Relacja z meczu Legia Warszawa – Widzew Łódź 23.10.2011

24 października 2011, 12:33 | Autor:

Ktoś kiedyś powiedział, że serce kibica krwawi najmocniej i chyba można się z tym zgodzić. W ciągu kilku dni Widzew doznał dwóch porażek z największymi rywalami. U siebie w derbach z ŁKS-em oraz w Warszawie z Legią. Nie zawiedli jedynie kibice.

Wyjazd na Łazienkowską mobilizował fanatyków Widzew już od dawna, a im bliżej było do niedzielnego meczu, tym korba stawała się mocniejsza. Najpierw jednak głowy zaprzątano sobie poniedziałkiem, ale gdy derbowe emocje opadły wszyscy skupili się na rywalizacji z Legionistami.
Organizatorzy przysłali standardowe 1400 biletów, które oczywiście okazały się być kilkukrotnie zbyt małą pulą. Mimo wszystko łodzianie zawiedzeni być nie mogli. W końcu bowiem miało udać się pojawić na nowym stadionie przy Ł3, na którym w skutek różnej maści zakazów do tej pory zawitać nie było dane, no i sektor gości na nowym obiekcie, który sprzyja kibicom fajną akustyką jest niebem w porównaniu ze starym łukiem na Stadionie Wojska Polskiego.
Zbiórka na wyjazd zaplanowana została na godz. 10:00 na stacji Łódź Widzew i po ok. pół godzinie skład z Widzewiakami na pokładzie ruszył w kierunku Stolicy.
Po drodze w Koluszkach, Skierniewicach i Żyrardowie dosiadali się kolejni fanatycy i w okolicach południa „specjal” wjechał na peron dworca Warszawa Zachodnia. Tam czekały już na gości miejskie autobusy, jakie zawieść miały ich na Powiśle. Szkoda jednak, że tylko 4! Przeładowane na maksa przegubowce zabrać mogły tylko nieco ponad połowę fanów z Łodzi, reszta musiała czekać na drugi rzut. Tak bogatego miasta nie stać na 6-7 pojazdów ? ;)
Droga przez Warszawę zleciała raz dwa, zwłaszcza, że umilały ją różnego rodzaju napinacze stojący na ulicach silący się na wymachiwanie palcami. Pierwsza grupa podróżników zjawiła się pod bramami stadionu bardzo wcześnie, bo już o godz. 13, a więc 4h przed meczem! Ale pamiętając wydarzenia choćby z Poznania oraz mając na uwadze opinię o działaniach ochroniarzy i służb odpowiedzialnych za wejście na obiekt kibiców gości, pora była w sam raz.
Famy krążące nt. idiotycznych działań bohaterskiej ochrony niestety sprawdziły się. Polecenie zdejmowania butów, rozbieranie do gołej klaty, czy cofanie osób, które wyglądają na nietrzeźwych (alkomat nie działał i nie można było tego udowodnić!!!), to skandal. Zachowanie byłego ubeka Błędowskiego, którego kol. tow. Walter obsadził w roli naczelnego specjalisty od bezpieczeństwa, czyli sprawiania fanom jak największych problemów, aż skoda komentować. Jak to się ma panowie Legioniści do waszych apelów w obronie uciśnionych fanów Legii w Bukareszcie, czy Moskwie, skoro sami, jako działacze robicie to samo, a może nawet i odstawiacie większe szopki?! Moralność Kalego, hipokryzja, czy może zwykłe skurwysyństwo?! Na skutek widzimisię tow. Błędowskiego bramy nie przekroczyły flagi „Warszawa” („bo prowokować będzie miejscowych”), „ŚP. Troll” („niezwiązana z meczem”) oraz „Awanturnicy” („nawołuje do agresji – zakazana”) ! Ochroniarzom zachciało się też rozkręcać głośniki stanowiące element nagłośnienia poprawiającego jakość dopingu! Podejrzewano, że w środku znajdować mogą się niebezpieczne przedmioty typu race, granaty, szable, czy bomba atomowa. Sprzęt wyjazdu więc nie zalicza, gdyż nikt nie chciał ryzykować jego zniszczenia.
Po przekroczeniu wrót słynnego już „Guantanamo” i wejściu na trybuny oczom ukazuje się ładny obiekt z bardzo dobrą widocznością. A kibice Widzewa, którzy swoje potrzeby fizjologiczne załatwiają na codzień w toi-toi’ach, wchodząc do stadionowej łazienki mogli poczuć się jak w królewskich komnatach ;)
