M. Humerski: „Wolałbym zagrać na starym stadionie”

2 kwietnia 2016, 11:51 | Autor:

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Maciej Humerski kiedyś rzucił w żartach, że gdyby Widzew zaczął od IV ligi, jest do dyspozycji. Życie, jak widać, pisze przewrotne scenariusze. Bramkarz zimą dotrzymał słowa i chciał wrócić do klubu, ale zabrakło dla niego miejsca. Teraz wychowanek Widzewa gra w Zawiszy Rzgów i jutro zagra przed łódzką publicznością.

– Czujesz większe emocje przed jutrzejszym przyjazdem do Łodzi?

– Na pewno będzie to dla mnie szczególny mecz. Szkoda, że na poziomie IV ligi, bo miałem już okazję rywalizować z Widzewem w I lidze. Mierzyłem się wtedy z bardzo dobrymi piłkarzami, reprezentantami Polski, chociażby z Marcinem Robakiem. Dzisiaj jednym z niewielu zawodników, których znam, jest Michał Czaplarski, a z tamtej I-ligowej drużyny, jest Adrian Budka.

– Z nim akurat jutro się nie spotkasz.

– Tak, wiem. Do nas też doszły sygnały o jego problemach ze zdrowiem. Chociaż nie brak głosów, że to może jakaś zasłona dymna. Byłoby szkoda, bo zawsze lepiej jest mierzyć się z dobrymi piłkarzami, od których można się wiele nauczyć i podnosić swój poziom. Budka jest takim zawodnikiem, że trzeba być w bramce mocno skoncentrowanym. Zresztą, jak jego zabraknie, też będę musiał cały czas zachowywać czujność.

– Dla kibiców Widzewa z kolei ty będziesz najbardziej rozpoznawalną postacią.

– Zapewne dlatego, że trafiłem tutaj z I ligi. Gdy ktoś schodzi niżej o trzy poziomy rozgrywkowe, to na nim skupiona jest cała uwaga. Przepaść między tymi rozgrywkami jest duża, ale tym bardziej muszę być skupiony na 110%. Bo jak w IV lidze nie dam rady, to znaczy, że coś jest ze mną nie tak. Że przez te dziewięć lat w I lidze może się tylko oszukiwałem, myśląc, że jestem dobrym piłkarzem (śmiech).

– Fani będą cię kojarzyć nie tylko z I ligi, ale też dlatego, że jesteś wychowankiem RTS.

– Cały czas mam klub w sercu. Piłkarze, będący wychowankami, często powtarzają, że marzą o grze w pierwszej drużynie. To prawda. Ja również marzyłem o tym przez całą karierę, ale najprawdopodobniej nie będzie mi to dane. Z różnych przyczyn. Może kiedyś dane mi będzie zostać trenerem bramkarzy Widzewa? Trochę to przykre. Jestem z rocznika 1985, z którego do momentu mojego odejścia z Dolcanu w I lidze było nas tylko trzech. Oprócz mnie był też Andrzej Rybski i Łukasz Matusiak. Mnie już nie będzie. Może poprawi to ostatnia reforma PZPN, który będzie płacił klubom za stawianie na wychowanków.

– Pamiętasz naszą rozmowę w Ząbkach? Mówiłeś wtedy, chyba pół żartem-pół serio, że jakby co to wracasz do Widzewa w IV lidze. Sprawdziły się Twoje proroctwa.

– Tak mówiłem i słowa dotrzymałem. Wrócę znów do tych marzeń wychowanków o grze w swoim klubie. Nie udało się jednak trafić zimą do Widzewa. No cóż, życie jest brutalne. Ja jestem tego najlepszym przykładem.

– Nie masz żalu, że nie dane ci było wrócić?

