Zacięta walka o awans do Champions League.
3 listopada 2007, 16:12 | Autor: Ryan Teraz z niecierpliwością czekano na losowanie rundy wstępnej Ligi Mistrzów. Los przydzielił Widzewowi mistrza Danii Broendby IF Kopenhaga, a mecze wyznaczono na 7 sierpnia w Łodzi i 21 sierpnia w stolicy Danii. Strzałem w dziesiątkę ze strony trenera Franciszka Smudy było wprowadzenie na boisko podczas pierwszego meczu w Łodzi Jacka Dembińskiego za słabo spisującego się Marka Koniarka. I to właśnie on uzyskał w 65 min. prowadzenie dla gospodarzy. To poderwało zespół gospodarzy do jeszcze bardziej wzmożonego wysiłku co zaowocowało zdobyciem drugiego gola przez Sławomira Majaka (73). 2:0 to był już duży kapitał. Niestety Widzewiacy źle ustawili mur i Ole Bjur (75) zmniejszył rozmiary porażki na 1:2. Spotkanie rewanżowe piłkarze Broendby rozpoczęli od skomasowanych ataków i uzyskali do przerwy dwubramkową przewagę. A kiedy tuż po przerwie, w 47 min., Kim Vilfort podwyższył wynik na 3:0, wydawało się, iż szansę Widzewa na awans do Ligi Mistrzów zostały całkowicie pogrzebane. Siedzący tuż obok loży prasowej właściciele Widzewa – Andrzej Pawelec i Ismat Koussan pobledli na twarzach. I oni, widać to było, jakby stracili wiarę w odmianę losu. Ale nie ich piłkarze. Kiedy w 57 min. Marek Citko pokonał Krogha po akcji z klasycznej kontry, znów w sercach łódzkich kibiców i działaczy odżyły nadzieje. Ale wydarzenia na boisku nie kształtowały się po myśli gości. W bezustannym natarciu byli gospodarze, których jednak opuściło szczęście. Było ono natomiast tym razem po stronie Widzewa. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego, w 89 min. Paweł Wojtala, skierował pitkę głową do siatki po strzale Sławomira Majaka. Był to gol na wagę awansu do finału Ligi Mistrzów. Siadł na murawie Andrzej Grajewski, jeden ze współwłaściciel Widzewa i kryjąc twarz w dłoniach płakał łzami radości.