J. Bartkowski: „Nie zostałem w Widzewie z szacunku dla samego siebie”
8 kwietnia 2014, 19:10 | Autor: RyanW Widzewie spędził ponad dekadę pokonując szczeble wszystkich zespołów: od juniorów, po Młodą Ekstraklasę aż do pierwszej drużyny. Zimą kontrakt Kuby Bartkowskiego wygasł i zawodnik odszedł z klubu. W rozmowie z WTM obrońca zdradza kulisy rozstania z Widzewem, opowiada jak to jest grać ze złamaną nogą i o planach na najbliższą przyszłość.
– Myślałem, że pogadamy o Twoim debiucie w Wigrach, ale zagrałeś tylko 13 minut, więc chyba ciężko o jakąś większą ocenę.
– Cieszę się, że w ogóle udało się ten debiut zaliczyć, choć było to tylko 13 minut. W klubie jestem jednak dopiero od poniedziałku, także nie spodziewałem się niczego większego. Nie podpalam się.
– Ale okazja, by zamienić kilka słów z Sebastianem Dudą była?
– Planowaliśmy spotkać się przed meczem, ale nie udało się, bo Stal spała daleko od Suwałk. Parę słów jednak zmieniliśmy, jako starzy koledzy z Widzewa. Ciężko będzie nam spotkać się ponownie w I lidze, ale może zdarzy się tak, że obaj awansujemy ze swoimi zespołami.
– Dla wielu kibiców Twoje przenosiny do Suwałk były lekkim szokiem. Jakby nie było jest to sportowa degradacja aż o dwie klasy.
– Patrząc z perspektywy klas rozgrywkowych, to faktycznie jest to spadek, ale ja w ten sposób tego nie odbieram. Jestem po ciężkiej kontuzji, która mocno się przedłużała. Rozmowy z potencjalnymi klubami były bardzo utrudnione, bo nie wiedziałem kiedy będę mógł wrócić do piłki. Ciężko znaleźć klub, który zwiąże się z zawodnikiem nie widząc kiedy ten w ogóle wróci do normalnych treningów, nie przepracował okresu przygotowawczego.
Dlatego cieszę się, że będę mógł jeszcze w tym sezonie pojawiać się na boisku, odbudować formę sportową – to jest dla mnie w tej chwili najważniejsze. Potem będę chciał wrócić do ekstralasy, takie mam abicje i plany.
– Gdyby nie przeciągający się uraz, to grałbyś teraz wyżej.
– Tak, na pewno. Mój menedżer nie miał jednak łatwych rozmów, z powodu mojego zdrowia. W ekstraklasie ciężko byłoby mi zaliczyć jakieś minuty, bo zaczęła ona rundę dużo wcześniej. Do końca zostało już tylko osiem kolejek, a w niższych ligach tych spotkań jest do rozegrania dużo więcej.
– Wigry mają opinię klubu poukładanego, z niezłym, jak na tutejsze realia, budżetem. Jak Ty to ocenisz?
– Uważam, że jak na II ligę, to klub zorganizowany jest wzorowo. Nie znam jeszcze tak dobrze drugoligowych realiów, ale patrząc przez pryzmat polskiej piłki, to jest to naprawdę bardzo dobrze ułożony klub, który nie musi pod tym względem ustępować nawet niektórym zespołom z ekstraklasy.
– Prześledziłem przed naszą rozmową kadry wszystkich zespołów II ligi wschodniej i wynika z tego, że jesteś w trójce najbardziej doświadczonych zawodników. Więcej meczów w ekstraklasie zagrali tylko Artur Januszewski i Bogusław Wyparło. W Wigrach musisz więc uchodzić za gwiazdę, nowi koledzy dotąd widzieli Cię tylko w TV (śmiech).
– Nie odczuwam tego. Nie wiem jakie byłoby to podejście, gdybym tych meczów nie miał za sobą, ale podejrzewam, że podobne. Nie widzę jakiegoś większego zainteresowania ze strony kolegów, mamy normalne relacje.
– Nie mogę nie zapytać Cię o kulisy Twojego odejścia z Widzewa. Dlaczego nie przedłużyłeś kontraktu?
– Z mojej strony wyglądało to tak, że nie mogłem sobie pozwolić na przyjęcie sytuacji, w jakiej mnie postawiono. W momencie, gdy umowa dobiegała końca, klub zaproponował mi ofertę przedłużenia, myślałem, że wszystko mamy ustalone, a potem warunki zostały zmodyfikowane na moją niekorzyść, i to nie raz. Nie były to jakieś drobne zapisy, tylko najważniejsze kwestie. Nie zaakceptowałem tej propozycji ze względu na szacunek dla samego siebie. Kto wie, gdybym się zgodził, to może znów by te warunki zmieniono? Nie chodziło mi tylko o kasę, nie to było najistotniejsze. Gdyby od razu zaproponowano mi niższy kontrakt, to pewnie bym się zgodził, a tak co chwilę zmieniano warunki, by zejść do minimum. Myśleli, że się zgodzę, bo jestem w sytuacji bez wyjścia, ale powiedziałem dość, by szanować samego siebie.