– Nie, nie mam żadnych pretensji. Praktycznie w ogóle nie było takiego tematu. Owszem, chciałem przyjść do Widzewa, ale wiedziałem, że trener Marcin Płuska ma zamkniętą kadrę i nic z tego nie będzie. Poprosiłem jedynie o możliwość potrenowania z zespołem przez tydzień, żeby być w ruchu. Zadzwonił prezes Marcin Ferdzyn i powiedział, że ze dla dobra zespołu i szatni nie będzie to najlepszym rozwiązaniem. Odbyliśmy więc tylko kurtuazyjną rozmowę i tyle. Na nikogo się jednak nie obrażam. Dalej jestem kibicem Widzewa.

– Z tego, co wiem, obawiano się, że twoja obecność na zajęciach nie najlepiej wpłynęłaby na komfort Michała Sokołowicza i Konrada Reszki. Gdyby się okazało, że jesteś „w gazie”, zaczęłaby się presja…

– Trener miał prawo tak pomyśleć i z obawy o ich pewność siebie tak zdecydować. Ale z drugiej strony moim zdaniem każda rywalizacja jest dobra. W Dolcanie trenował z nami na takiej zasadzie przez pół roku Arkadiusz Malarz. Wrócił z Panathinaikosu Ateny, więc też miałem prawo czuć się z tym średnio. Nie narzekałem jednak, bo wiedziałem, że wiele się od niego nauczę. Do dziś mamy fajny kontakt.

– Trafiłeś ostatecznie do Rzgowa. Przyznam, że byłem zaskoczony tym ruchem.

– Miałem propozycje z wyższych lig, ale nie były one na tyle lukratywne, by warto było dla nich jechać 500 kilometrów. Praktycznie te same warunki finansowe mam w Zawiszy, a do tego dom pod nosem. Nie narzekam. Mamy fajny zespół, złożony z sympatycznych ludzi. Nikt na nikogo nie patrzy z góry. Wiem, że liczą na mnie. Ja też chciałbym do czerwca się tutaj odbudować, a potem może wrócić gdzieś wyżej. Jest jak jest i trzeba się dostosować. Jak mówię: życie jest brutalne. Przecież może być tak, że zawalę mecz, to będą mi zarzucać jakieś dziwne układy, a jak zagram dobrze, to widzewiacy będą mówić: „Chciał komuś zrobić na złość” (śmiech).

– Jakiegoś większego ciśnienia chyba nie czujesz?

– Nie, za stary już jestem. Młodzi kibice pewnie nie zdają sobie sprawy, kim jestem. Zresztą ja też nie miałem wcześniej okazji jakoś zapisać się na kartach Widzewa. Serce na pewno mocniej zabije. Szkoda tylko, że zagramy na SMS-ie. Wolałbym zagrać nawet na starym stadionie, poczuć klimat Zegara. Powiem ci, że ja nawet średnio przepadam za nowymi obiektami. Popatrz na młyn Borussii Dortmund, gdzie w lidze są miejsca stojące. To jest klimat! Wiem jednak, że kibice Widzewa też potrafią zrobić atmosferę. A w sobotę będzie ich dwa tysiące, bo więcej miejsc nie ma.

– Koledzy z drużyny jednak powinni czuć większą adrenalinę?

– Dla nich na pewno to będzie piłkarskie święto, choć to IV liga. W piątek na treningu czuć już było większe podekscytowanie u nas wszystkich. Przyjedziemy na wypełniony po brzegi stadion i będziemy wiedzieć, że dla takich chwil warto trenować i grać w piłkę. Sportowo Widzew jest oczywiście faworytem i każdy zabranie mu punktu przez nas będzie wielką niespodzianką. Stać nas jednak na jej sprawienie i po to jedziemy do Łodzi. Nikt nie pauzuje za kartki, ani z powodu kontuzji. Nie wiemy jednak, jaki trener wystawi skład. Mogą być niespodzianki. Gry Widzewa za bardzo nie analizowaliśmy. Ciężko o materiały. To nie Ekstraklasa, gdzie można obejrzeć na video cały mecz.

– Taryfy ulgowej z twojej strony nie będzie? (śmiech)

– Nie ma szans! Nie mógłbym odwalić czegoś celowo. Łatwo się potem zeszmacić…

Rozmawiał Ryan