39 lat temu Widzew sięgnął po jedyny Puchar Polski!

26 czerwca 2024, 10:41 | Autor:

Równo 39 lat temu piłkarze Widzewa Łódź sięgnęli po swój pierwszy i jak dotąd jedyny Puchar Polski. W obecności 10 tysięcy widzów na stadionie Legii Warszawa łódzka drużyna po rzutach karnych pokonała GKS Katowice. Poniżej przypominamy tamto wydarzenie!

Widzew jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich klubów piłkarskich. Cztery tytuły mistrzowskie i siedem wicemistrzowskich dają mu zaszczytne miejsce w ścisłej czołówce tabeli wszech czasów Ekstraklasy. Prawdziwą sławę przyniosły mu jednak występy na arenie międzynarodowej. Pasjonujące boje z potęgami Europy lat 80. i 90. dały łodzianom kibiców w całej Polsce. Ciekawostką jest jednak to, że drużyna z robotniczego miasta nigdy nie miała szczęścia w rozgrywkach Pucharu Polski. Czerwono-biało-czerwoni wygrali go tylko jeden, jedyny raz. Właśnie trzydzieści osiem lat temu.

Sezon 1984/1985 rozpoczął się dla łodzian 11 sierpnia. Przed własną publicznością zremisowali bezbramkowo ze Śląskiem Wrocław. Później było już lepiej, wygrali m.in. derby na ŁKS. Na ścieżkę pucharową zespół prowadzony przez Bronisława Waligórę wszedł dopiero na początku września. Pierwszy mecz miał być spacerkiem oraz nieco poważniejszym sparingiem… i był. Egzotyczna Jadowniczanka Jadowniki została rozbita na swoim boisku aż 7:1, a hat-trickiem popisał się „idol” łódzkiej publiczności – Dariusz Dziekanowski. W 1/8 finału zadanie również nie było trudne. Widzewiacy 3:0 wygrali na wyjeździe z Piastem Nowa Ruda i pewnie awansowali do ćwierćfinału.

Tam poprzeczka ustawiona była już znacznie wyżej – na RTS czekał Lech, który ligowy sezon skończył później na czwartym miejscu. Pierwszy mecz w Poznaniu był zacięty, ale goli nie przyniósł. Dopiero w rewanżu przy ówczesnej ul. Armii Czerwonej 80 podopieczni Waligóry dali popis gry. Pokonali „Kolejorza” 3:1, a znów błysnął Dziekanowski, autor dwóch goli. W półfinale Widzew los skojarzył z Górnikiem. Pierwsze spotkanie w Łodzi i wysoka wygrana gospodarzy (3:0) sprawiły, że na rewanż do Zabrza drużyna jechała na wycieczkę. Mecz był jednak trudny. Mimo, że goście po golu Marka Dziuby w 6. minucie wyszli na prowadzenie, zabrzanie zdołali strzelić trzy bramki i wygrać. Do awansu jednak nieco im zabrakło.

Na finał Widzew jechał w roli zdecydowanego faworyta, ale trener miał powody do zmartwień. W lidze zespół zawodził, nie wygrał pięciu ostatnich spotkań w sezonie, a do tego na koniec rozgrywek przegrał u siebie ze wspomnianym Górnikiem. Trzy kolejki wcześniej podejmował też katowiczan i tylko zremisował 1:1. Innym powodem do niepokoju była sytuacja kadrowa (w finale przeciwko GKS nie mogli wystąpić m.in. Piotr Romke czy Jerzy Wijas) oraz ciężka atmosfera w szatni (konflikt na linii DziekanowskiSmolarek). Mimo to, opinia publiczna koronowała widzewiaków już przed zawodami.

Mecz finałowy, rozegrany w Warszawie, był wielkim wydarzeniem również dla kibiców. Już wcześniej byli oni dobrze zorganizowani i aktywni, ale na wyjazdy jeździli w niezbyt oszałamiających liczbach. Dopiero spotkanie w stolicy, na stadionie znienawidzonej Legii, wyzwoliło sporą mobilizację i „Czerwona Armia” ustanowiła na tamten czas swój rekord wyjazdowy. Łodzianie pojawili się na trybunach w dwa tysiące osób, co było na tamte lata wynikiem imponującym. Razem z nimi podróżowali fani Ruchu Chorzów i ówczesny zgodowicz – Lechia Gdańsk. Były też delegacje innych przyjaciół z tamtego okresu – Wisły Kraków i Jagiellonii Białystok. Widzewiacy zajęli trybunę pod zegarem, a nie od strony Torwaru, gdzie wtedy lokowano gości. Pozostałe miejsca na obiekcie opanowane były przez fanów GKS i przede wszystkim legionistów, którzy nie chcieli przegapić takiego wydarzenia.

