Widzew Łódź – Lech Poznań (rozegrany w Częstochowie) (01.10.1978)
22 grudnia 2009, 16:45 | Autor: RyanMecz Widzew – Lech, mimo że byliśmy gospodarzami odbył się 01.10.1978r. w Częstochowie na stadionie Włókniarza przy ponad 15 tysięcznej publiczności. Było to konsekwencją kary nałożonej na Widzew za rzucenie butelką w sędziego na meczu z Gwardią Warszawa w Łodzi. Ta sytuacja przyczyniła się do tego, że kibice zorganizowali się na tyle dobrze, że był to pierwszy taki duży wyjazd kibiców Widzewa w jego historii.
Z tego m. in. powodu ten mecz wart jest przypomnienia, bo od strony kibicowskiej był bardzo udany. Na tym spotkaniu zjawiło się ok. 300 kibiców (szalikowców i zwykłych kibiców) Widzewa z Łodzi, którzy wspólnie zasiedli na sektorze, co jak na tamten czas i możliwości Widzewiaków było dużym osiągnięciem. Ten mecz wyjazdowy zaliczyli prawie wszyscy ówcześni liderzy kibiców Widzewa jak m. in. Piękna, Muzyk, Gustaw, Student i wielu późniejszych znanych kibiców Widzewa jak m. in. Antał. Zbiórka na mecz odbyła się na dworcu Niciarniana przy stadionie Widzewa i stamtąd pociągiem osobowym udano się do Koluszek, skąd po przesiadce pojechano do Częstochowy (w Koluszkach dosiadło się parę osób). Podroż przebiegała bez zakłóceń, a na dworcu w Częstochowie czekali bardzo przychylnie nastawieni kibice Rakowa (po tym meczu nastąpiła zgoda z częstochowianami). Na stadion szło się piechotą i wyglądało to naprawdę ciekawie i widowiskowo albowiem kolumna łodzian czym bliżej stadionu robiła się coraz większa. Dołączali miejscowi a fakt ten zawdzięczano wspaniałym występom Widzewa w europejskich pucharach i ogólnej sympatii do Widzewa w Polsce, w tamtym okresie. Kibice Widzewa mieli kilka flag barwówek na kijach i dużą ilość szalików, które robione były na drutach. Tuż przed stadionem natrafiono na autokar z kibicami Lecha (była to grupa z jakichś zakładów pracy), toteż skończyło się tylko na paru docinkach i pyskówkach. To były czasy gdy na mecz nie jeździło się z policją/milicją i nie było żadnych obstaw z jej strony.
Na mecz przybyła też ok. 60 osobowa grupa kibiców Lecha z ich klubu kibica. Siedzieli daleko od Widzewiaków prawie po przeciwnej stronie ich sektora, na łuku i byli trochę zaskoczeni ilością fanów Widzewa. Drużyna Widzewa była faworytem tego spotkania tym bardziej, że w jej składzie grali niedawni uczestnicy meczów z Manchesterem City czy PSV Eindhoven. Mecz w pierwszej połowie przebiegał zgodnie z planem i w 32 min. po strzale K. Surlita Widzewiacy zdobyli prowadzenie utrzymując je do przerwy. Po zmianie stron zaczęli grać kunktatorsko, co przyniosło w 62 min. bramkę wyrównującą dla Lecha. Gdy w 75 min. na 2:1 dla Lecha podwyższył Okoński było już naprawdę źle. Od tego momentu łódzcy piłkarze zabrali się do roboty. Ataki przyniosły skutek w postaci strzału K.Surlita zza pola karnego, po którym piłka całym obwodem przekroczyła linię bramkową zanim złapał ją bramkarz, ale sędzia niestety nie uznał prawidłowo zdobytej bramki. Przyczyniło się to w konsekwencji do niesprawiedliwej porażki Widzewa i sporej ligowej niespodzianki.
Kibice zgromadzeni na stadionie w większości sympatyzowali za Widzewem, co wyrażane było głośnym dopingiem Widzew, Widzew. Kibice Lecha na 20 min. przed końcem wyszli ze stadionu, a odjazd do Poznania „kombinowali” z przesiadkami z jakiejś małej stacyjki w Częstochowie. Ekipa Widzewa po zakończeniu meczu w całości przeszła piechotą w asyście miejscowych kibiców na dworzec główny w Częstochowie i stamtąd ze śpiewem na ustach pojechała bezpośrednio pociągiem do Łodzi. Podróż powrotna nie była już tak spokojna. „Kanarki” dały sygnał sokistom, że pociągiem tym jedzie duża grupa kibiców bez biletów oraz że się awanturują (to dla policji – wtedy milicji). Na jakiejś małej stacyjce (w nocy) wpadli sokiści z osłoną milicji i wyciągnęli z przedziałów kilkanaście osób a część, która wyszła na peron musiała w biegu wsiadać do pociągu (co omal nie skończyło się tragedią). W samej Łodzi było już spokojnie i można było uznać wyjazd za bardzo udany.