FCTM on Tour: Derby Buenos Aires w finale CL (2018)
31 maja 2020, 18:11 | Autor: RedakcjaKontynuując cykl, w którym przytaczamy relacje z wyjątkowych zagranicznych meczów derbowych, dziś zaprezentujemy szczególny reportaż. Zaczęliśmy od Bułgarii, później byliśmy w Hiszpanii, a ostatnio przybliżyliśmy klimat niemieckiej Nadrenii.
>>> FCTM ON TOUR: DERBY NADRENII (2019)
Dzisiejszy felieton dotyczył będzie z kolei Wielkich Derbów Buenos Aires – nazywanych Superclasico – po raz pierwszy w historii rozgrywanych w finale Copa Libertadores, południowoamerykańskiego odpowiednika Ligi Mistrzów. Ponadto był to pierwszy od pięciu lat mecz Boca z River, w którym uczestniczyli kibice obu drużyn. Niestety, w tym tekście nie dało się uniknąć gorzkich refleksji na temat kierunku, w którym zmierzają włodarze światowego futbolu…
Poniżej prezentujemy relację z rozegranego ostatecznie w… Madrycie 9 grudnia 2018 roku meczu River Plate Buenos Aires – Boca Juniors Buenos Aires, opisaną z perspektywy trybuny Niebiesko-Złotych. Reportaż przedstawia całą historię finału rozgrywek o Puchar Wyzwolicieli 2018, wskazując również tło zdarzeń, jak również motywacji decyzji, podejmowanych przez piłkarską centralę.
Copa Libertadores de America, czyli Puchar Wyzwolicieli Ameryki, to odpowiednik europejskiej Ligi Mistrzów dla klubów z Ameryki Południowej. Finał najważniejszego turnieju Latynosów był dotychczas – w odróżnieniu od naszej Champions League – rozstrzygany dwumeczem na boiskach uczestników. Ostatnia odsłona tej formuły miała mieć miejsce w 2018 roku. Było już zaplanowane, że w kolejnym roku o tym, kto wzniesie to trofeum, zadecyduje jedno spotkanie. Pierwotnie wybraną do tego areną był stadion w stolicy Chile – Santiago, choć ostatecznie i wówczas, o ironio, doszło do zmiany – wtedy na stolicę Peru – Limę. Nie stało się to jednak w tak dramatycznych okolicznościach, jak podczas opisywanej rywalizacji. W 2018 roku, gdy w ostatecznej walce o triumf w Copa Libertadores, po raz pierwszy w historii, przyszło stoczyć Superclasico – Wielkie Derby Buenos Aires, pomiędzy River Plate i Boca Junionrs – zamiast rewanżu na Estadio Monumental, otrzymaliśmy, w praktyce, pierwszy w historii finał na neutralnym stadionie… i to jeszcze w Europie – na Estadio Santiago Bernabeu w Madrycie.
Finał w 2018 roku miał być jednak wyjątkowy i elektryzował zarówno piłkarski, jak i kibicowski świat. Po raz pierwszy rozstrzygać o losach Copa Libertadores miało Superclasico, czyli derby Buenos Aires: Boca Juniors – River Plate. Dla wielu osób interesujących się ruchem ultras na świecie mecz tych dwóch drużyn na Bombonerze (stadion Boca) czy Estadio Monumental (River) to największe marzenie „kibicowskiego podróżnictwa”. Należy jednak w tym miejscu zwrócić uwagę, że jeśli ktoś zakłada, że może dojść na stadionie do „ciekawych wydarzeń” między kibicami obu zespołów, to jest w błędzie. Od 2013 roku w Superclasico niestety nie uczestniczą fani drużyny występującej jako przyjezdni. Nie wpłynęło to jednak na ciśnienie, które z taką samą mocą uwalnia się na ulicach liczącej blisko trzy miliony mieszkańców stolicy Argentyny, jednego z największych miast Ameryki Łacińskiej.
