Trudna sytuacja Bartłomieja Pawłowskiego
15 grudnia 2013, 11:31 | Autor: RyanCoraz trudniejsza wydaje się być sytuacja Bartłomieja Pawłowskiego. We wczorajszym meczu Malagi z Getafe w ogóle nie znalazł się w kadrze. Szansę na to, że Hiszpanie zdecydują się na transfer definitywny skrzydłowego maleją z każdym tygodniem choć początki wcale tego nie zapowiadały.
Bartłomiej Pawłowski nie miał łatwego startu w nowym klubie. Kiedy już pojawił się w Maladze i zaliczył pierwsze treningi, przeszedł przez okres pierwszej aklimatyzacji w nowym miejscu i kraju, okazało się, że nie może grać w oficjalnych rozgrywkach. Powodem był spór o prawa do jego karty zawodniczej, jaki z Widzewem zamierzała toczyć Jagiellonia. Sprawę – choć z duży opóźnieniem – rozwiązał wreszcie PZPN i piłkarz mógł zadebiutować w lidze hiszpańskiej. Inicjację miał wymarzoną, bowiem po przymusowym opuszczeniu spotkania z Valencią, w drugiej kolejce Pawłowski zmierzył się ze słynną FC Barceloną, i to w pierwszym składzie!
Po tamtym meczu, który Barca wygrała zaledwie 1:0, zdania o Polaku były podzielone. Część dziennikarzy zarzucała mu zapominanie o zadaniach defensywnych, a inni chwalili za to, że jako jeden z nielicznych starał się grać do przodu i z kilku dryblingów wywalczył parę stałych fragmentów. Boisko w tamtym spotkaniu Pawłowski opuścił w 62 minucie.
Cztery następne mecze Bartek przesiedział na ławce, nie wstał z niej nawet wtedy, gdy jego zespół wygrywał z Rayo 5:0. Do gry wrócił pod koniec września. Trener Berndt Schuster wpuścił go na ostatnie 19 minut wyjazdowego starcia z Valladolid, a ten po czterech minutach odpłacił mu się wyrównującą bramką (z 1:2 na 2:2), którą przez dłuższy czas zachwycała się cała Hiszpania.
Kiedy wydawało się, że pozycja Pawłowskiego po strzeleniu debiutanckiego gola w Primiera Division nabierze stabilności, ta paradoksalnie zachwiała się jeszcze mocniej. Co prawda w następnym spotkaniu przeciwko Osasunie reprezentant polskiej młodzieżówki już w przerwie został wpuszczony do gry, ale nie zyskał w oczach szkoleniowca. W kolejnym meczu przeciwko Realowi Madryt Polaka zabrakło w kadrze.
Od tamtej pory zaliczył tylko dwa krótkie występy: 26 i 18 minut w przegranych 0:5 i 1:2 meczach z Celtą oraz Bilbao. W pozostałych przypadkach albo siedział cały czas na ławce albo w ogóle brakowało go w meczowej 18-stce.
Łącznie Bartłomiej Pawłowski spędził na hiszpańskich boiskach zaledwie 170 minut (w 5 meczach). Paradoksalnie w tym sezonie więcej zdążył zagrać jeszcze w T-Mobile Ekstraklasie – dwa mecze po 90 minut. Dorobek w tych występach też jest zbliżony. Gol dla Malagi dał jej punkt, asysta w Łodzi dała pośrednio wygraną Widzewa z Zawiszą.
Trudno więc przypuszczać, aby na La Rossaleda zdecydowali się wykupić Pawłowskiego na stałe. Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż Polak nie jest faworytem Berndta Schustera, a na jego sprowadzenie do Malagi uparł się Zarząd klubu, co trener nie do końca zaakceptował. Schuster w oficjalnych komunikatach chwali Pawłowskiego, ale czym innym są wypowiedzi, czym innym boiskowa rzeczywistość. Widać, że skrzydłowy przegrywa rywalizację z kolegami z zespołu. Nie dostał nawet szansy w niedawno rozegranym meczu Pucharu Króla.
Malaga czas na transfer definitywny ma do końca sezonu. Z zapisów w umowie wynika jednak, że im szybciej się na to zdecyduje, tym bardziej jej się to opłaca. Chodzi o klauzule gwarantującą Widzewowi część zysku z późniejszego ewentualnego transferu zawodnika. Jeśli Hiszpanie nie wykupią Pawłowskiego zimą, a dopiero później, to procentowy zysk ze sprzedaży Polaka do innego klubu będzie dla łodzian dużo większy. Chyba, że nie wykupią go wcale…