Do meczu pozostało sporo czasu, więc na spokojnie zawieszono flagi, które przeszły. M.in.: „Widzew Łódź”, „Stare Miasto”, „Olechów & Janów”, „Zgierz”, „WFCG”, „Widzewskie Imperium”, „Ludzie Honoru”, „Tomaszów Maz.”, „Radogoszcz”, „Chojny”, „FCB`91”, „Żyrardów”, „Żabieniec”, „Sochaczew”, „Zagaja” oraz „PF-ka” Ruchu. Dodatkowo efekt wizualny „klatki” upiększały koszulki „Czerwona Armia Widzewa”, którą każdy wyjazdowicz otrzymał i ubrał na siebie. Po długim czekaniu w końcu mecz rusza. Legia tradycyjnie zaczyna od „Snu o Warszawie”, który mocno narusza słyszalne z sektora gości „Legia to stara kurwa…”.
Chwilę po początku meczu Widzewiacy prezentują jedyną tego dnia oprawę. W dolnej części sektora rozwinięte zostały pasy materiału, które utworzyły replikę flagi „Visitors”, oczywiście w barwach nowych właścicieli. Pikanterii tej prezentacji dodały „świecidełka”, jakie „nieznani sprawcy” ;) jakoś wnieśli na stadion, co  zaskoczyło nawet miejscowych. Zgodnie z nową świecką tradycją „Against Modern Ultras” race lądują na murawie, a jedna trafiła pomiędzy napinających się igwiżdżących na piro-show „krawaciarzy” z sektora obok. Mecz chwilowo przerwano, a na sektorze zawrzało. Po naszych „piromanów” ruszyli ochroniarze przefarbowani na modnych ostatnio stuardów, jednak po małej wymianie argumentów cofają się, a kibole zostali odbici. Niestety późniejszy wjazd z użyciem pałek i gazu skutecznie przeganiania Widzewiaków w górę sektora i kończy się też zawinięciem dwójki przypadkowych osób! Tow. Błędowski wraz z milicją blokują schody i przejście pomiędzy piętrami „klatki” jest niemożliwe. Na skutek tych wydarzeń oraz zagęszczeniu w sektorze interweniujących służb doping maleje niemal do zera i ogranicza się do kilku spontanicznie zarzucanych okrzyków.
Dopiero w drugiej połowie atmosfera się przerzedza. Większość fanatyków przechodzi na górę sektora, który wówczas zostaje mega ubity, i stamtąd „Czerwona Armia” rusza wreszcie z korbą na śpiewanie. Doping niesie się przy Łazienkowskiej solidnie, z kilkoma chwilami przestojów, ale i z momentami konkretnego uderzenia, zwłaszcza przy dźwiękach „Broendby”. O tym, że Widzew był bardzo dobrze słyszalny świadczą gwizdy miejscowych oraz riposty „Żylety” przy „pozdrowieniach” dla nich. Szkoda tylko, że młyn gospodarzy ograniczał się jedynie do śpiewania o łódzkiej kurwie (chyba mięli na myśli tę sportową z ŁKS ;). Chyba brakło im inwencji twórczej. Poza tym „Żyleta” zaprezentowała się dobrze, choć spodziewano się więcej. Dwupiętrowy, potężny młyn, pomoc reszty trybun + dach, a mocne pierdolnięcia można policzyć na palcach jednej ręki. Na plus dla Legionistów wizualna strona – cały młyn na biało oraz ich zabawy ze skakaniem m.in. przy „Labado”.
Na boisku kolejna żenada ze strony piłkarzyków Widzewa. W ciągu jednego tygodnia zaliczają kolejny wpierdol, tym razem jednak wkalkulowany. Każdy fanatyk jadąc do Warszawy raczej spodziewał się takiego obrotu sprawy, choć Widzew swoje okazje miał i gdyby je wykorzystał, niechlubna passa porażek przy Ł3 mogła dobiec końca. Z ciekawostek warto też odnotować obecność na stadionie Zbyszka Bońka, które ciepłą miejscówkę w loży VIP zamienił na krzesełko w pobliżu sektora gości.
Podsumowując ten wyjazd można mieć wrażenie, że im gorzej jest na boisku, tym lepiej na trybunach. Kolejny raz kibice Widzewa musieli nadrabiać braki w sportowym wyszkoleniu piłkarzy i kolejny raz spisali się na medal. Lata mizerii, balansowania na granicy Ekstraklasy i 1 ligi, braku najmniejszych sukcesów, gwiazd, porządnego stadionu, wielkich sponsorów i wsparcia od mediów, czy miejskich władz, a Fanatycy Widzewa dalej robią swoje i chyba jedyni w tej chwili dbają o markę tego klubu. Ciekawe jak prezentowałyby się w takiej sytuacje obecnie uważane za topowe ekipy w naszym kraju…

 

Wyjazd na Łazienkowską mobilizował fanatyków Widzewa już od dawna, a im bliżej było do niedzielnego meczu, tym korba stawała się mocniejsza. Najpierw jednak głowy zaprzątano sobie poniedziałkiem, ale gdy derbowe emocje opadły, wszyscy skupili się na rywalizacji z Legionistami.