Warto też zwrócić uwagę na jedną piłkarską ciekawostkę. CABJ wygrywając ten wyjątkowy finał mogło się zrównać w liczbie wygranych Pucharów Wyzwolicieli z Club Atletico Independiente Avellaneda. To właśnie ten klub, również argentyński, miał na koncie najwięcej, bo aż siedem, zwycięstw w tych prestiżowych rozgrywkach. Boca na tamten moment zaliczyło triumf sześć razy, a trzeci w tym zestawieniu jest urugwajski Penarol Montevideo, mając ich pięć. River Plate do tej pory wygrało tylko, albo aż, trzykrotnie.
Zawirowania towarzyszyły temu finałowi od samego początku. Pierwszy mecz finałowy miał być rozegrany w sobotę, 10 listopada. Niestety kibice, którzy już zapełniali La Bombonerę, zostali poinformowani o przełożeniu spotkania dwie godziny przed planowanym rozpoczęciem meczu. Powodem nie były jednak zamieszki uliczne, czy za bardzo przekonywujące „rozmowy motywacyjne” z piłkarzami, a… kałuże pojawiające się na murawie na skutek ulewnych deszczów. Tak właśnie Superclasico w finale Copa Libertadores przełożono po raz pierwszy, tym razem o jeden dzień. W niedzielę spotkanie zostało rozegrane i zakończyło się remisem 2:2. W Pucharze Wyzwolicieli, w przypadku remisu w dwumeczu nie ma „podwójnego” liczenia bramek strzelonych na wyjeździe. Stąd niezależnie czy w rewanżu padłoby 0:0, czy 8:8, to remis jest remisem i oznacza dogrywkę.
Na sobotę, 24 listopada, zaplanowano rewanż na Estadio Monumental. Trening Boca Juniors poprzedzający mecz, który był zaplanowany na tę datę, na Bombonerze uświetniło ponad 50 tysięcy fanów. Atmosfery, jaka panowała podczas ostatnich przygotowań zawodników CABJ przed arcyważnymi zawodami, nie powstydziłby się chyba żaden pojedynek ligowy. Niebiesko-Złoci przygotowali nawet oprawę na tę okoliczność. Co klasa – to klasa.
Z „terminowością” planowanego rewanżu pojawiły się znacznie większe komplikacje niż z pierwszym meczem. Zaczęło się od tego, że fanatycy River Plate zaatakowali autokar z piłkarzami rywala. Pojazd został obrzucany butelkami i kamieniami. „Usunięto” kilka szyb, które pękając raniły zawodników, ale również stworzyły możliwość dostania do wnętrza rozpylanego gazu pieprzowego. Należy jednak wiedzieć, że to nic nowego w tamtych realiach. Dla przykładu, w 2015 roku kibice Boca rozpylili tenże sam gaz pieprzowy w tunelu prowadzącym na murawę, którym szli piłkarze River – następnie z tego powodu hospitalizowani. Podobnych sytuacji można jeszcze wymienić sporo. Istotne jest to, że dla Latynosów atak na piłkarzy wrogiej drużyny nie jest czymś niespotykanym. Na skutek tego zajścia sytuacja przedstawiała się tak, że trzech piłkarzy drużyny gości (na tamtą chwilę gości – byłoby precyzyjniej) trafiło do szpitala. Logicznym więc mogło się wydawać, że skoro zawodnicy jednej z drużyn są niedysponowani, to mecz tego dnia się nie może odbyć. Okazuje się jednak, ze szef FIFA, Gianni Infantino, obecny na tym meczu, uważał inaczej. Według wielu doniesień medialnych groził wręcz Boca Juniors, że wykluczy ich z rozgrywek międzynarodowych na kilka lat, jeśli nie przystąpią do spotkania. Tak zaczęła się telenowela z kilkukrotnym przekładaniem rozpoczęcia jeszcze tego samego wieczora. Pierwszy pomysł był taki, opóźnić start finału jedynie o godzinę, podczas gdy piłkarze CABJ jeszcze byli w szpitalu…Ostatecznie, po kilku komunikatach coraz bardziej odsuwających w czasie pierwszy gwizdek zdecydowano, dzięki porozumieniu przedstawicieli obu klubów, o przełożeniu meczu na dzień następny, czyli niedzielę.
