Szrot Grajewskiego zrobił „różnicę”
9 lipca 2014, 17:43 | Autor: RyanNiesamowitym timingiem wykazał się dziś serwis sport.pl publikując wywiad z Andrzejem Grajewskim. W rozmowie były właściciel Widzewa postawił tezy, które ledwie po paru godzinach legły w gruzach, a popularny „Grajek” totalnie się ośmieszył. Miejmy nadzieję, że to koniec jego kręcenia się przy klubie.
O wywiadzie z Grajewskim chcieliśmy napisać już rano, ale postanowiliśmy zaczekać te kilka godzin, by móc zweryfikować odważne deklaracje rozmówcy. Przeczucie nas nie myliło. O co chodzi? Tym, którzy nie czytali, wyjaśniamy że popularny „Grajek” – w mocnym uproszczeniu – przedstawił siebie, jako ewentualnego zbawcę Widzewa.
Czym miałaby się objawiać akcja ratunkowa w wykonaniu J.A.G? Przede wszystkim w podesłaniu piłkarzy, którzy zdaniem samego rozmówcy zrobią różnicę, będą lepsi od tych, którzy przegrali w sobotę sparing z Jagiellonią Białystok. „Szlag mnie trafiał, jak oglądałem sparing z Jagiellonią i widziałem te mankamenty w grze. Nie wiem, czy ten trener tego nie widział? Jak mogę, to pomagam. Nie dlatego, że potem chcę od Cacka wziąć 1500 zł prowizji za transfer, tylko dlatego, by naprawdę pomóc Widzewowi” – mówił sport.pl Grajewski.
Na weryfikację tych słów wystarczyło zaczekać do godz. 13:00, kiedy to większość jego „podopiecznych” wybiegła na boisko w meczu z Wisłą Płock. Efekt, to cztery stracone gole, choć mogło być więcej, bo gra defensywna wyglądała czasami wręcz komicznie i ogólne wrażenie widzów, którzy mieli wrażenie, że to, co oglądają na boisku, nie dzieje się naprawdę.
Tabor Andrzeja Grajewskiego okazał się szrotem, osobami z piłkarskiego wysypiska, którzy nadają się do utylizacji, a nie ponownego wykorzystania w I-ligowym Widzewie. Nie chcemy pastwić się nad tymi chłopakami, dostali szansę testów w takim klubie, to oczywiście z niej skorzystali. Nie ich wina, że więcej po prostu nie potrafią. Winić należy tych, którzy dopuścili do tego, by tego typu „piłkarze” założyli koszulkę z klubowym herbem na piersi.
Były właściciel Widzewa, który doprowadził klub do dwóch tytułów mistrzowskich, ale i ostatecznie niemal do jego śmierci w 2004 roku (spółka wciąż istnieje, ale długów nikt nie zamierza uregulować), „przejechał się” także po piłkarzach, którzy grali w spadkowym sezonie. „Jak sobie przypomnę piłkarzy Widzewa, nieudaczników, jak oni grali przez cały rok… Ile oni mieli meczów wygranych, których nie wygrali…” – mówi. „Grajek” zapomina jednak, że jednym z nich był jego klient, niejaki Xhevdet Gela, który w 5 meczach rudny wiosennej kopał się w czoło i nie wyróżniał się nawet w III-ligowych rezerwach. Ile prowizji za transfer Fina o albańskich korzeniach wziął Grajewski? Jak myślicie, 1500 zł, czy może więcej?
Teraz cwany menago zwietrzył kolejną okazję. „Skoro nabrali się zimą, to może nabiorą się ponownie, w końcu w kadrze jest raptem dziesięciu zawodników. Może coś się wciśnie” – musiał myśleć sobie Grajewski. Stąd też jego obecność na meczach sparingowych, poklepywanie się po plecach z Sylwestrem Cackiem i zapraszanie go na obiad. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że to nie z kurtuazji, ani sentymentów. Z resztą wszelkie złudzenia rozwiewa sam Jakub Andrzej, który we wspomnianym wywiadzie stwierdza, że gdyby otrzymał propozycję, to może odkupiłby część udziałów w Widzewie. Ot tak, z dobroci serca, za jedyne… 3% zysku. „Gdybym dostał propozycję, że w przypadku, jeśli zainwestuję swoje pieniądze, coś później mógłbym z tego dostać, chociaż jakieś trzy procent, to dlaczego nie?” – zapowiada Grajewski.
Pozostaje mieć nadzieję, że Cacek, który dotychczas przejawiał tendencję do otaczania się fatalnymi doradcami (Zub, Bakalarczyk, Animucki, syn Mateusz, Wlaźlik etc.) dostrzeże, że działania Andrzeja Grajewskiego, to wyłącznie nastawiona na zysk niedźwiedzia przysługa. A opowieści o nostalgicznym zasiadaniu na zbudowanej przez siebie trybunie, to słodkie „pierdzenie”. Nikt nie zapomniał, jak obrażony na kibiców Grajewski zamierzał demontować płot wokół stadionu. Ot taka „Grajkowa” nostalgia, grana na „Skrzydlatą” nutę…
Cały wywiad na sport.pl.
Foto: youtube.com