M. Kikut: „Widzew może się dla mnie okazać strzałem w dziesiątkę”
4 stycznia 2014, 15:50 | Autor: RyanNa dwa dni przed startem przygotowań do rundy wiosennej Widzew pozyskał pierwszego nowego zawodnika. Półroczny kontrakt, z opcją rocznego przedłużenia, podpisał dziś Marcin Kikut. Mogący grać zarówno na boku obrony, jak i pomocy zawodnik z pewnością wniesie do drużyny wiele rutyny. Z nowym widzewiakiem zamieniliśmy kilka słów.
– Związałeś się kontraktem z Widzewem, choć innych propozycji nie brakowało. Co Cię przekonało do gry przy Piłsudskiego?
– Aż tak wiele tych propozycji nie było. Pojawiały się sygnały zainteresowania, ale od tego do konkretnej oferty daleka droga. Konkretna była też Arka Gdynia – super klub, ale w I lidze, a ja chciałem grać w ekstraklasie. Widzew był zdeterminowany, z mojej strony również było duże zainteresowanie, więc szybko się dogadaliśmy.
Sytuacja sportowa i ekonomiczna jest w Łodzi na ten moment trudna, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Jeśli ktoś we mnie wierzy i wysuwa pomocną dłoń i trzeba to uszanować i skorzystać z takiej możliwości. Wbrew pozorem taki wybór może się dla mnie okazać strzałem w dziesiątkę.
– Może się zdarzyć, że oba zespoły latem się miną: Arka awansuje, a Widzew spadnie.
– Zawsze taki scenariusz może nastąpić, ale jestem optymistą. Widzew grał jesienią bardzo dobrze u siebie, tutaj zdobył wszystkie punkty. Także pozostaje do rozwiązania kwestia meczów wyjazdowych. Przy obecnym potencjale są szanse, by się utrzymać, ale trzeba poprawić te elementy, które szwankują. Trener na pewno wie, co to było i przypuszczam, że zainteresowanie moją osobą wynika właśnie z chęci zmiany tego oblicza. Czuję się na siłach, by być wzmocnieniem.
Po drugie, to cały czas jest ekstraklasa. Uważam, że tu jest moje miejsce i cieszę się z możliwości odbudowania – na tym najbardziej mi zależy.
– Zdaje się, że największą bolączką jesienią były właśnie boki obrony. Uważasz, że możesz być lekarstwem na te kłopoty?
– Zdecydowanie tak. Przemawiają za mną doświadczenie i spory głód piłki. Przy odpowiednim przygotowaniu motorycznym – a jest to klucz – wiem, że będzie dobrze. Tego zabrakło w Ruchu, w Łodzi mam zamiar pokazać swoje umiejętności. Nie zapomniałem jak się gra w piłkę, do dobrego przygotowania fizycznego chcę dołożyć jakość piłkarską.
– Ostatni mecz o punkty zagrałeś dawno, bo w kwietniu. Były to derby Ruchu z Górnikiem, które kompletnie Ci nie wyszły. Zdołasz w okresie przygotowawczym odbudować formę?
– Jestem w 100% przekonany, że tak. Analogiczną sytuację przeżywałem w Lechu Poznań – pod koniec marca doznałem kontuzji, leczyłem się dłuższy czas, w październiku byłem w treningu, ale o punkty w tamtym roku nie zagrałem. Wróciłem po dobrze przepracowanej zimie i wiosną zaliczyłem moim zdaniem bardzo poprawną rundę. Dodatkowo musiałem zmagać się z urazem, teraz zdrowie dopisywało, więc nie będzie tak trudno.
Także taka długa pauza, to dla mnie nie nowość. Mam doświadczenia zebrane w tamtym okresie.
– Myślisz, że za tym niepowodzeniem w Ruchu może stać fakt, że po wielu latach gry w Wielkopolsce, zmieniłeś klimat na inny, w tym przypadku śląski?
– Zdecydowanie może tak być. Myślę, że kierunku Poznań-Chorzów nie powinien obierać żaden zawodnik, bo problemy mieli też Maciek Scherfchen, czy Marcin Zając. Na pewno jest inna specyfika, piłkarzy z Poznania nie lubi się w Chorzowie, dlatego nie jest to dobry trop. Cieszyłem się, że dostałem wówczas szansę w Ruchu, szanowałem to, że przechodzę do wicemistrza Polski. Zastałem jednak trudną sytuację i jakby nie było spadek z ligi (Ruch utrzymał się dzięki wycofaniu się Polonii Warszawa – przyp. red.). Był to chybiony strzał z mojej strony, tak się zdarza.
– Z całej kadry Widzewa znasz się chyba tylko z Maćkiem Mielcarzem. Graliście razem jeszcze w Amice Wronki.
– Z tych meczów jesiennych Widzewa, jakie oglądałem, to faktycznie osobiście znam tylko Maćka, już z nim rozmawiałem. Z boiska kojarzę też Marcina Kaczmarka. Nie sądzę jednak, żeby był to problem. W klubie są młodzi piłkarze, ambitni. Będę im służył radą i pomocą w każdym momencie. Jestem z natury otwartym człowiekiem, lubię rozmawiać.
– Masz 30 lat, więc z miejsca podniesiesz też średnią wieku w zespole. Przyda się w nim więcej rutyny.
– Tak, ten bilans się podniesie. Tak, jak mówię: u chłopaków pokłady umiejętności są, ale trzeba to zbilansować, jeśli chce się myśleć o walce o wyższe miejsca w tabeli. Jesień pokazała, że Widzew naprawdę fajnie grał, dobrze wyglądał, ale nie zdobywał punktów. Myślę, że doświadczenie, jakie wniosę może się przełożyć na konkretne sytuacje na boisku. Czasem trzeba piłkę przytrzymać, czasami szybko wybić w aut, czy poszukać jakiegoś ryzykownego zagrania, które może przełożyć się na wynik. Rutyna wtedy się przydaje, może pomóc wywalczyć punkt, który na końcu okaże się bezcenny. Liga mocno się skurczy, punkty podzielą i z całą pewnością łatwiej będzie gonić, to będzie dla nas handicap.
– Podpisałeś umowę jedynie na pół roku. To wygodne dla obu stron, jeśli spadniecie z ligi, będziesz mógł odejść. Klub też niewiele ryzykuje wiążąc się z Tobą.
– Rzeczywiście taka opcja jest najkorzystniejsza, klub i ja patrzymy na to realnie. Te pięć miesięcy, do maja, to będzie taki okres, gdzie trzeba mocno przycisnąć, chcę wykorzystać tą szansę. Widzew też nie chciał na razie rozmawiać o dłuższej umowie, bo nie wiadomo co będzie latem, jak potoczą się losy drużyny. Jak wszystko się dobrze potoczy, to utrzymamy ligę i po sezonie usiądziemy do rozmów na temat przedłużenia umowy.
– W Ruchu grałeś z dziesiątką. Masz już jakiś upatrzony numer, z jakim chciałbyś występować w Łodzi? „Dycha” jest aktualnie wolna.
– Z tą dziesiątką nie będę już szarżował. W Chorzowie mieli nawet do mnie pretensje, że grałem z numerem Mariusza Śrutwy, także niech Mariusz już śpi spokojnie (śmiech). Jak numer 24 będzie wolny, to na niego się zdecyduję, bo tego dnia urodził się mój syn, czwartego urodziła się córka. To dla mnie najważniejsze w życiu, więc taki numer wybiorę. A jak nie, to poszukamy innego.
Rozmawiał Ryan