Friedrich – Łódź

Dlaczego Widzew ??? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Przynajmniej w moim przypadku. Moja miłość do tego klubu dojrzewała powoli, aż w końcu eksplodowała na przełomie 19992000 roku. Jestem stosunkowo młodym kibicem. Nie mam wielkich osiągnięć związanych z ruchem kibicowskim. W dzieciństwie nie interesowała mnie piłka nożna.
W latach dziewięćdziesiątych dużo mówiło się o bójkach na stadionach, dużo było incydentów z wyrywaniem ławek, krzesełek i rodzice po prostu nie puszczali mnie na mecze. Do 15 – 16 roku życia byłem telewizyjnym kibicem i miłość do Widzewa dopiero we mnie dojrzewała. Oczywiście wcześniej zdarzało mi się chodzić na mecze, jednak nie było w tym nic z kibicowania, raczej z ciekawości. Oczywiście w pamięci mam mecz z 1997 roku :) Do dziś pamiętam jak przed blokiem kolesie słuchali z radia samochodowego i ich łzy gdy było 2:0 i 5 minut do końca…. Nie zdążyłem wejść na górę do mieszkania jak całe osiedle zagrzmiało jeden, drugi i trzeci raz ! Widać i słychać było tłuczone szkło butelek i kieliszków, strzelające korki szampanów… Po piętnastu minutach z bloków zaczęły wypływać rzesze ludzi gnających do „Trumienki” (lokal z tradycjami) a później na Pietrynę. Dlatego kolejnych pojedynków z Legią nie zamierzałem opuszczać. Mecz z Legią (3:2) wspominam równie dobrze. Pamiętam pierwszą bramkę dla Widzewa i jęk zawodu gdy sędzia jej nie uznał, oraz zmarnowany rzut karny… Mimo to, tamto zwycięstwo nie było jakimś wielkim wydarzeniem w moim życiu. Ale nie byłoby mojej miłości do Widzewa gdyby nie… ŁKS. Wspaniałe derby, które swoją drogą również spędzane przy radiu, były chyba decydujące w mojej dalszej karierze kibica. Rok wcześniejszy – 1998 to jednak sezon „wielkiej smuty”. Pamiętam jak snułem się Pietryną a w pubach śpiewano, że klub, który niekoniecznie darzyłem wielką sympatią, zdobył Mistrzostwo Polski. Na domiar złego odchodzi ktoś, kogo nazwisko było synonimem słowa Widzew. Ostatni mecz i pełen stadion kibiców prosi Franka Smudę by nie odchodził. Niestety. Kolejne sezony to upadek Widzewa pod względem sportowym (mały jeszcze epizod w pucharach) i rozkwit mojego życia kibicowskiego. Zresztą, jaki tam ze mnie kibol był ;) Mały szczeniak jeszcze byłem i nie łapałem klimatu. Źle trafiłem w swoim towarzystwie, bo właściwie każdy deklarował się jako wielki fanatyk Widzewa, ale pójście na mecz z takim delikwentem było nie lada wyczynem i czasem wymagało cudu. Musiałem chodzić sam… co z uwagi na informacje płynące z mediów, napawało mnie obawą o zdrowie i życie. ;) Pierwszy szal dostałem dopiero w 1999 roku, a był to jednostronny z serii wydanej w 1997 roku. Mam go do dzisiaj, do dzisiaj nosze go na mecze, a dostałem go od… „Mikołaja” :) i to był przełomowy moment w mojej, jakże skromnej, karierze kibica. Od tego czasu na meczu starałem się pojawiać regularnie. I tak właśnie doszło do zadomowienia się w moim sercu Widzewa. Teraz nastąpiła wielka eksplozja! Coś co się ze mną stało nie da się opisać zwykłymi słowami.

Na meczyk wiadomo 85, no teraz już 64 z Czajkowskiego, na meczu kiełbaska i bułeczka :) Z prostej przeniosłem się pod zegar, gdzie zawsze jest o wiele lepsza atmosfera. Kilka osób z mojej klasy ujawniło się ze swoimi wypadami na mecze (Iwonka, Ewelinka, Jonasz). Z czasem zacząłem poznawać ludzi „ze stadionu”. Okazało się, że mimo niekiedy słabej prezencji ;) to bardzo wartościowe osoby. Wiadomo najważniejsze były mecze z Legią i ŁKSem. Wtedy właśnie te wspaniałe zwycięstwa: 3:2 i brameczka Gęsiora w 91 minucie czy prawdziwy pogrom (5:0) zgotowany „rodowitej szlachcie”, blask i zapach rac, duszący dym świec dymnych, kartoniki, flagi, zabawa, krzyk, łzy po porażce i łzy szczęścia po zwycięstwie, widzewski charakter, dzięki któremu Widzew potrafił wygrać czy choćby napędzić stracha nie jednej europejskiej drużynie, wspaniałe pojedynki z Wisłą Kraków – pewniaków do mistrzostwa, którzy dostawali na Widzewie 1:0, 3:0, 3:2… sprawiły, że z Widzewem zostanę już na zawsze. Teraz poznałem więcej ludzi związanych z WIDZEWEM. Mimo nieporozumień łączy nas jednak miłość do naszego klubu. „Jerzy” ;) albo „Trumienka” pękają w szwach po każdym spotkaniu, gdzie z przyjemnością można wypić pomeczowe piwo, albo dwa, albo…, ;) powspominać lata świetności Widzewa i poobiecywać sobie, że zrobimy wszystko, by czasy te wróciły… Dlatego Widzew jest dla mnie taki ważny, chyba właśnie DLATEGO WIDZEW… !
Friedrich – Łódź