Dlaczego klub nie sprzedaje biletów na mecze w Byczynie

9 kwietnia 2015, 17:34 | Autor:

Byczyna

Przed świętami wielkanocnymi klub podał do wiadomości publicznej sposób, w jaki kibice mogą oglądać najbliższe spotkanie z Termaliką. Zamiast tradycyjnej sprzedaży biletów, zdecydowano się jednak na niespotykaną formę wydawania specjalnych zaproszeń w zamian za wsparcie spółki. Dlaczego w Widzewie zdecydowano się na taki krok?

W przedświątecznym komunikacie nie było wyjaśnienia takiej decyzji, a więc fani zareagowali bardzo impulsywnie, odbierając to jako szantaż i próbę wymuszenia na nich finansowych nakładów na klub w zamian za możliwość obejrzenia na żywo spotkania ukochanej drużyny.

Wczoraj na antenie TV Toya głos w tej sprawie zabrał Dyrektor klubu i kierownik zespołu w jednej osobie – Cezary Świątczak. „Bardziej przejrzystą, a dla klubu wygodniejszą formą dystrybucji wejściówek, byłaby normalna sprzedaż biletów. Nie możemy jednak tego zrobić ze względów proceduralnych” – tłumaczył tajemniczo.

O jakie „względy proceduralne” chodzi? WTM dowiedział się, że sprawa ma swoje podłoże w samym stadionie, a konkretnie w środkach, za jakie został on wybudowany. Kameralny obiekt pod Poddębicami powstał za pieniądze Unii Europejskiej, a co za tym idzie prawo zabrania wykorzystywania go w celach komercyjnych przez 5 lat od daty oddania do użytku (październik 2013). Widzew nie może więc sprzedawać biletów na mecze ligowe, ani też pozyskiwać żadnych innych dochodów z wynajmu stadionu w Byczynie.

Wymyślono więc, że kibice zostaną wpuszczeni na trybuny na zasadzie zaproszeń, które otrzymać można deklarując wsparcie dla klubu (z relacji fanów wynika, że wystarczy darowizna rzędu 15 złotych). Dzięki temu zwróci się choć część nakładów poniesionych na organizację imprezy masowej. Wydaje się to być rozsądnym działaniem, gdyby nie fakt, że latem, przy okazji sprzedaży karnetów na rundę jesienną, działacze obiecali ich nabywcom pierwszeństwo w zakupie biletów na zastępczy obiekt. Teraz osoby te mogą czuć się nieco pokrzywdzone.

Otwarte pozostaje też pytanie, dlaczego klub do dnia dzisiejszego nie potrafił jasno i klarownie wytłumaczyć kibicom powodów takiej właśnie polityki dystrybucji wejściówek. Wystarczyło powiedzieć to, o czym musieliśmy się dowiadywać kuluarowymi kanałami, by uniknąć kolejnej fali pomyj wylewanych na Widzew, które doprowadziły m.in. do dialogu, jakiego byliśmy świadkami w Wielki Poniedziałek, z udziałem kibica i pracownika firmy świadczącej usługi dla klubu. Dlaczego działacze nie mogli wyjaśnić tej dziwacznej procedury, nie wiadomo…

Przypomnijmy, że pierwsze w tej rundzie spotkanie z udziałem kibiców Widzewa odbędzie się w sobotę, o godz. 14:00. Na stadion w Byczynie będzie mogło wejść tylko 1000 widzów, bowiem miejscowa policja zakwalifikowała wszystkie wiosenne starcia, jako mecze podwyższonego ryzyka. Klub przygotował 600 zaproszeń, ale nie wszystkie na dzień dzisiejszy zostały rozdysponowane.