J. Bayer: „Moje losy w Widzewie były różne”
29 marca 2018, 16:17 | Autor: RedakcjaDo Widzewa przychodził jako reprezentant Polski. Oczekiwano, że ten wysoki napastnik swoimi golami zapewni walkę o mistrzostwo. Mimo zachowania skuteczności, widzewiacy z nim w składzie spadli z ligi. O swoim pobycie w Łodzi opowiedział nam nieco zapomniany Jacek Bayer.
– Przez długi czas był pan związany z Jagiellonią. Ponadto otrzymał pan powołanie do reprezentacji jako pierwszy piłkarz z tego klubu. Jak pan wspomina ten wyjazd, biorąc pod uwagę, jak wielcy piłkarze byli w tamtej reprezentacji, między innymi Włodzimierz Smolarek?
– To było wielkie zaskoczenie, ponieważ dostałem powołanie od razu do pierwszej reprezentacji. Można to uznać za pokłosie mojej dobrej gry w drugiej lidze, gdzie strzelałem dużo bramek i byłem królem strzelców po pierwszej rundzie. Myślę, że nie tyle chciano mi dać szansę do grania, bo sam w to nie wierzyłem, ale zobaczyć jak to wygląda, poobserwować. Tak się złożyło, że miałem okazję, jako zawodnik drugoligowy, spotkać się na zgrupowaniu przed meczem eliminacyjnym do mistrzostw Europy z ludźmi, których podziwiałem w telewizji. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Jest to coś, czego się nie zapomina.
– Miał pan szczęście do spotykania legend Widzewa. W kadrze Włodzimierz Smolarek, a w Łodzi, jako piłkarz, współpracował pan z legendarnym prezesem, Ludwikiem Sobolewskim. Jak pan wspomina tę postać?
– Oczywiście zagranie razem przez czterdzieści pięć minut z Włodzimierzem Smolarkiem było dla mnie ogromnym wyróżnieniem, pomijając jaki to był mecz oraz w jaki sposób się zakończył. To była dla mnie wielka sprawa, przeżycie, którego się nie zapomina. Jeśli chodzi o drugą część pytania, do Widzewa ściągnął mnie prezes Brzozowski. Potem nastąpiły zmiany organizacyjne i współpracowałem z panem Sobolewskim. Był to człowiek na poziomie. Miałem z nim parę rozmów i powiem szczerze, wspominam go dobrze, mimo że ta nasza współpraca układała się, jak się układała. Moje losy w Widzewie były różne. Wspominam zarówno dobre momenty, jak i trudniejsze. Rozstanie z Widzewem nie było takie, jakbym sobie wymarzył, ale tak się stało.
– Czytałem w wywiadach z panem, że po tym spadku i kontuzji, której pan doznał, chciał pan wrócić do Jagiellonii.
– Ja powiem trochę inaczej. To było tak, że przychodząc do Widzewa, podpisałem kontrakt na dwa albo trzy lata. Mówiąc szczerze, pierwsza runda, mimo niskiego miejsca w tabeli, była dla mnie niezła. Strzeliłem siedem bramek i zostałem najlepszym strzelcem w drużynie. Już wtedy pan Sobolewski chciał przedłużyć mój kontrakt i rozmawiał o tym ze mną. Coś we mnie widział, również możliwość dalszej współpracy. Momentem przełomowym, najważniejszym związanym z Widzewem, była ta nieszczęśliwa kontuzja. Ciekawostką jest, że odniosłem ją w meczu sparingowym z Jagiellonią. To w ogóle jest takie zapętlenie. Uraz został źle zdiagnozowany, bo okazało się, że miałem pękniętą „strzałkę”, a prześwietlenie tego nie wykazało. Trenowałem na pół gwizdka, przed samą ligą wyszedłem na sparing, w czterdziestej piątej sekundzie kość mi pękła. Niestety to był tak długi rozbrat z piłką, że w rzeczywistości wróciłem do gry dopiero na pięć ostatnich spotkań, gdzie szansa na utrzymanie była niewielka. Żałuję bardzo, że nie mogłem uczestniczyć w spotkaniach od początku do końca w rundzie rewanżowej, bo myślę, że też bym pomógł trochę kolegom z drużyny w walce o utrzymanie. A tak, wróciłem w momencie, gdy prawie wszystko było rozstrzygnięte. Zdążyłem jeszcze tylko strzelić dwie bramki. Zostałem na początek drugiej ligi, a szkoleniowcem był Paweł Kowalski. Nasza współpraca z trenerem niezbyt dobrze się układała. Były takie historie i zawirowania, że w pewnym momencie spakowałem się i wróciłem do domu. Były jeszcze prośby, żebym wrócił, dzwoniono do mnie. Tak się złożyło, że w momencie, gdy się zdecydowałem, żeby wrócić, zadzwonił do mnie Jurek Leszczyk, były piłkarz Widzewa, z którym grałem w Jagiellonii. Zaprosił mnie na testy do Belgii. Znalazłem klub, który chciał za mnie wyłożyć pieniądze, ale niestety Widzew postawił zaporową cenę. Wtedy nasze wspólne drogi się zakończyły. Byłem młody, krnąbrny, byłem kawalerem, a to też miało znaczenie. Żałowałem bardzo, że mnie tak potraktowano, że nie dano mi szansy odejść do tej Belgii. Nie grałem w piłkę prawie rok czasu.