Warto zdać sobie sprawę, skąd u Gianniego Infantino, znanego z tego, że wcześniej losował kulki z nazwami drużyn występujących w różnych rozgrywkach, takie oczekiwanie charakterności od piłkarzy Boca. Szczególnie może to dziwić, gdyż jeśli ten „pan” ma w sobie przywiązanie do wartości, tradycji, zasad, honoru i niezłomnego charakteru w futbolu, to skrywa je tak umiejętnie, że naprawdę trudno je dostrzec. Zatem jaka była motywacja – otóż zamiłowanie do petrodolara, z kolei zupełnie nieskrywane… W tym wypadku rzecz dotyczyła terminarza FIFA – 18 grudnia zwycięzca Copa Libertadores miał przystąpić do Klubowych Mistrzostw Świata, które są rozgrywane w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Rozgrywki, które uprzednio rozstrzygnął finał Real Madryt – Al-Ain nie skupiały uwagi fanatyków, ani nawet miażdżącej większości sympatyków piłki, ale były wyczekiwane przez szejków. Tu jest clou historii. Gianni Infantino bez wątpienia stawia zadowolenie jegomości znad Zatoki Perskiej za priorytet federacji, której szefuje – chyba nawet skutecznie…
Mecz zatem miał się odbyć w niedzielę, ale i ten termin nie doszedł do skutku, z uwagi na wniosek władz Boca Juniors domagających się walkowera. Telenowela trwała jeszcze chwilę. Ostatecznie zapadła decyzja o rozegraniu meczu na boisku neutralnym. W grę wchodziły zarówno lokalizacje dość rozsądne – Belo Horizonte (Brazylia), Medellin (Kolumbia) i Asuncion (Paragwaj), jak również bliższe sercu szefa FIFA – Doha (Katar), Abu Zabi (Zjednoczone Emiraty Arabskie) i Miami (USA) oraz dwie europejskie – Madryt (Hiszapnia) i Genua (Włochy). Tu warto dodać, że założycielami CABJ byli Włosi z Genui, a Genueńczykami (Los Xeneizes) Niebiesko-Złoci są nazywani do dziś. Wybór padł na Santiago Bernabeu w Madrycie, a termin został ustalony na 9 grudnia. Była to decyzja atrakcyjna dla nas, ale bardzo niebezpieczna dla piłki nożnej i wszelkich rozgrywek z tradycjami. Może stanowić idealny wytrych dla FIFA. Oddanie tego meczu gdziekolwiek za petrodolary było zupełnie nie do przyjęcia dla CONMEBOL (latynoskiego odpowiednika UEFA). Oczywiście powodem nie były ich zasady, a fala oburzenia jaką wywołałaby tak groteskowa decyzja, której nie dałoby się inaczej tłumaczyć niż ordynarną chęcią zysku, natomiast wybór Hiszpanii dało się argumentować tym, że jest to kraj, gdzie zamieszkuje najwięcej Argentyńczyków poza granicami swojego państwa i obowiązuje ten sam język. Niemniej dla Infantino i ludzi jego pokroju stanowi to wystarczający precedens, którym będą mogli się posługiwać próbując wykonywać inne, niedorzeczne, ruchy. Niestety może to również stanowić koronny argument dla rozegrania, w najbliższych latach, finału Ligi Mistrzów pierwszy raz poza Europą. Już mówi się o Nowym Jorku…
Wydźwięk wybrania Europy, Hiszpanii i jej stolicy Madrytu na miejsce rozegrania historycznego, będącego zarazem Superclasico, finału Pucharu nazwanego imieniem Wyzwolicieli Ameryki Południowej każdy może ocenić sam.
