszym meczu – Bartłomiej Pawłowski. Indywidualną akcję, jakich przeprowadził w tym meczu wiele, kończy strzałem – celnym, choć słabym. W odpowiedzi lewą stroną pola karnego przedziera się Jakub Wawrzyniak, ale najlepszy strzelec stołecznego zespołu, Władimer Dwaliszwili nie zdąża zamknąć akcji na długim słupku. W 16 minucie Princewill Okachi wyłuskuje piłkę w środku pola, ale Mariusz Rybicki z Pawłowskim nie zrozumieli się i jest po akcji.

Dwie minuty później stadion oszalał ze szczęścia. Po indywidualnym rajdzie Pawłowski oszukuje Inaki Astiza i Artura Jędrzejczyka, który fauluje widzewskiego napastnika w polu karnym. Pewnym egzekutorem (już po raz szósty w tym sezonie) jest Łukasz Broź i Widzew zasłużenie prowadzi 1:0. Do końca pierwszej połowy dwukrotnie próbuje pokonać Macieja Mielcarza głową Marek Saganowski, ale ani po rzucie wolnym Dominika Furmana ani po centrze Ivicy Vrdoljaka łódzki bramkarz nie daje się zaskoczyć.

Jak na razie słowa trenera Mroczkowskiego z przedmeczowej konferencji mówiące o tym, że Widzew nie stoi na straconej pozycji i może wygrać z Legią, znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Widzewiacy dużo biegają i głównie dzięki temu oraz dużej ambicji do przerwy prowadzą w meczu z głównym kandydatem do mistrzostwa 1:0.

W 55 minucie legioniści doprowadzają do wyrównania. Rzut wolny z lewej strony boiska wykonuje Furman, piłkę bardziej w górę niż do przodu wybija Dino Gavrić, ta za chwilę trafia do Astiza, który główkuje w stronę linii pola bramkowego. Tam najprzytomniej zachowuje się Saganowski, który mimo asysty Brozia trafia – również głową – do siatki. Jest 1:1.

W 63 minucie Rybicki ładnie wchodzi w uliczkę, ale naciskany jest w trudnej pozycji i strzela ponad bramką. 3 minuty później próbuje Sebastian Dudek i Dusan Kuciak z najwyższym trudem wybija piłkę na rzut rożny. Najlepszą okazję do objęcia prowadzenia stwarza jednak Legia, ale Saganowski w 78 minucie w idealnej sytuacji strzela w boczną siatkę. W 80 minucie Widzew wychodzi z szybką kontrą czterech zawodników na dwóch, ale Rybicki niepotrzebnie strzela, zamiast podać do lepiej ustawionego Pawłowskiego. Piłka co prawda w końcu do Pawłowskiego trafia, ale zbyt późno i jego strzał szybuje nad poprzeczką. Obie drużyny stwarzają sobie jeszcze po jednej szansie bramkowej w doliczonym czasie gry. W 93 minucie strzał Bartosza Bereszyńskiego z linii pola karnego broni Mielcarz. Minutę później Marcin Kaczmarek podaje w tempo do Krystiana Nowaka, ale Kuciak odważnym wybiegiem ratuje Legii 1 punkt.

Bramki:

1:0 Broź (19) – karny

1:1 Saganowski (55)

Składy:

Widzew: Mielcarz 6 – Bartkowski 5 (87 Płotka 5), Abbes 5, Gavrić 5, Broź 6 – Okachi 7, Kasprzak 7, Dudek 7 (89 Nowak 6), Kaczmarek 4 – Rybicki 6, Pawłowski 8 (90 Alex 5)

Legia: Kuciak – Wawrzyniak, Astiz, Jędrzejczyk, Bereszyński – Kucharczyk, Vrdoljak, Furman (86 Gol), Radović – Dwaliszwili (77 Żyro), Saganowski

Żółte kartki: Kasprzak (60) – Jędrzejczyk (22), Bereszyński (65, wszyscy faule)

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 8998

Powiedzieli po meczu:

Jan Urban: Skomplikowało nam się spotkanie po tej pierwszej bramce. 1:0 dodało gospodarzom skrzydeł, ale spodziewaliśmy się, że Widzew zagra właśnie tak – bardzo ambitnie, pressingiem w defensywie i będzie szukał swojej szansy w kontrataku. Po strzeleniu bramki wyrównującej scenariusz tego spotkania się nie zmienił. Mieliśmy problemy z Pawłowskim, z jego szybkością, ale to my mieliśmy naprawdę dogodne sytuacje. Zabrakło zimnej krwi, trochę szczęścia a może i umiejętności. Dopisujemy sobie 1 punkt i mamy w tej chwili 6 punktów przewagi nad Lechem. Jeżeli Lech jutro nie straci punktów, jedziemy do Chorzowa osiągnąć taki wynik jak Lech we Wrocławiu.