– Teraz wiadomo, skąd czuć pewien uraz w wywiadach na temat Widzewa. Przed chwilą powiedział pan, że wrócił na ostatnie kolejki i nie było praktycznie szans na utrzymanie. Miało miejsce jednak spotkanie, które mogło przedłużyć Widzewowi szanse na utrzymanie, czyli mecz z ŁKS. Dziennikarze w całej Polsce zastanawiali się czy ŁKS nie odda tego spotkania Widzewowi. W poprzednich latach zdarzało się, że Widzew pomagał lokalnemu rywalowi i ratował go przed spadkiem. Jak pan wspomina ten mecz? Z wypowiedzi byłych widzewiaków wynika, że ich lokalni rywale wyszli zmotywowani, jakby grali o mistrzostwo Polski, mimo że o nic nie walczyli.
– Będąc w Widzewie, grałem w pierwszym meczu derbowym. Wtedy trenerem był Janek Tomaszewski. W drugich derbach już nie grałem, bo wróciłem w samej końcówce sezonu, o ile dobrze pamiętam w meczu z Górnikiem Zabrze. Nie wiem, czy byłem na tym meczu, bo rehabilitowałem się w Białymstoku. Pamiętam to pierwsze spotkanie, kiedy zremisowaliśmy u nas 1:1, a atmosfera była niesamowita. Kto nie grał nigdy w derbach, ten nie zdaje sobie sprawy, jaki to jest mecz. O podwójnym wymiarze ryzyka, jak ja to mówię. Furczało, było bardzo ostro, mimo że znaliśmy się z chłopakami. Gdy byłem zawodnikiem Widzewa, spotykaliśmy się z Jackiem Ziobrem czy Piotrkiem Sobczyńskim. Jednak na boisku ten mecz derbowy wyzwalał całkowicie inne odczucia. Walka była ostra i myślę, że ŁKS po prostu nie odpuścił. Grali normalnie na całego i dla swoich kibiców, także nie ma co się temu dziwić.
WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:
Do tej pory nie mogę zrozumieć jak mogli spaść
Jesli pilkarze wybieraja trenerow to rezultat jest wiadomy. Gdyby Prezes zostal na staniwisku a O. Lenczyk kontynuowal prace to starsi zawodnicy (Wraga, Kaminski i spolka) nie zostaliby w Widzewie ale Widzew zostalby w ex. Widzew w 87 mial byc odmlodzony do tego nie doszlo, w rezultacie pewny spadek juz po jesieni 89
To Wiesiu Wraga z ekipa zwolnili Oresta w 1988, ktorego zastapil dotychczasowy asystent Andrzej Grebosz. On wprowadzil system z 3 obroncow, czego Widzew wczesniej nigdy nie gral. Latem 1989 odeszlo kilku kluczowych graczy, ktorych nie udalo sie zastapic, a kilku starszych zawodnikow poczulo zbytnia pewnosc siebie. No i sie zaczelo: Motor 0:2, Ruch 0:3 Legia 1:3 itd itp Jacek Bayer byl akurat postacia mocno pozytywna w tym sezonie, przynajmniej w I rundzie. Pozdrowienia p. Jacku!