Koeln zabrało głos ws. Rondicia. Co dalej z jego losami?

Imad Rondić nie schodzi z łamów portali, zarówno krajowych, jak i niemieckich. Według tych drugich, droga do transferu zawodnika cały czas jest otwarta, co wynika z wypowiedzi dyrektora sportowego FC Koeln. Klub podwyższył swoją ofertę.

Kilka dni temu media i większość kibiców byli przekonani, że przejście napastnika do wicelidera 2. Bundesligi jest tylko kwestią czasu. Inaczej do sprawy podeszli włodarze Widzewa, którzy twardo negocjują z „Kozłami„. Doszło nawet do tego, że w czwartek rzecznik prasowy Marcin Tarociński przedstawił mocne stanowisko łodzian, mówiące że negocjacje zostały zerwane. Powodem miała być znaczna różnica pomiędzy oczekiwaniami RTS a propozycją z Niemiec. Nieoficjalnie pisano, że oferta opiewała na 750 tysięcy euro, tymczasem żądania czerwono-biało-czerwonych miały oscylować nawet w okolicach 2 milionów euro. Gdyby kwoty te były prawdziwe, gołym okiem widać, że do porozumienia rzeczywiście jest bardzo daleko.

W piątek temat odżył jednak po raz kolejny. Tym razem za sprawą zarzutu w kierunku zawodnika ze strony portalu Meczyki.pl, który ustami swojego szefa Tomasza Włodarczyka zasugerował, że Rondić mia postawić zarządowi ultimatum – nie zagra więcej w Widzewie, jeśli nie otrzyma zgody na transfer. Wszystko to zbiegło się z informacją, że snajpera zabraknie w meczu z Lechem Poznań z powodu choroby. Kibice natychmiast połączyli kropki i odebrali te doniesienia, jako nieuczciwe zachowanie Bośniaka. Większość komentarzy fanów w internetowych dyskusjach, to właśnie pretensje do piłkarza, że ten udaje niedyspozycję i celowo osłabia drużynę w ważnym spotkaniu, by stosować szantaż na szefostwie klubu.

Oliwy do ognia dolał prezes Michał Rydz, który proszony o komentarz – w bądź, co bądź – ważnej kwestii, po raz pierwszy skrytykował widzewiaka. Wcześniej wielokrotnie zapewniano, że Rondić ze spokojem podchodzi do zamieszania wokół niego, skupia się na treningach i absolutnie nie naciska na możliwość zmiany pracodawcy. Wczoraj Rydz zmienił stanowisko i przyznał, że jest rozczarowany postawą najlepszego strzelca. W konkrety nie wchodził, ale jego słowa i tak wystarczyły, by opinia publiczna zdecydowanie odwróciła się od zawodnika. Tymczasem, jak się dowiedzieliśmy, piłkarz rzeczywiście ma problemy zdrowotne, a przyjęcie przez kibiców wersji, że absencja w starciu z „Kolejorzem” wynika z chęci wymuszenia zgody na transfer, bardzo go zabolała. Zarzut ze strony Włodarczyka nazwał „fake newsem”.

Są nowe wieści ws. „choroby” Rondicia. Prezes jest rozczarowany

Nie oznacza to oczywiście, że Rydz i Włodarczyk nie mieli racji. Nieobecność na boisku w piątkowej inauguracji rundy wiosennej przy Bułgarskiej z powodu choroby wcale nie wyklucza tego, że władze klubu były stawiane w niezręcznej sytuacji poprzez na przykład obóz zawodnika. Tajemnicą poliszynela jest to, że obecnie za jego sprawy odpowiada ojciec, a piłka zna wiele przykładów, gdy taki układ był niezdrowy. Nie wyrokujemy, kto w tym zamieszaniu ma rację, ale z pewnością nie pomaga ona żadnej ze stron. Nie można też ukrywać, że zarząd RTS jest w trudnym położeniu, bo z jednej strony chciałby zachować twarz i nie pozwolić sobie na manipulację, ponieważ mogłoby to się zemścić w przyszłości. Jeśli klub ulegnie naciskom, stworzy precedens, który później można będzie stosować ponownie w kierunku widzewiaków.

Z drugiej strony trzeba mieć na względzie, że kontrakt Rondicia wygasa w czerwcu, jeśli ten nie rozegra jeszcze 330 minut, brakujących do aktywacji klauzuli wydłużającej współpracę. Jeśli żadnych fochów nie będzie, to jeszcze w lutym sprawa mogłaby być załatwiona, bo zawodnik powinien być już w pełni gotowy na spotkanie z Cracovią i kolejne. Wówczas umowa przedłuży się do końca sezonu 2025/2026, więc czerwono-biało-czerwoni byliby w dużo lepszej pozycji negocjacyjnej. Nie wiadomo jednak, jak rozumieć słowa prezesa o „determinacji do zmiany barw”. Jeżeli mogą one oznaczać ryzyko, że 25-latek rzeczywiście nie zaliczy potrzebnego czasu do uruchomienia opcji kontraktowej, to być może należałoby jednak dogadać się z Niemcami. Inaczej gracz latem odejdzie za darmo.

Za zachodnią granicą wciąż mają nadzieję, że temat zakupi Imada Rondicia uda się sfinalizować. Potwierdził to dyrektor sportowy klubu, cytowany przez portal Express.de. „Rondić jest zawodnikiem, który znajduje się w centrum naszej uwagi. Najbliższe dni pokażą, czy dojdziemy do porozumienia. Mamy już dwóch napastników w kadrze, ale wciąż naszym celem jest sprowadzenie kolejnego. Czekamy na to, co się wydarzy” – powiedział Christian Keller. Dziennikarz cytujący go dodał w artykule, że w ostatnich godzinach FC Koeln nieznacznie podwyższyło swoją ofertę. Może to oznaczać, że obecnie na stole leży około miliona euro, choć to jedynie czyste domysły. Czasu na ewentualny powrót do negocjacji i ich finalizacji jest jednak coraz mniej. Okno transferowe w Niemczech zamyka się w poniedziałek o godz. 20:00.

Co ciekawe, w sobotę drużyna z Kolonii rozegrała pierwszy tegoroczny mecz o punkty. W wyjazdowym pojedynku z Eintrachtem Brunszwik wygrała 2:1, a gola na wagę zwycięstwa strzelił wyceniany na 3 miliony euro napastnik Damion Downs. Niewykluczone, że fakt uspokoił niemieckich działaczy.