M. Bondara: „Nie było innego sposobu, bym trafił do Widzewa”
25 lutego 2016, 13:34 | Autor: RyanJesienią Widzew mógł pochwalić się silną defensywą, ale strzelanie bramek nie było już najmocniejszą stroną drużyny. W rundzie wiosennej o worek goli zadbać mają Robert Kowalczyk i Michał Bondara. Z tym pierwszym już rozmawialiśmy, teraz prezentujemy wywiad z byłym królem strzelców IV ligi.
– „Kowal” zadeklarował się, że strzeli wiosną 15 bramek. Przebijasz czy pas? (śmiech)
– Przebijam! Oczywiście, że przebijam! Nie mogę być gorszy, więc daję 17 sztuk. Na pewno pójdzie jakiś zakład, kto ile strzeli wiosną.
– Jak na razie trafiłeś dwa razy, w tym raz z karnego. Skuteczność taka sobie.
– Pewnie, że mogła by być lepsza, ale pamiętajmy, że trafiłem w nowe środowisko. Dopiero uczymy się z chłopakami porozumienia na boisku, dogrywamy się. Liczę, że skuteczność przyjdzie na ligę. Sparingi są po to, żebyśmy się zgrali i doszli do formy. Absolutnie nie martwię się tym, że strzeliłem tylko dwa gole. Nie blokuję się i zachowuję spokój. Choć muszę przyznać, że liczyłem jednak na trochę więcej.
– W Mazovii strzelałeś bramki jak maszyna, rok temu byłeś królem strzelców IV ligi. Miałeś tak dobrych asystentów czy to Twój nos strzelecki?
– Osoby odpowiadające za podania na pewno były jakościowo na wysokim poziomie, ale tam też mieliśmy nieco inny styl gry. Gra opierała się na mnie. To ja miałem być tym, który będzie finalizował akcje i strzelał bramki. W Widzewie natomiast wydaje mi się, że będziemy grali trójką z przodu, więc wykończenie akcji będzie rozkładało się na większą ilość piłkarzy.
– Mówiłeś, że Widzew chciał pozyskać Cię już we wrześniu.
– Dokładnie, to na trzy dni przed zakończeniem okna transferowego, czyli jeszcze w sierpniu. Zadzwonił do mnie przedstawiciel Widzewa i powiedział, że w klubie chcieliby, abym dołączył do drużyny. Później z konkretną propozycją dzwonił też Prezes Ferdzyn. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Powiedziałem im: Nie no, fajnie, ale musicie kontaktować się z Prezesem Mazovii”. On z kolei absolutnie nie chciał słyszeć nic na temat transferu. Lada chwila kończyło się okno transferowe i nie mogli pozwolić sobie na to, żebym odszedł i zostawił ich na lodzie.
– Umówiliście się wtedy, że przyjdziesz zimą?
– Dokładnie. Umówiliśmy się, że dogram rundę do końca, w grudniu potrenuję z zespołem i od stycznia przejdę do Widzewa. Nie spodziewałem się, że będą potem jakieś komplikacje związane z moim transferem. W tle zaczęły pojawiać się jakieś pieniądze.
– Mazovia „zapłaciła” za Ciebie jedenaście piłek, a chciała 15 tysięcy. Miała jednak do tego prawo, bo dysponowała Twoją kartą do końca sezonu.
– Podpisałem dziwny rodzaju umowy, trochę nieświadomie. Związałem się z Mazovią na prawach amatora, przez co nie mogłem zmienić klubu aż do końca sezonu. To znaczy mogłem, ale nowy pracodawca musiał sam najpierw dogadać się z Mazovią. A z tych jedenastu piłek, z tego co wiem, to i tak przekazali tylko trzy. Także sam widzisz.
– Ostatecznie kluby się dogadały, ale wielką rolę w porozumieniu odegrałeś także Ty swoją postawą.
– Bardzo zależało mi na tym, żeby grać w Widzewie. Transfer był w tej sytuacji najważniejszy, a wydawało się, że tylko w taki sposób uda nam się sfinalizować transakcję. Dlatego w dużej części sam się wykupiłem. W Mińsku pozamykałem wszystkie sprawy i rozpocząłem nowy etap w Łodzi. Nie miałem już dokąd wracać. Zresztą, nawet jak był miał, to tak, jak mówię. Dla mnie liczyło się tylko to, żeby przyjść do Widzewa i pomóc w awansie.
– Jesteś w tej grupie piłkarzy, którzy do tej pory nie narzekali na zdrowie. Jesteś w pełni gotowy do gry, nic Ci nie dokucza?
– Nie mam żadnych problemów ze zdrowiem. Może jestem lekko przeciążony przez grę na sztucznej murawie, ale to normalne. Ja w ogóle jest bardzo mało podatny na kontuzje. W całej swojej dotychczasowej przygodzie z piłką nie miałem ni jednego urazu. No może delikatne problemy ze stawami skokowymi. Tak więc to moje końskie zdrowie jest niewątpliwie moim dużym atutem.