Organizatorzy przysłali standardowe 1400 biletów, które oczywiście okazały się być kilkukrotnie zbyt małą pulą. Mimo wszystko łodzianie zawiedzeni być nie mogli. W końcu bowiem można było pojawić na nowym stadionie przy Ł3, na którym w skutek różnej maści zakazów do tej pory zawitać nie było dane, no i sektor gości na nowym obiekcie, który sprzyja kibicom fajną akustyką, jest niebem w porównaniu ze starym łukiem na Stadionie Wojska Polskiego.

Zbiórka na wyjazd zaplanowana została na godz. 10:00, na stacji Łódź Widzew i po ok. pół godzinie skład z Widzewiakami na pokładzie ruszył w kierunku Stolicy. Po drodze w Koluszkach, Skierniewicach i Żyrardowie dosiadali się kolejni fanatycy i w okolicach południa „specjal” wjechał na peron dworca Warszawa Zachodnia. Tam czekały już na gości miejskie autobusy, jakie zawieść miały ich na Powiśle. Szkoda jednak, że tylko 4! Na maksa przeładowane przegubowce zabrać mogły tylko nieco ponad połowę fanów z Łodzi, reszta musiała czekać na drugi kurs. Tak bogatego miasta nie stać na 6-7 pojazdów ? ;) Droga przez Warszawę zleciała raz dwa, zwłaszcza, że umilali ją różnego rodzaju napinacze stojący na ulicach i silący się na wymachiwanie palcami. Pierwsza grupa podróżników zjawiła się pod bramami stadionu bardzo wcześnie, bo już o godz. 13, a więc 4h przed meczem! Ale pamiętając wydarzenia choćby z Poznania oraz mając na uwadze opinię o działaniach ochroniarzy i służb odpowiedzialnych za wejście na obiekt kibiców gości, pora była w sam raz. Famy krążące nt. idiotycznych działań bohaterskiej ochrony niestety sprawdziły się. Polecenie zdejmowania butów, rozbieranie do gołej klaty, czy cofanie osób, które wyglądają na nietrzeźwych (alkomat nie działał i nie można było tego udowodnić!!!), to skandal. Zachowanie ubeka Błędowskiego, którego kol. tow. Walter obsadził w roli naczelnego specjalisty od bezpieczeństwa, czyli sprawiania fanom jak największych problemów, aż skoda komentować. Jak to się ma panowie Legioniści do waszych apelów w obronie uciśnionych fanów Legii w Bukareszcie, czy Moskwie, skoro sami, jako działacze robicie to samo, a może nawet i odstawiacie większe szopki?! Moralność Kalego, hipokryzja, czy może zwykłe skurwysyństwo?! Na skutek widzimisię tow. Błędowskiego bramy nie przekroczyły flagi „Warszawa” („bo prowokować będzie miejscowych”), „ŚP. Troll” („niezwiązana z meczem”) oraz „Awanturnicy” („nawołuje do agresji – zakazana”) ! Ochroniarzom zachciało się też rozkręcać głośniki stanowiące element nagłośnienia poprawiającego jakość dopingu! Podejrzewano, że w środku znajdować mogą się niebezpieczne przedmioty typu race, granaty, szable, czy bomba atomowa. Sprzęt wyjazdu więc nie zalicza, gdyż nikt nie chciał ryzykować jego zniszczenia. Po przekroczeniu wrót słynnego już „Guantanamo” i wejściu na trybuny oczom ukazuje się ładny obiekt z bardzo dobrą widocznością. A kibice Widzewa, którzy swoje potrzeby fizjologiczne załatwiają na codzień w toi-toi’ach, wchodząc do stadionowej łazienki mogli poczuć się jak w królewskich komnatach ;)

Do meczu pozostało sporo czasu, więc na spokojnie zawieszono flagi, które przeszły przez kontrolę niczym na lotniskach po 11.09; m.in.: „Widzew Łódź”, „Stare Miasto”, „Olechów & Janów”, „Rawa Mazowiecka”, „Zgierz”, „WFCG”, „Widzewskie Imperium”, „Ludzie Honoru”, „Tomaszów Maz.”, „Radogoszcz”, „Chojny”, „FCB`91”, „Żyrardów”, „Żabieniec”, „Sochaczew”, „Zagaja” oraz „PF-ka” Ruchu. Dodatkowo efekt wizualny „klatki” upiększały koszulki „Czerwona Armia Widzewa”, którą każdy wyjazdowicz otrzymał i ubrał na siebie.