Tu jednak od pewnego SMS-a, z początkowo luźną ciekawostką, że finał Copa Libertadores ostatecznie jednak zostanie rozegrany w Madrycie, rozpoczyna się wyjazd na Superclasico, który stał się przyczyną tego tekstu. Dla jasności, nie dość, że mieliśmy mieć do czynienia z derbami Buenos Aires, na których będą kibice obu drużyn – co nie miało miejsca od 5 lat i nie wiadomo czy i kiedy jeszcze będzie miało – to podział biletów na obie ekip miał być równy. Oczywistym było, że nie można oczekiwać spektakularnych opraw, przy nieznajomości stadionu. Naturalne było też, że bilety wykorzystają nie tylko fanatycy, którzy przylecą z Buenos. Ceny lotów w tak krótkim czasie były niezwykle wysokie, a i tak wchodząc na strony linii lotniczych można było zaobserwować jak znikają w ekspresowym tempie. Trudno również było kupić wejściówki meczowe zarówno na sektor River Plate, jak i Boca. Dziwnym i raczej negatywnym zjawiskiem było to, że zakupione „tickety” były jedynie w postaci elektronicznej, przeznaczonej do pobrania na telefon. Istna zmora dla kolekcjonerów i przygnębiający znak czasów… Niemniej zainteresowanie było i tak ogromne, gdyż Santiago Bernabeu miało czekać wydarzenie bezprecedensowe – pierwsze Superclasico w finale Copa Libertadores, rozgrywane, na dodatek, przy równej liczbie kibiców obu drużyn.
W dniu meczowym, od samego rana, widać było zarówno większe grupki Latynosów, którzy ewidentnie przylecieli z Argentyny, jak i pojedyncze, mniejsze, które zjeżdżały się z Europy. W wielu miejscach miasta i na stacjach metra wznoszono śpiewy.
Wyznaczone były punkty informacyjne dla kibiców obu drużyn. Znana jest tendencja w Ameryce Południowej, do wchodzenia na stadion na długo przed meczem, jednak tłumy pod stadionem, na trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem, były zaskoczeniem. Po wyjściu z metra na stacji Santiago Bernabeu od razu każdy znajdował się w swoistym korytarzu, wygrodzonym do wejść na sektory przeznaczone dla Boca Juniors lub River. Takie środki bezpieczeństwa nie są stosowane dla kibiców gości, wizytujących ten stadion podczas meczów Realu. Widać było, że hiszpańska policja miała przykaz zrobić wszystko, co niezbędne i co zbędne, żeby uniemożliwić konfrontację w okolicach stadionu.
Korytarze prowadziły do strefy znajdującej się przed pierwszymi bramkami kontrolnymi. Śmieszna sytuacja miała miejsce np. z piwem. Jeśli ktoś posiadał przy sobie, to musiał zostawić. Niemniej w bezpośrednim otoczeniu stadionu, w którym znajdowaliśmy się po przejściu „macania”, był bar i sklepy w których można było kupić ten sam browar, który „z przyczyn bezpieczeństwa” należało wcześniej zostawić…
Pod Santiago Bernabeu było jak zwykle całe mnóstwo straganików z szalikami meczowymi i innymi souvenirami. Zainteresowanie oferowanym towarem przerosło nawet oczekiwania handlarzy. Z uwagi na dużą liczbę sympatyków na stałe mieszkających w Europie, którzy chętnie kupowali bazarowe pamiątki, na dwie godziny przed meczem większość okolicznościowych fantów była już wyprzedana i wisiały tylko te, oznaczone logiem Realu Madryt.
Stadion na dwie godziny przed meczem zaczął się już wypełniać. Nawet na sektorach – oficjalnie neutralnych – byli praktycznie wyłącznie kibice Boca i River. Podczas obchodu stadionu można było dostrzec po stronie Millonarios (River Plate) barwy Independiente Medellin (Kolumbia) oraz Ultras Sur (Realu Madryt). Z kolei na sektorach Boca Juniors była spora grupka Olimpii Asuncion (Paragwaj) z niedużym płótnem, jak również znacznie mniejsza Partizana Belgrad z małą flagą. Nie oznacza to, że po obu stronach nie pojawiły się inne barwy klubowe. Ponadto przewinęło się kilku kibiców CSKA Moskwa, których drużynę miał czekać w środę mecz z drużyną „Królewskich” w ramach Ligi Mistrzów. Na sektorach neutralnych i VIP ponadto pojawiło się kilka koszulek Realu Madryt, jak również, dosłownie brazylijskiego Chapecoense, w które ubrani byli Hiszpanie. Te drugie zapewne kupili po tragicznej katastrofie lotniczej z udziałem piłkarzy tego właśnie klubu. Z kolei Antoine Griezmann (piłkarz wówczas Atletico Madryt) paradował w trykocie CABJ.
