Dlaczego Krajewski usiadł na ławce, a Kastrati stał się kozłem ofiarnym?

Wielu kibiców Widzewa, po zapoznaniu się z wyjściowym składem na mecz z GKS Katowice, zastanawiało się nad obecnością Marcela Krajewskiego jedynie na ławce rezerwowych. Krytyka za ten pomysł spadła głównie na trenera, tylko czy miał on lepsze wyjście?

Miejsce sprowadzonego latem z Legii Warszawa młodzieżowca zajął Lirim Kastrati, czyli jego konkurent na prawej stronie obrony. Dla Kosowianina był to piąty występ w sezonie, bo w pozostałych trzech Daniel Myśliwiec stawiał na Krajewskiego. W piątek zapewne również chciałby tak postąpić, ale do zmiany planów zmusiły go okoliczności pozapiłkarskie. Trzeba bowiem pamiętać, ze „Kraju” w ostatnim czasie przebywał na zgrupowaniu reprezentacji Polski do lat 20, przez co niemal w ogóle nie trenował z widzewiakami. Zaliczył tylko dwie jednostki. Co prawda przeciwko Portugalczykom zagrał jedynie jedną połowę, ale bardzo dużo czasu i energii stracił na podróże lotnicze. Szczególnie trasa na mecz Elite League wyglądała koszmarnie, bo zawodnik dotarł na miejsce zawodów z dwiema przesiadkami, o piątej nad ranem.

Myśliwiec stanął więc przed trudnym dylematem: postawić na będącego w formie, ale mającego niewielkie przygotowanie taktyczno-fizyczne Krajewskiego czy zawodzącego w większości występów, ale będącego na miejscu i w pełnym treningu Kastratiego? Wybrał to drugie rozwiązanie, zapewne mając świadomość, że ani jedno, ani drugie nie jest optymalnym działaniem. Nikt nie mówił jednak, że będzie tylko lekko i przyjemnie.

Pech chciał, że w oczach większości obserwatorów Kastrati zaliczył bardzo słabe zawody. Zdaniem fanów popełniał wiele prostych błędów na własnej połowie i niewiele wskórał w ataku. Faktem jest, że to właśnie po jego złym przyjęciu piłki przy linii bocznej „Gieksa” miała rzut z autu, po którym właśnie 24-latek przegrał pierwszy z pojedynków główkowych w polu karnym. Na duży minus działają też przegrywane masowo pojedynki w ataku i powietrzu. Z drugiej strony, był nieomylny w pojedynkach defensywnych – wygrał wszystkie siedem. Do tego zaliczył najwięcej odbiorów w zespole (po 14 wraz z Mateuszem Żyro), jeden udany wślizg i dwa razy skutecznie blokował strzały rywali. Liczby zdecydowanie poprawiają odbiór jego gry i każą zadać sobie pytanie, czy czasem nie był to po prostu wygodny kozioł ofiarny dla zawiedzionych brakiem zwycięstwa kibiców?

Kierowani ciekawością, zerknęliśmy jeszcze na statystyki obu widzewiaków z całego sezonu. Częstotliwość gry jest u obu podobna, choć to Kastrati uzbierał trochę więcej minut. W elementach typowo ofensywnych, nieznacznie przeważa młodszy z tej pary. Co prawda asysta „Kraja” z meczu z Radomiakiem Radom była mocno przypadkowa, ale były gracz Ujpestu Budapeszt nie ma nawet takiej. Nie oddał też ani jednego strzału. 20-latek przeważa też w celności podań w pole karne (choć zaliczył o połowę mniej prób), skuteczności dryblingów czy w skuteczności podczas pojedynków. W czym lepszy był dotąd obcokrajowiec? Mocniej angażował się w pracę destrukcyjną, odzyskał więcej piłek i zaliczył prawie dwa razy więcej przechwytów. Pozostałe aspekty na remis i mówiąc łagodnie – obaj nie rzucają na kolana.

Przed czerwono-biało-czerwonymi wolny weekend, a po nim przygotowania do kolejnego wymagającego starcia. W sobotę, 21 października podejmą rewelację pierwszej części sezonu, czyli Piasta Gliwice. Rywalizacja między Marcelem Krajewskim a Lirimem Kastratim rozpocznie się na nowo i tym razem będzie bardziej zażarta, bo młodzieżowy reprezentant nigdzie się w przyszłym tygodniu nie wybiera.