Po długim czekaniu w końcu mecz rusza. Legia tradycyjnie zaczyna od „Snu o Warszawie”, który mocno narusza słyszalne z sektora gości „Legia to stara kurwa…”. Chwilę po początku meczu Widzewiacy prezentują jedyną tego dnia oprawę. W dolnej części sektora rozwinięte zostały pasy materiału, które utworzyły replikę flagi „Visitors”, oczywiście w barwach nowych właścicieli. Pikanterii tej prezentacji dodały „świecidełka”, jakie „nieznani sprawcy” ;) jakoś wnieśli na stadion, co  zaskoczyło nawet miejscowych. Zgodnie z nową świecką tradycją „Against Modern Ultras” race lądują na murawie, a jedna trafiła pomiędzy napinających się igwiżdżących na piro-show „krawaciarzy” z sektora obok. Mecz chwilowo przerwano, a na sektorze zawrzało. Po naszych „piromanów” ruszyli ochroniarze przefarbowani na modnych ostatnio stuardów, jednak po małej wymianie argumentów cofają się, a kibole zostali odbici. Niestety późniejszy wjazd z użyciem pałek i gazu skutecznie przegania Widzewiaków w górę sektora i kończy się też zawinięciem dwójki przypadkowych osób! Tow. Błędowski wraz z milicją blokują schody i przejście pomiędzy piętrami „klatki” jest niemożliwe. Na skutek tych wydarzeń oraz zagęszczeniu w sektorze interweniujących służb doping maleje niemal do zera i ogranicza się do kilku spontanicznie zarzucanych okrzyków. Dopiero w drugiej połowie atmosfera się przerzedza. Większość fanatyków przechodzi na górę sektora, który wówczas zostaje mega ubity, i stamtąd „Czerwona Armia” rusza wreszcie z korbą na śpiewanie. Doping niesie się przy Łazienkowskiej solidnie, z kilkoma chwilami przestojów, ale i z momentami konkretnego uderzenia, zwłaszcza przy dźwiękach „Broendby”. O tym, że Widzew był bardzo dobrze słyszalny świadczą gwizdy miejscowych oraz riposty „Żylety” przy „pozdrowieniach” dla nich. Szkoda tylko, że młyn gospodarzy ograniczał się jedynie do śpiewania o łódzkiej kurwie (chyba mięli na myśli tę sportową z ŁKS ;). Chyba brakło im inwencji twórczej. Poza tym „Żyleta” zaprezentowała się dobrze, choć spodziewano się więcej. Dwupiętrowy, potężny młyn, pomoc reszty trybun + dach, a mocne pierdolnięcia można policzyć na palcach jednej ręki. Na plus dla Legionistów wizualna strona – cały młyn na biało oraz ich zabawy ze skakaniem m.in. przy „Labado”.

Na boisku kolejna żenada ze strony piłkarzyków Widzewa. W ciągu jednego tygodnia zaliczają kolejny wpierdol, tym razem jednak wkalkulowany. Każdy fanatyk jadący do Warszawy raczej spodziewał się takiego obrotu sprawy, choć Widzew swoje okazje miał i gdyby je wykorzystał, niechlubna passa porażek przy Ł3 mogła dobiec końca. Z ciekawostek warto też odnotować obecność na stadionie Zbyszka Bońka, które ciepłą miejscówkę w loży VIP zamienił na krzesełko w pobliżu sektora gości.

Podsumowując ten wyjazd można mieć wrażenie, że im gorzej jest na boisku, tym lepiej na trybunach. Kolejny raz kibice Widzewa musieli nadrabiać braki w sportowym wyszkoleniu piłkarzy i kolejny raz spisali się na medal. Lata mizerii, balansowania na granicy Ekstraklasy i 1 ligi, braku najmniejszych sukcesów, gwiazd, porządnego stadionu, wielkich sponsorów i wsparcia od mediów, czy miejskich władz, a Fanatycy Widzewa dalej robią swoje i chyba jedyni w tej chwili dbają o markę tego klubu. Ciekawe jak prezentowałyby się w takiej sytuacji obecnie uważane za topowe ekipy w naszym kraju…

 

PS. Z puli 1400 biletów przekazanych przez Legię, setka trafiła w ręce Chorzowian i Niebiescy wspierali nas w Warszawie właśnie w takiej liczbie. W sektorze gości obecna gościnnie także ósemka kibiców słoweńskiego Mariboru.