Podczas całego meczu obie ekipy prowadziły bardzo głośny i melodyjny doping. Robił naprawdę ogromne wrażenie. Stadion obwieszony był mnóstwem małych i dużych flag w barwach biało-czerwonych i żółto-niebieskich. Na wielu znajdowały się nazwy również europejskich miast. Słychać było sporą różnicę między śpiewem płynącym z sektorów za bramkami, gdzie dominowali fanatycy, którzy przylecieli z Argentyny, a włączającymi się, sąsiadującymi częściami głównych trybun, gdzie ewidentnie zdecydowanie więcej było kibiców na co dzień zamieszkujących Stary Kontynent. Niemniej zobaczyć fanatyków Boca Juniors i River Plate podczas Superclasico na jednym, podzielonym stadionie, ujrzeć to jak „żyją meczem” i jak ogromne emocje im się udzielają, to naprawdę niesamowite przeżycie.
Takie samo zaangażowanie było udziałem piłkarzy. Nie chodzi o to, by opisywać tu boiskowe zdarzenia, lecz naprawdę trzeba oddać, że futboliści obu drużyn nie zachowywali się jak gwiazdeczki. Walczyli jakby im naprawdę zależało na herbie, który noszą na piersi. To nie miejsce do ocen podań, strzałów, czy ciekawych (niektórych bardzo) decyzji sędziego. Niemniej poświęcenie piłkarzy w tym meczu było niespotykane, a szczególnie niespotykane dla bywalców wielu zachodnio-europejskich stadionów. W dogrywce boiskowe określenia o „dawaniu jeszcze z wątroby” i „oddychaniu rękawami” nabrało nowego wymiaru, gdy jedna z drużyn grała już w dziesiątkę, po błysku czerwieni. Podobnie rzecz się miała nawet z rolą bramkarza. Golkiper Boca ostatnie 5 minut prawie w całości spędzał na połowie Millonarios. Dla porządku niestety należy dodać że mecz wygrało River Plate 3:1 w doliczonym czasie gry – zdobywając gola nr 3 już na pustką bramkę. To gdzie wtedy znajdował się ten, który zwyczajowo powinien stać między słupkami zostało napisane dwa zdania wcześniej, bo jeszcze wierzył i walczył… Mimo starań i pozostawienia mnóstwa zdrowia przez piłkarzy Niebiesko-Złotych w Madrycie to biało-czerwoni świętowali.
To oni po meczu zdominowali Puerta del Sol, które stało się miejscem śpiewów i zabawy fanów River Plate. Tymczasem w samym Buenos Aires doszło do wielu konfrontacji kibiców obu grup. Jakżeby zresztą mogło być inaczej przy tej skali wydarzenia.
Dla kibiców, będących na tym wyjątkowym meczu, było to wielkie przeżycie i możliwość udziału w czymś, co może się już nigdy nie powtórzyć. Kilku argentyńskich fanów już po wejściu na stadion miało łzy w oczach. Niestety, to spotkanie przejdzie do historii nie tylko dlatego, że było to pierwsze Superclasico w finale Copa Libertadores – nie tylko dlatego, że derbowe zmagania po pięciu latach mogli zobaczyć fani obu drużyn i to jeszcze na podzielonym równo stadionie, ale również z uwagi na niebezpieczny precedens stworzony przez futbolową wierchuszkę…
Kolejna świetna relacja. Oby więcej takich!