– Kibice chcieliby zobaczyć Widzew z dwójką środkowych napastników. Co Ty powiedziałbyś na duet z Robertem Kowalczykiem?
– Zdecydowana większość zespołów, z którymi będziemy się mierzyć w lidze, będzie grała defensywnie. Gdy na boisku jest dwóch napastników, to ich uwaga będzie musiała skupiać się na nas obu. To samo niedawno mówił zresztą „Kowal” w waszym wywiadzie i ja się pod tym podpisuję. Dodatkowo z Robertem gra mi się naprawdę fajnie. Jesteśmy graczami o innej charakterystyce. On jest szybszy, bardziej dynamiczny, a ja gram bardziej fizycznie. Razem dość dobrze się uzupełniamy.
– W Twoim przypadku wiele zależeć będzie od skrzydłowych.
– Napastnik jest uzależniony od podań. Sam nic nie zrobię. Nie przejmę piłki na środku boiska i nie przebiegnę pod bramkę. Choć bardzo bym chciał (śmiech). Będę potrzebował dobrych skrzydłowych. Tych mamy jednak na wysokim poziomie. Jest Adrian Budka, są Kamil Bartosiewicz i Patryk Strus. Dobre piłki mogą zagrywać też boczni obrońcy,. Będzie miał kto to robić.
– Analizowałeś już z kim będziesz mierzył się wiosną?
– Wiem, że w lidze są cztery mocne zespoły, a reszta to średnia półka. Podobnie było w mazowieckiej IV lidze: trzy-cztery drużyny silniejsze, a reszta grała w zależności od dyspozycji dnia. Nie boję się rywalizacji w lidze, bo mam odpowiednie warunki, żeby poradzić sobie w siłowej piłce. Mam 191cm wzrostu, co na pewno się przyda. Również w defensywie, bo trener wymaga ode mnie, żebym wracał w nasze pole karne przy stałych fragmentach przeciwnika.
– Jadąc na obóz do Krosna stawiałeś sobie jakiś indywidualny cel? „Kowal” na przykład wskazywał na poprawę skuteczności.
– Tak, to też jest moim celem. Chciałbym, żeby ta skuteczność się podnosiła. Natomiast przede wszystkim chciałem na tym zgrupowaniu zżyć się z zespołem. W Łodzi też spotykaliśmy się codziennie, ale tylko przez półtorej godziny. Po treningu każdy wybierał się do domu, więc czasu na integrację nie było dużo. Wydaje mi się, że udało nam się ze sobą dotrzeć. W drużynie jest fajny kolektyw.
– Do ligi pozostał niecały miesiąc. Póki co otoczka wokół sparingów była średnia, ale gdy zacznie się liga, emocji będzie dużo. Wtedy przekonasz się, na co stać kibiców.
– Dla mnie to jest coś niesamowitego. Wiedziałem, że Widzew jest nadal wielką marką, ale nie spodziewałem się, że będzie to aż tak odczuwalne. Na sparingu, jaki rozgrywaliśmy w Uniejowie, pojawiło się mnóstwo kibiców. Był doping, płonęły race. Widać, że na hasło „Widzew” otwiera się wiele drzwi. Klub jest znakomicie poukładany. Pod względem organizacyjnym przerasta całą ligę, a nawet kilka lig.
– Spotkałeś się wcześniej z taką sytuację w klubie? Miałeś styczność z tak dużym zainteresowaniem mediów, fanów?
– Nie ma co porównywać w ogóle tego do Mazovii. Inny świat. Jeśli chodzi o kibiców, to miałem na razie jedną okazję do rozmowy. Poznał mnie jeden z kibiców i przeprowadziliśmy poważniejszą rozmowę. Były i słowa miłe, były też mniej przyjemne. Chodziło o to, co byłoby, gdybyśmy nie awansowali. Ale awans przecież będzie, więc nie ma o czym mówić. Ale rozmowa była sympatyczna, z humorem. Kibic ma prawo wymagać.
– Czujesz już nadchodzącą rundę wiosenną? Rywalizację z „Kowalem”, zakładając, że zagramy jedną „dziewiątką”?
– Szczerze mówiąc, nie mogę się jej już doczekać. Najchętniej zacząłbym ligę w najbliższy weekend. Każdy z nas chciałby już zejść z tej sztucznej murawy i wrócić na zielone boisko. Co do rywalizacji, to ona na pewno będzie. Ale to dobrze. Obaj będziemy czuć napór drugiego i będzie nas to motywowało. Do ligi jeszcze 3,5 tygodnia i na dziś trudno wyrokować, który z nas będzie grał.
– Życie w Łodzi już sobie urządziłeś?
– Tak. Mieszkam na Radogoszczu, z Tomasem Pochybą i Sebastianem Kaczyńskim. Jest fajnie, sympatycznie. Ludzie na ulicy jeszcze mnie nie rozpoznają, ale jak strzelę kilka bramek, to pewnie się to zmieni (śmiech).
Rozmawiał Ryan