Łódzka publika nie miała jednak powodów do dumy, patrząc na boiskowe wydarzenia. Faworyzowani łodzianie grali słabo, Dziekanowskiemu przestało się chcieć, a Smolarkowi przestało wychodzić. Na przerwę oba zespoły zeszły z bezbramkowym wynikiem, co dodawało otuchy Ślązakom i odbierało pewność siebie utytułowanym piłkarzom z Łodzi. Po zmianie stron sytuacja nie uległa zmianie – Widzew atakował, ale bez ładu i składu, a „Gieksa” wyczekiwała końca regulaminowego czasu gry. Do rozstrzygnięcia triumfatora potrzebna była więc dogrywka i kibice coraz bardziej martwili się, czy drużyna zdoła wygrać. W przeciwnym razie naraziłaby się na szyderczy śmiech całej Polski. Dodatkowe trzydzieści minut nieoczekiwanie także nie przyniosło zmiany rezultatu i sędzia nakazał strzelać karne.

Jedenastki były egzekwowane na bramkę, za którą znajdował się sektor z kibicami z Katowic. Mimo to, na wysokości zadania stanął bramkarz Widzewa, Henryk Bolesta. Gdyby okazał się gorszy od swojego vis a vis, łódzki klub nigdy w swej wielkiej historii nie zdobyłby Pucharu Polski. Okazało się inaczej, Bolesta dał się pokonać z jedenastu metrów tylko raz, a do tego sam strzelił decydującego karnego! Wynik konkursu brzmiał 3:1 dla faworytów. Widzew sięgnął po swoje pierwsze i jak dotąd jedyne pucharowe trofeum.

Widzew Łódź – GKS Katowice 0:0 pd. k. 3:1

Widzew:
Bolesta – Przybyś, Wójcicki, Dziuba (92′ Kuniczuk), Kamiński – Leszczyk, Podsiadło, Myśliński, Świątek (54′ Kasperkiewicz) – Dziekanowski, Smolarek

GKS:
Sput – Matys, Piekarczyk, Zając, Kapias, Morcinek (75′ Hetmański), Krzyżoś, Łuczak, Rzeszutek (64′ Chmaj), Biegun, Furtok

Widzów: 10 000

Sędzia: Andrzej Libich (Warszawa)

Droga Widzewa do trofeum:

1/16 finału: Jadowniczanka Jadowniki – Widzew Łódź 1:7 (Dziekanowski x3, Wójcicki x2, Smolarek, Kajrys)
1/8 finału: Piast Nowa Ruda – Widzew Łódź 0:3 (Leszczyk x2, Dziekanowski)
1/4 finału (I mecz): Lech Poznań – Widzew Łódź 0:0
1/4 finału (II mecz): Widzew Łódź – Lech Poznań 3:1 (Dziekanowski x2, Smolarek)
1/2 finału (I mecz): Widzew Łódź – Górnik Zabrze 3:0 (Wijas, Dziuba, Dziekanowski)
1/2 finału (II mecz): Górnik Zabrze – Widzew Łódź 3:1 (Dziuba)
finał: Widzew Łódź – GKS Katowice 0:0 pd. k. 3:1

Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ZAWSZE TYLKO WIDZEW
4 miesięcy temu

A zaczęło się wszystko od meczu z Jadowniczanką, o którym to jest fajny dokument :https://m.youtube.com/watch?v=WfMv0jY7_zo
Jeden z komentarzy pod filmem brzmi tak :Dudek Józef (Szafa) grałem w tym meczu z nr 2 na prawej obronie. Miałem za zadanie powstrzymać Włodzimierza Smolarka. Uciekł mi dwa razy i strzelił dwie bramki. Jak go faulowałem to mówiłem mu : Panie Wlodku przepraszam, a on do mnie: masz grać, a nie przepraszać, rób wszystko, żebym wam więcej nie strzelił. Super gościu. Nie wywyższał się, chociaż mógł, bo był świetnym piłkarzem. Super zrobiony reportaż.

Last edited 4 miesięcy temu by ZAWSZE TYLKO WIDZEW
B69
4 miesięcy temu

A można było powtórzyć w tym roku, ale ci sędziowie….

Grzesiek
4 miesięcy temu

Nie mieliśmy szczęścia to w meczu w Krakowie w ostatniej jego edycji, gdzie Nas oszukał sędzia… To raczej zwykle przedkładaliśmy ligę ponad puchar, tak bym powiedział, w przeciwieństwie do np. Legii czy GKS-u, ten zaś zostawiając maluczkim. Najlepszym potwierdzeniem tego był sezon 95/96, kiedy to w lidze nie było bata na Nas, a w pucharze… oczywiście przegrana z Bełchatowem tydzień po słynnej wiktorii na ległej, za co słusznie wściekał się „Franz”, bo powinniśmy wtedy ustrzelić dublet… Trochę szkoda, bo brakuje teraz Widzewowi osiągnięć w tych rozgrywkach, a dziś żal tym bardziej, że to z PP najprostsza droga do europejskich pucharów,… Czytaj więcej »

Last edited 4 miesięcy temu by Grzesiek
3
0
Would love your thoughts, please comment.x