Sopel (Kiełbasa) – Sędziszów

Dlaczego WIDZEW ? Sprawa prosta, jak to zazwyczaj bywa. Jako, że mieszkam daleko od Łodzi nie miałem tej komfortowej pozycji, że miłość do Widzewa zaszczepił mi brat czy ojciec. Gdy zaczynałem się interesować piłką jak każdy dzieciak chciałem być kibicem klubu, który jest najlepszy. I co miałem począć skoro na tamten okres to Widzew był najlepszą firmą piłkarską w kraju. No, była jeszcze Legia.

Jakoś nie od zawsze interesowała mnie jednak liga polska. Bardziej ciągnęło mnie do wielkiej piłki. Byłem wielkim fanem reprezentacji Brazylii. Potrafiłem wymienić cała kadrę z Mś 94 w USA. Pamiętam mecz Włochy – Brazylia i niestrzelony karny Baggio. Ale Mistrzostwa świata są co 4 lata, a ja potrzebowałem przypływu piłkarskich emocji częściej niż raz na cztery lata. Meczów Legii w Lidze Mistrzów nie oglądałem i nie pytajcie mnie czemu bo nie wiem. Nawet to i dobrze bo pewnie dziś pisałbym podobną historię, ale na stronie Legii, a nie Widzewa.

Wielki wpływ na to że dziś jestem Widzewiakiem miał mecz na Łazienkowskiej w 1996 roku, kiedy to wygrywając 2-1 z Legią po bramkach Koniarka i Szarpaka, praktycznie zostaliśmy trzeci raz w historii Mistrzem Polski. W sercu pozostały mi momenty jak kibice Legii (dziś strony Legii piszą, że było ich wtedy na meczu 19 tys.) rzucali w Widzewiaków różnego rodzaju przedmiotami. Wtedy wiedziałem, że Widzew Łódź to klub który pokocham. Jako, że Widzew został wtedy Mistrzem byłem dumny, że noszę miano Widzewiaka.

Z moich znajomych aż 5 osób było za Widzewem. Była to spora grupa jak na nasze warunki, niewielka miejscowość w województwie kieleckim [obecnie świętokrzyskie]. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że nie byli to jednak Widzewiacy, bo dziś kibicują Koronie, Cracovii i co gorsza Legii. Jednak to, co najbardziej boli to fakt wypierania się ze kiedyś nosili na piersi koszulkę ze znakiem Widzewa.

Ale wracając do wątku. Przez kolejny sezon śledziłem poczynania Widzewa, szlifowałem wiedze o historii klubu. Chciałem mieć wszystko co związane z Widzewem. Pamiętam historię jak z mamą pojechałem do Sanktuarium Pasyjno – Maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ten wyjazd jednak wspominam nie ze względów religijnych. Natchnąłem się tam na stragan, którego właściciel pośród wielu ciekawych rzeczy miał małą flagę Widzewa, 30x20cm i proporczyk. Jak się możecie domyślać mama nie miała wyjścia, musiała mi zakupić obydwa gadżety i wtedy z flaga Widzewa w ręce mogłem uczestniczyć we mszy.

Moj pokój wyglądał jak świątynia, w której czci się Widzew. Kolejny mecz z Legią, pamiętne 2:3, które dało nam drugiego z rzędu, a czwarte w historii Mistrzostwo Polski uświadomił mnie i dał mi do zrozumienia, że teraz już niema odwrotu, JESTEM WIDZEWIAKIEM. Fakt, odwrotu nie było, ale i sam nie chciałem go robić po meczach z Broendby, Borussią czy Atletico. Były to piękne lata. W Widzewie grali zawodnicy, którymi interesowały się znane firmy piłkarskie. Jednak już wtedy z Łodzi w Polskę szły niepokojące sygnały. W klubie działo się źle. Mimo to, kolejne sezony niosły z sobą kolejne mecze z wielkim klubami. Mecze z Parmą, Fiorentiną, Udinese. Może i nie przynosiły one nam trofeów czy nawet zwycięstw, ale przyciągały na stadion tłumy. Widzew stał się marką znaną w Europie.

Jednak często bywa tak, że musi w końcu przyjść przysłowiowy dołek. Nie mogę się doczekać, kiedy Widzew znów będzie MISTRZEM POLSKI. Chciałbym, by nastąpiło to jak najszybciej, bym mógł z uśmiechem na twarzy i z lekka pogarda patrząc w oczy moich kolegów [Wiślaków, kibiców Korony, Cracovii, Legionistów] powiedzieć MISTRZEM POLSKI JEST WIDZEW.

Dziś tez nieraz po głowie chodzą mi myśli KIM BYŁBYM DZIŚ GDYBYM WTEDY OGLĄDAŁ MECZE LEGII W LIDZE MISTRZÓW I KIM BYŁBYM GDYBYM NIE BYŁ WIDZEWIAKIEM.

Sopel (Kiełbasa) – Sędziszów