Jak Andrzej Grajewski „wspiera” Widzew

23 sierpnia 2014, 19:02 | Autor:

grajewski

Coraz częściej przy Widzewie kręci się w ostatnim czasie Andrzej Grajewski. Już latem działający obecnie jako menedżer piłkarski były współwłaściciel klubu z Piłsudskiego pojawiał się na meczach sparingowych, w których sprawdzanych było paru przysłanych przez niego zawodników. Działa też w drugą stronę i pomaga sprzedać m.in. Eduardsa Visnakovsa. Czy jego działania są do końca etyczne?

Andrzej Grajewski jest postacią niezwykle kontrowersyjną, a oceny jego  poczynań w Widzewie bywają bardzo skrajne. Jedni doceniają fakt, że klub doszedł do wielkich sukcesów pod jego wodzą (dwa tytuły mistrzowskie i start w Lidze Mistrzów), inni obwiniają za upadek w 2004 roku. Przyczyniły się do tego działania polegające na sprzedaży najlepszych zawodników na rynek niemiecki (Wojtala, Dembiński czy Majak) i chowaniu pieniędzy do własnej kieszeni.
Kontrowersje wzbudzały też wypowiedzi Grajewskiego w mediach, w których zapowiadał on, że przyjedzie do Łodzi, by zabrać płot wokół stadionu, który sam postawił. To przelało czarę goryczy.

Ostatnio jednak relację na linii Widzew – Grajewski znów się ociepliły. Do drużyny na stałe trafił piłkarz ze stajni „Grajka”, Jakub Czapliński, a sam biznesmen miał ochotę na zarobienie pieniędzy podsyłając co rusz kolejnych piłkarzy na testy. Komicznie wyglądała sytuacja w meczu sparingowym z Wisłą Płock, w którym zagrało kilku polecanych przez niego zawodników, a który zakończył się pogromem 0:5. Sylwester Cacek, w wywiadzie dla WTM, mówił o nim: „Jeśli ktoś proponuje nam swoją pomoc, to warto to rozważyć. To nie jest tak, że on sprowadza do Widzewa piłkarzy na pęczki. Z grona testowanych od Grajewskiego było chyba czterech zawodników.”

Wszystko to jednak nic w porównaniu z zachowaniem, o jakim doniesiono nam niedawno. Według tych informacji Andrzej Grajewski miał być  zamieszany w rozmowy na temat transferu Eduardsa Visnakovsa do niemieckiego St. Pauli i to właśnie działania byłego właściciela Widzewa miały wpłynąć  na fiasko negocjacyjne.
O co chodzi? Według naszej wiedzy Grajewski otrzymał pełnomocnictwa do rozmów transferowych w sprawie Łotysza m.in. na rynek rosyjski, ale na nie na niemiecki. W chwili, gdy na jaw wyszły negocjacje napastnika z St. Pauli i gdy Visnakovs wrócił z Hamburga z zaliczonymi testami i ustalonymi warunkami kontraktu indywidualnego, do akcji wkroczyć miał właśnie „Grajek”. Mający spore znajomości w tamtejszym środowisku biznesmen miał zniechęcać włodarzy klubu z 2. Bundesligi do zakupu „Wiśni”. Grajewski przekonywał działaczy St. Pauli, że widzewiak to kiepski piłkarz o słabych umiejętnościach, który na pewno nie poradzi sobie w silniejszej lidze. Ostatecznie żadna oficjalna oferta transferowa ze strony hamburczyków nie napłynęła, później zakontraktowano tam Chorwata Ante Budimira. Transfer ten kosztował milion euro, a więc to nie zaporowa cena za Visnakovsa stanęła na przeszkodzie w realizacji tej transakcji. Na marginesie, podobno w St. Pauli mają już żałować tego kroku i tego, że posłuchali się polskiego „doradcy”.

Jaki powód miałby mieć Grajewski, by dokonywać takich świństw względem Widzewa i samego piłkarza? Oczywiście finansowy! Po krótkim czasie od tamtych wydarzeń Eduards Visnakovs wyjechał po raz kolejny. Tym razem do Salzburga, na zgrupowanie Torpedo Moskwa, zainteresowanego jego pozyskaniem. Tamten wyjazd i testy w rosyjskim klubie załatwiał właśnie Grajewski, licząc na to, że przy ewentualnej finalizacji sprzedaży, skapnie mu solidną prowizja. „Wiśnia” potrenował z Torpedo kilka dni, zagrał w sparingu i ostatecznie wrócił do kraju. Z tego, co nam powiedziano, Rosjanie proponowali za jego kartę 600 tys. euro, ale umowa miała być obwarowana różnymi zapisami uzależniającymi ostateczną kwotę i Sylwester Cacek miał tą ofertę odrzucić.

„Grajek” musiał się więc obejść się smakiem, ale nie przestawał interesować się sprawą. Niedawno media pisały o tym, że to właśnie on pośredniczył w negocjacjach pomiędzy Widzewem a Ruchem Chorzów w sprawie transferu łotewskiego snajpera na Cichą 6. Obawiamy się, że wkrótce na jaw wyjdą kolejne ciekawe wątki dotyczące „pomocy” Grajewskiego i przy tej transakcji…

Jeśli to wszystko prawda i J.A.G. faktycznie działał na szkodę Widzewa, dla własnego interesu, to nie pozostaje nic innego, jak tylko załamać ręce z powodu faktu, że Cacek ma zamiar współpracować z tym człowiekiem. Jako kibice nie wyobrażamy sobie dalszej obecności „Knura” w sąsiedztwie stadionu bliższym jak 10 kilometrów!

Foto: youtube.com