– Mówiło się, że żeby Cię pozyskać, trzeba wypłacić spory ekwiwalent. Jak to było przy przenosinach do Wigier?
– Nie chcę poruszać tych kwestii, bo tą sprawą zajmował się mój menedżer. On prowadził negocjacje i był odpowiedzialny za sprawy formalne.
– Przy Piłsudskiego spędziłeś wiele lat, przeszedłeś chyba przez wszystkie szczeble drużyn młodzieżowych, wrosłeś w ten klub. Nie było żal odchodzić?
– Dokładnie 10,5 roku. Na pewno było żal. Czułem się nieswojo, bo większość swojego życia spędziłem w Widzewie, całe swoje życie piłkarskie. Ale cóż, życie toczy się dalej i trzeba iść do przodu. Mam tylko nadzieję , że w perspektywie kolejnych lat, wyjdzie mi to na dobre.
– W swoim ostatnim meczu w Zabrzu doznałeś kontuzji, to prawda, że ponad godzinę grałeś ze złamaną stopą?
– Rzeczywiście, w sytuacji z 30 minuty zostałem kopnięty, za co pokazano tylko żółtą kartkę… Na początku ból był potworny, później adrenalina zaczęła go uśmierzać i grałem dalej. W przerwie uczulałem trenera, że być może będę potrzebował zmiany. Nawet nie chciałem siadać, bo mógłbym potem nie wstać. W końcówce grałem ostatkiem sił. Gdyby to był mecz pucharowy i miałaby nas np. czekać jeszcze dogrywka, to chyba nie dałbym już rady.
Po badaniach okazało się, że kość jest złamana. Diagnoza była dramatyczna, tym bardziej, że kontuzja przyszła w najgorszym możliwym momencie, bo tuż przed końcem kontraktu.
– Pamiętasz swój debiut w ekstraklasie? O mały włos we Wrocławiu nie zaliczyłeś asysty po świetnym rajdzie.
– Doskonale to pamiętam, każdy zawodnik pamięta takie momenty. Zwłaszcza, że gra w Widzewie zawsze była moim marzeniem. Piotrek Grzelczak zmarnował wówczas 100 % sytuację, po moim podaniu.
– Później zagrałeś jeszcze 53 spotkania w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale kibice zawsze mniej poważnie Cię traktowali. Jak myślisz, z czego się to bierze?
– Gra w defensywie zawsze jest mniej doceniana. Zadania ofensywne miałem mocno ograniczone, nawet przy stałych fragmentach nie mogłem iść pod pole karne rywali, tylko asekurowałem z tyłu naszą połowę.
– W Suwałkach celem jest wyłącznie awans do I ligi?
– Ciśnienie na awans jest duże. Sytuacja organizacyjno-finansowa jest doskonała, w klubie pracują pasjonaci. Warunki także są świetnie, bo jest nowy stadion. Tak więc jedynym celem jest walka o I ligę. Tym bardziej, że za rok będzie trudniej, bo z dwóch grup zrobi się jedna.
– A latem powrót do ekstraklasy? Może do Widzewa?
– To zależy zawsze od dwóch stron. Ja za sobą mostów nie spaliłem, jestem z Widzewem związany, ale zobaczymy. Na razie przez te trzy miesiące będę w Suwałkach. Chcę się odbudować, pomóc Wigrom, one też mogą pomóc mnie. Potem zobaczymy, na razie nie myślę o tym co się będzie działo później.
– Załóżmy, że po sezonie otrzymujesz telefon od Michała Wlaźlika z propozycją powrotu.
– Jak mówiłem, nie zamykam za sobą drzwi. Ale takie pytanie traktuję czysto hipotetycznie.
– Oglądałeś ostatnie mecze kolegów z Widzewa? W końcu łapią wiatr w żagle.
– Niestety nie miałem możliwości oglądać spotkania z Wisłą, widziałem jedynie skróty i czytałem opinie. Fajnie, że gra zaczyna się układać i drużyna zdobywa punkty. Forma przychodzi akurat na te ostatnie mecze, to może być atutem Widzewa. Sytuacja nie jest jeszcze stracona i będę chłopakom kibicował, żeby udało im się utrzymać.
Rozmawiał Ryan