Oceny widzewiaków po meczu z Jagiellonią
17 maja 2014, 15:06 | Autor: RyanRemis, który jest jak porażka – tak media podsumowały wczorajsze starcie z Jagiellonią. Drużyna zawiodła, zawiedli liderzy. Poniżej przedstawiamy naszą subiektywną ocenę postawy zawodników, trenera i zespołu po piątkowym spotkaniu.
Patryk Wolański:
Przy nazwisku Wolańskiego od kilku meczów piszemy stale to samo: waleczny, spokojny, odważny i pewny. Tak też było wczoraj, choć „Wolan” nie miał zbyt wielu okazji do wspaniałych parad. Zdążył jednak po raz drugi z rzędu dostać kopa w głowę po tym, jak świetnie wyszedł z bramki w akcji z Danim Quintaną.
Na plus dla utalentowanego bramkarza także gra nogami. Od wielu spotkań ten element, to bardzo silny punkt Wolańskiego. We wczorajszym spotkaniu urzekła nas także akcja z końcówki, gdy desperacko ratował piłkę przed wyjściem na róg. Pokazał w tym drobnym zagraniu, na czym polega ambicja.
Ocena: 7
Povilas Leimonas:
Drugi mecz na pozycji prawego obrońcy i drugi raz zagrał słabo. W defensywnie krył na radar zostawiając rywalom zbyt wiele miejsca (w akcji na 1:0 nie było go wcale), a gdy już atakował przeciwnika, to robił to skutecznie, ale też bardzo ostro, co mogło narazić go na kartki. Dobrze, że sędzia Jarosław Przybył przymykał oko na wejścia Litwina. W ataku Leimonas był jeszcze słabszy, brak mu ciągu i techniki, więc jedynie posyłał piłki „na pałę”, który z łatwością padały łupem obrońców Jagiellonii. Jedyny pozytyw, to jego wzrost i umiejętność gry głową. Przydało się to raz w polu karnym, gdy trochę spudłował po jednym z rzutów rożnych. Czy jedna-dwie sytuacje w szestnastce są wystarczającym powodem, by to jego obsadzać na boku defensywy? Raczej nie.
Ocena: 4
Krystian Nowak:
Znów wystąpił w parze z Rafałem Augustyniakiem i dwaj młodzi stoperzy dobrze radzili sobie z atakami gości. Nowak tym razem ustrzegł się poważniejszych błędów, kiedy został sam na środku obrony mógł zapomnieć o podejściu wyżej, musiał asekurować bramkę Wolańskiego. Nic nie zawalił, niczym się nie wyróżnił.
Ocena: 6
Rafał Augustyniak:
Kolejny pechowy występ Augustyniaka, który obejrzał trzecią czerwoną kartkę w tym sezonie. Sytuacja ta była pokłosiem straty Marcina Kaczmarka i błędu w ustawieniu, który uniemożliwił mu przecięcie długiego podania do Mateusza Piątkowskiego. „August” gonił go, dopadł przez polem karnym i tam powalił na ziemię. Dwudziestolatek był też tym, który został łatwo ograny w początkowej fazie bramkowej akcji Macieja Gajosa, ale obwinianie tylko Augustyniaka byłoby w tej akcji nie fair.
Wyraźnie widać, że zarówno on, jak i Nowak, powinni mieć u boku doświadczonego rutyniarza, przy którym młodzi stoperzy mogliby zdobywać cenną wiedzę. Grając ze sobą uczą się jeden od drugiego.
Ocena: 4
Piotr Mroziński:
Coraz lepiej operuje piłką na lewej stronie, to on zaczął akcję bramkową, kierując dobre podanie do Marcina Kaczmarka. Mroziński ustawiał się wysoko, często atakował, przez co tracił wiele sił. W drugiej połowie brakło mu już „paliwa”, zapewne czuł w nogach poniedziałkowy mecz ze Śląskiem, dlatego został zmieniony.
Ocena: 6
Bartłomiej Kasprzak:
Z Kasprzakiem mamy podobne deja-vu, jak z Wolańskim. Co mecz piszemy o nim to samo: zadziorny, waleczny, notujący sporo przechwytów, wykazujący się dużą dojrzałością. Szkoda, że to właśnie on musiał odgrywać rolę ostatniego obrońcy, gdy w pole karne wpadał rozpędzony Gajos. Skrzydłowy Jagiellonii ograł widzewiaka, pozbawionego asekuracji, bardzo łatwo, po czym strzelił gola. To minięcie nieco psuje notę Kasprzaka, bo byłaby ona wyższa, jako uznanie dla czarnej roboty, jaką wykonuje w środku pola.
Ocena: 7
Princewill Okachi:
Po zwyżce formy teraz Okachi notuje słabszy okres. Podobnie jak we Wrocławiu z Sebastianem Milą, tak wczoraj w Łodzi nie najlepiej radził sobie z Danim Quintaną. Hiszpan miał za dużo miejsca, co było winą właśnie Nigeryjczyka. Pomocnik słabo spisywał się też w konstruowaniu akcji, notował wiele strat, a największym zapalnikiem była ta, po której Quintana wpadł w pole karne z szansą na gola.
Ocena: 4
Alex Bruno:
Wreszcie uśmiechnęło się do niego szczęście pod bramką rywala. We Wrocławiu jego strzał wyjął z okienka Marian Kelemen, ale wczoraj Alex Bruno mógł cieszyć się z gola po tym, jak z dwóch metrów dobił piłkę do pustej bramki. Żeby nie było tak kolorowo, jest też druga strona medalu, czyli gra obronna, a w zasadzie jej brak. Leimonas w większości przypadków pozbawiony był wsparcia Brazylijczyka, ale najdobitniej odczuł to Kasprzak, który nie dostał od Alexa asekuracji przy bramkowej akcji Gajosa.
