A. Kasperkiewicz: „To nam powinno być wstyd, nie trenerowi”

4 kwietnia 2015, 20:28 | Autor:

Arkadiusz_Kasperkiewicz

Po blamażu w Legnicy widzewiacy nie byli chętni do rozmów z dziennikarzami. Jedynymi zawodnikami, którzy mieli odwagę wyjść do mediów, byli Kosuke Kimura i Arkadiusz Kasperkiewicz. Pozostali skryli się w autokarze, nie licząc Wojciecha Stawowego, który stawił się na pomeczowej konferencji prasowej.

Podczas tego spotkania Stawowy bronił swoich podopiecznych przed odpowiedzialnością za wynik. Zdaniem trenera całą winę za druzgocącą porażkę ponosi on sam. Innego zdania był jednak Kasperkiewicz, który stwierdził, że uderzyć w piersi powinni się przede wszystkim piłkarze. „Każdy z nas jest zbity mentalnie, bo przegrać mecz 1:6, to coś strasznego. To duży cios zwłaszcza dla trenera, który pracował tu w poprzedniej rundzie. Przykro nam, że zrobiliśmy taki wynik. Ale nie uważam, że prawdą jest to, co śpiewali kibice z Legnicy, szydząc z trenera. To nasze błędy doprowadziły do tak bolesnej porażki” – przyznał.

Pomocnik, przestawiony przez Stawowego na środek obrony, szukał powodów tak wysokiej przegranej. „Oczywiście, że jestem współodpowiedzialny za stracone bramki, bo przecież jestem członkiem bloku defensywnego. Uważam jednak, że gole traci zawsze cały zespół. Straty, jakich dokonywaliśmy w środku pola, były dla nas zabójcze. Miedź wykorzystała dotkliwie wszystkie nasze błędy, wychodząc z szybkimi atakami” – mówił „Kasper”.

Zdaniem Kasperkiewicza zbyt dużo błędów drużyna popełniła w ustawieniu, dlatego wynik meczu był odmienny od tego, co widzieliśmy przed tygodniem w Ostródzie. „Przede wszystkim wynikało to z naszego ustawienia. Ze Stomilem, gdy traciliśmy piłkę, potrafiliśmy się natychmiast przegrupować, jeden asekurował drugiego.  Tutaj tego zabrakło. Pod koniec zamiast nadal grać zespołowo, zgodnie z założeniami, każdy próbował samemu odwrócić losy spotkania i tracił piłki” – stwierdził widzewiak.

Piłkarz podkreślił, że zespół nie zamierza się poddawać mimo, że mentalnie nie wygląda to dobrze. „Gdy Krystian Nowak strzelił rzut karny, uwierzyliśmy, że da się tu coś jeszcze zrobić. Nie takie straty w futbolu odrabiano, nawet na kwadrans przed końcem meczu. Po czwartym golu jednak wszystko się rozsypało i gdyby nie Maciek Krakowiak przegralibyśmy jeszcze wyżej” – mówił WTM. „Nie zamierzamy jednak się poddawać, mamy tydzień na to, żeby się pozbierać i wyrwać punkty w meczu z Termaliką. Przed nami dziesięć spotkań, trzydzieści punktów do zdobycia. Rywale też stracili dziś punkty, więc gdy zaczniemy wygrywać, o tym meczu z Miedzią nikt nie będzie pamiętał” – zakończył Kasperekiewicz.