Jak mecze w LM wspominają inni ich uczestnicy
22 września 2016, 13:37 | Autor: RyanJeden do dziś jest rekordzistą pod względem ilości ligowych występów w Widzewie, drugi zawsze uważał, że z klubem podpisany kontrakt do końca życia. Tomasz Łapiński i Andrzej Michalczuk, to postacie, których także nie mogło zabraknąć na otwarciu wystawy z okazji awansu do Ligi Mistrzów.
Obaj byli piłkarze nieco inaczej podchodzili do tamtych spotkań. Łapiński koncentrował się wyłącznie na meczu, Michalczuk przeżywał je emocjonalnie. „Dla piłkarza taka otoczka znika. Wychodząc na boisko myślisz jedynie o tym, żeby wygrać spotkanie. Tylko na tym się koncentrujesz. Emocje wchodzą w grę przed meczem i dopiero po końcowym gwizdku” – mówił były kapitan Widzewa. „Wszystko zaczęło się od meczu w Danii, ale potem był pierwszy występ w Lidze Mistrzów. Pojechaliśmy do Dortmundu i jak na dawnym Westfallenstadion poleciał z głośników hymn rozgrywek, nogi się pode mną ugięły!” – uważa z kolei drugi z naszych rozmówców.
WTM o wydarzenia sprzed 20 lat pytał także Piotra Szarpaka i Tomasza Muchińskiego, którzy w chwili obecnej pracują w Widzewie. Pierwszy prowadzi zajęcia z najmłodszymi piłkarzami, drugi szkoli bramkarzy pierwszej drużyny.
Z radością o tamtych chwilach mówi trener dzieciaków z rocznika 2009 w Widzewie. „To był piękny okres, bez wątpienia. Człowiek trenuje całe życie, by osiągnąć taki sukces. Tylko Widzew i Legia potrafiły awansować do Ligi Mistrzów. Trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu i czasie i ja się w takich znalazłem. Z tego muszę się cieszyć” – mówił nam Szarpak.
Zdaniem Muchińskiego w osiąganiu tak dobrych wyników pomagał klimat w klubie. „Nie wspominam tego zbyt często, choć pamiętam dobrze. Głównie tą atmosferę, która była wokół drużyny. Ona nakręcała te sukcesy, mistrzostwa bez żadnej porażki czy awans z marszu do Ligi Mistrzów. Spadło to na nas trochę nieoczekiwanie, ale prezesi podeszli do tematu rozsądnie i jeszcze wzmocnili zespół. Dzięki temu byliśmy tam, gdzie byliśmy” – ocenił popularny „Mucha”.
Po 20 latach wkrótce nadejść może czas, gdy dalszą historię Widzewa pisać będą potomkowie bohaterów z 1996 roku. „Był w Widzewie okres, gdy nie szanowano legend. U sterów były osoby obce klubowi i czasem aż nie dowierzałem, że tam się znalazły. Teraz wszystko wraca do normalności. Pracuję z młodzieżą, pomagam. Mój syn mówił mi: Tata, tworzyłeś potęgę tego klubu, ja też bym chciał. Na razie nie jest mu to dane, ale niedługo, kto wie” – zastanawia się eks widzewiak, mając na myśli syna Jakuba, grającego obecnie w Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie.
Muchiński z dumą mówi o swojej obecności w piłkarskiej elicie, choć na boisku nie odgrywał wtedy znaczącej roli. „Dzisiaj na pewno podszedłbym do tego inaczej emocjonalnie. Wtedy było to dla nas po prostu coś nowego. Nie byliśmy też klubem, który mógłby na długo zapisać się w annałach Ligi Mistrzów. Jednak jak dziś sobie to wspominam, to zaczynam doceniać ten sukces. Wiem, że byłem częścią tej drużyny. Posmakowałem kawałka tego tortu, jaki nam ta Liga Mistrzów zafundowała” – wspomniał.