Ocena: 6
Mateusz Cetnarski:
Kolejny nieco słabszy mecz kapitana. Nie było ani dobrych dośrodkowań ze stałych fragmentów, ani ciekawych podań za plecy obrońców. Cetnarski biegał od rywala do rywala tracąc siły próbując odebrać piłkę, ale w większości przypadków odbijał się od nich, jak od ściany. W drugiej połowie powinien jednak wywalczyć dla Widzewa grę w przewadze, bo został uderzony w twarz przez Ugo Ukaha, który miał już żółtą kartkę. Drugiej jednak nie było.
Ocena: 5
Marcin Kaczmarek:
Niby nic wielkiego nie pokazał, ale znów mamy wrażenie, że gdyby nie on, to Widzew już dawno spadłby z ligi, jeszcze przed podziałem punktów. Hart ducha, waleczność i nieustępliwość, to jego znane atuty. Wczoraj Kaczmarek dograł kapitalną piłkę do Eduardsa Visnakovsa, po której gola strzelił ostatecznie Alex Bruno. Wywalczył też rzut karny, tylko sędzia Przybył zapomniał dmuchnąć w gwizdek…
Ocena: 6
Eduards Visnakovs:
Od początku fazy finałowej był w wysokiej formie, strzelił gola Koronie, potem Cracovii. Oprócz tego marnował jednak wiele okazji i krytyka, jaka po tym na niego spadła, znów sprawiła, że Łotysz się zablokował. Nie od dziś wiemy, że właśnie strona psychiczna jest u napastnika największą bolączką. Próbowali dodać mu otuchy kibice spod Zegara, ale na nic się to zdało. Nie udało mu się trafić z bliska we Wrocławiu, nie popisał się też wczoraj, gdy bardzo źle przyjął świetne podanie od Kaczmarka. Na swoje usprawiedliwienie udało mu się jeszcze wywalczyć piłkę, którą potem do siatki wpakował Alex Bruno.
Przez większą część meczu miotał się pomiędzy stoperami gości, którzy we dwóch bez trudu ogrywali pozbawionego wsparcia „Wiśnię”.
Ocena: 6
Zmiany
Mariusz Rybicki:
Kolejny mecz, w którym „Ryba” udowadnia, że od ponad roku nie robi żadnych postępów. Niewiele było z niego pożytku w defensywie, a w ataku przegrywał wszystkie akcję jeden na jeden z rywalami. Słaba zmiana, która drużynie nic nie dała.
Ocena: 5
Yani Urdinov:
Wrócił na boisko po kilku tygodniach nieobecności i w jego poczynaniach widać było brak ogrania. Jego zmiana miała otworzyć korytarz na lewym skrzydle, ale Macedończyk większość piłek psuł nie rozumiejąc się z Kaczmarkiem, toteż jego wkład w grę był mizerny.
Ocena: 5
Patryk Mikita:
Grał tylko pięć minut, więc nie dostanie żadnej oceny. Patrząc jednak na to co wyprawia ten chłopak, to nawet lepiej dla niego i dla nas, bo nie stosujemy ujemnej skali. Każdą piłkę, jaką miał – zepsuł. W każdej akcji, w której mógł powalczyć pressingiem z rywalem – spacerował. A przecież miał najwięcej sił ze wszystkich piłkarzy przebywających na boisku. Mamy nadzieję, że był to ostatni raz, gdy musieliśmy oglądać go w koszulce Widzewa.
Ocena: 0
Trener
Artur Skowronek:
Kiedy przychodził do klubu starał się zarazić wszystkich optymizmem i wiarą w skuteczny finisz ligi. Po ostatnim gwizdku wczorajszego meczu nawet po nim było widać, że przyjął do wiadomości porażkę. Przeciwko Jagiellonii wystawił do gry tych samych zawodników, co we Wrocławiu. Nie miał pola manewru, skończył z eksperymentami, na które nie miał już czasu, grał tym, co miał. Efekt był widoczny, remis, który jest jak porażka, przyczyni się do faktu, że Skowronek zaliczy zapewne swą pierwszą w karierze trenerskiej degradację. Na ile jest to spowodowane jego błędami, a na ile materiałem ludzkim, z jakim przyszło mu pracować? Chyba przeważa to drugie, ale pierwsze też się zdarzały, jak chociażby powierzenie opaski kapitana człowiekowi „znikąd”, czego nie zapomnimy i nie wybaczymy (to nie afront w stronę Cetnarskiego, żeby była jasność).
Wynik, zmiany i styl gry we wczorajszym meczu – nic nie broni szkoleniowca.
Ocena: 4
Drużyna:
Piątek nie był dniem widzewiaków. Spotkanie z Jagiellonią stało na dużo niższym poziomie niż to z Cracovią. I niewielką wymówką może być stan murawy, błędy sędziego, czy krótki okres na regenerację po poniedziałkowym starciu we Wrocławiu. Widzew z nożem na gardle powinien był „umrzeć” na boisku, nie dać rywalom nawet chwili spokoju, nękać ich, strzelać, atakować. Tymczasem uderzeń było jak na lekarstwo, przy piłce częściej byli goście, którzy narzucili twarde, męskie warunki gry.
Gospodarze, którzy mieli walczyć o życie byli sparaliżowani, co widać było najdobitniej w końcówce meczu, gdy nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności i ruszyć do przodu.
Ocena: 4