Radosław Mroczkowski: Nie skaczemy do góry z radości, bo chcieliśmy wygrać ten mecz. Szkoda, że się nie udało, bo od początku wszyscy piłkarze walczyli z dużą determinacją, co przełożyło się na zdobycie bramki. Szkoda, że straciliśmy gola w drugiej połowie, ale obie drużyny miały swoje szanse. Kto przy tej sytuacji zawinił, musimy zobaczyć na spokojnie w telewizji. Pozostaje niedosyt, bo do końca walczyliśmy o zwycięstwo. Zmian długo nie przeprowadzałem, bo zespół spełniał założenia taktyczne. Michał Płotka usiadł na ławce, ponieważ rozegrał ostatnio sporo meczów i był lekko przemęczony. Zastąpił go udanie Kuba Bartkowski, do którego gry nie można się przyczepić. Sylwester Cacek jeszcze nie zdążył pogratulować mi dobrej gry zespołu.

Jakub Bartkowski: Szkoda gola straconego po stałym fragmencie gry. Nabiegaliśmy się, stąd skurcze moje i niektórych kolegów. Fajnie, że jest punkt; szkoda, że nie trzy.

Bartłomiej Pawłowski: Zegarek dla najlepszego piłkarza meczu to bardzo miłe wyróżnienie, nagroda za ciężką pracę i jeszcze większa motywacja na przyszłość. Miałem takie założenia taktyczne, żeby grać pod faul, ale w kilku przypadkach sędzia na przewinienia legionistów na mnie nie reagował, co mnie naprawdę bardzo dziwiło. Środkowy napastnik to już czwarta pozycja, na której grałem w Widzewie. Już przychodząc do klubu mówiłem trenerowi, że w ofensywie mogę grać wszędzie. Przed meczem odciąłem się od mediów, żeby w 100% skoncentrować się na tym spotkaniu i nie myśleć o problemach, jakich w ostatnim czasie nie brakowało. Przed meczem trener puszczał nam fragmenty dawnych meczów Widzewa z Legią i doping kibiców, żeby dodatkowo nas zmotywować. Dzisiejszy doping tak licznej publiczności uskrzydlał nas i dodawał energii w momentach, kiedy zaczynało brakować sił. Trzy punkty w Kielcach są w naszym zasięgu i po to tam jedziemy. Tematu mojej gry w Legii nie ma.

Bartłomiej Kasprzak: Pierwszy raz zdarzyło mi się grać dla takiej wspaniałej publiczności, emocje były wielkie. Cały czas był doping, było głośno – podobają mi się takie mecze. To zagrzewało nas do walki przez całe spotkanie. Mecz mógł się kibicom podobać. Wynik też był niezły, chociaż gdybyśmy wygrali, to nie miałbym słów… Teraz jedziemy do Kielc po to, żeby zapewnić sobie utrzymanie w lidze, bo to jest dla nas priorytet. Nie czułem jakiejś specjalnej presji przed tym spotkaniem – nazwa rywala bardziej mnie motywowała, niż paraliżowała. Starałem się realizować założenia taktyczne i sądzę, że wyszło to nieźle. Nie uważam, że tym występem wywalczyłem sobie pewne miejsce w składzie – ja walczę o nie cały czas i będę to robił nadal.

Bartosz Bereszyński: Nie zdobyliśmy kompletu punktów – trudno. Dla nas najważniejszy jest każdy kolejny mecz – tydzień temu Lech, teraz Widzew, a od jutra zaczniemy myśleć o meczu z Ruchem. Widzew przeciwstawił nam przede wszystkim walkę i ambicję, czego się spodziewaliśmy.

Jura