Kingusia – Piotrków Tryb.
Dlaczego Widzew ? Na to pytanie nie ma jednoznacznej, prostej odpowiedzi. Z miłością to już tak jest… przychodzi nagle, nie wiadomo skąd, a pozostaje do końca życia. Tak właśnie było ze mną.
Na pierwszy mecz Widzewa zabrał mnie tata. Postanowił wraz ze swoim kolegą przypomnieć sobie swoją młodość na Widzewie. Zabrali mnie, a ja nie bardzo wiedziałam czy chcę tam jechać… bałam się tego wszystkiego, co dzieje się na stadionach, bo w telewizji, jak to w telewizji straszne bajki o meczach w naszym kraju opowiadają. Pojechałam więc, ale nie była to najprzyjemniejsza jazda, gdyż przez całe 45 km musiałam siedzieć u taty na kolanach. Ale wracając z meczu nic mi już nie przeszkadzało. Już wiedziałam! Wiedziałam, że znalazłam miłość na całe życie i nawet niewygodna jazda nie była mi straszna. Co prawda mało zwracałam uwagę na to, co działo się na boisku… nie wiedziałam wtedy nawet tego z kim Widzew gra… A był to remisowy mecz (1-1) z Lechem Poznań (sezon 2003/2004, 21 września, godz. 19, 11 tyś.). Był to początek tego sezonu, po którym Widzew spadł do II Ligii. Podczas tego meczu siedziałam na prostej. Teraz wiem, że nie był to doping najlepszy z możliwych, ale ja byłam tym zachwycona, aż zaniemówiłam z wrażenia. Do tamtego dnia niewyobrażalne było dla mnie, że kilka tysięcy ludzi nie ważne w jakim wieku, jakiej płci i o jakiej pozycji społecznej, potrafi się zjednoczyć w jednym miejscu i tak dopingować jakikolwiek zespół na świecie. W telewizji rzadko widać dopingujących kibiców, więc nie spodziewałam się czegoś takiego. Stałam tam jak zaczarowana, klaskałam i śpiewałam. Aż wstyd się przyznać, ale na początku śpiewałam złe słowa, teraz oczywiście już takich gaf nie popełniam, ale śmiać mi się chce jak ludzie dużo starsi ode mnie źle śpiewają. Od meczu z Lechem staram się jak najczęściej jeździć na Widzew… nie zawsze mi się udaje być na meczu, ale bardzo się staram. Teraz już jednak nie siedzę na prostej… gdy pierwszy raz usiadłam pod zegarem… to było jak porażenie piorunem, coś wspaniałego, coś niesamowitego i nie zrozumiałego dla szaraczków, którzy nigdy nie byli na meczu. Takich momentów się nie zapomina, zostają w naszej pamięci na zawsze. Ludzie się dziwią czemu tak uwielbiam jeździć na mecze, ja nie potrafię tego wyrazić słowami, trzeba poczuć tą atmosferę, aby się dowiedzieć, że to jest coś wyjątkowego. Wiem jedno, kiedy stoję pod zegarem rozumiem co znaczy „Wiara spod Zegara”, czuję wtedy, że to jest to miejsce, w którym powinnam w tym momencie być !
Niesamowicie cieszę się, że gdy zaczęłam się interesować Widzewem i ogólnie piłką nożną, nie odstraszyła mnie jego słaba gra i spadek do II Ligii, że potrafiłam nadal trwać przy ukochanym klubie, przychodzić na mecze, zdzierać gardło śpiewając, a potem do późnej nocy uczyć się. Czuję się dzięki temu dużo lepszym kibicem, jak i lepszym człowiekiem, bo w ten sposób udowodniłam dogryzającym mi kolegom, mamie, jak i samej sobie, że posiadam ten Widzewski Charakter, że potrafię podnieść się po porażce, uparcie dążyć do celu i walczyć do końca tak jak robi to drużyna z klubu przy Al. Piłsudskiego. Gdy jestem na Widzewie to wiem, że kibice są dumą Widzewa, gdyż kibice czerwono-biało-czerwonych są niepowtarzalni i jedyni w swoim rodzaju i wiem, że ja do końca życia będę kochać tylko jeden klub Widzew Łódź. Jeszcze lepsi, jeszcze więksi – Widzew Łódź.
Kingusia – Piotrków Tryb.