28 lat temu Widzew awansował do Ligi Mistrzów!
21 sierpnia 2024, 08:56 | Autor: RyanDokładnie dwadzieścia osiem lat temu wszyscy kibice Widzewa Łódź przeżyli jeden z najpiękniejszych wieczorów w historii klubu, przynajmniej tej najnowszej. 21 sierpnia 1996 roku drużyna z al. Piłsudskiego przegrała na wyjeździe z duńskim Broendby Kopenhaga, ale wystarczyło to, aby awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów!
Widzewiacy, po zdobyciu trzeciego w historii mistrzostwa kraju, do spotkania z Duńczykami przystępowali pełni optymizmu. Pierwsze starcie zostało rozegrane przy al. Piłsudskiego. Do przerwy na tablicy widniał bezbramkowy remis, ale w drugiej połowie sytuacja zrobiła się fantastyczna. Po golach Jacka Dembińskiego oraz Sławomira Majaka gospodarze prowadzili bowiem 2:0! Niestety, jedenaście tysięcy widzów obejrzało tego wieczora jeszcze bramkę dla Broendby, autorstwa Ole Bjura, przez którą sytuacja zrobiła się bardzo nerwowa.
Na wyjazd podopieczni Franciszka Smudy jechali pełni obaw. Zdaniem ekspertów, drużyna z przedmieść Kopenhagi miała przed własną publicznością przycisnąć rywali i bez większych problemów awansować. Zespołowi z północy Europy wystarczało zwycięstwo jednym golem, jednak już po czterdziestu pięciu minutach prowadzili 2:0, gdy do siatki trafili Peter Moller oraz ponownie Bjur. Liga Mistrzów zaczynała się zatem wymykać z rąk. Obraz tragedii pogłębił się zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy. Gdy tuż po wznowieniu gry Macieja Szczęsnego pokonał Kim Vilfort zdawało się, że marzenia trzeba będzie odłożyć na kiedy indziej.
Po raz kolejny dał jednak o sobie znać słynny „widzewski charakter”! Nie mając nic do stracenia, goście ruszyli do ataku. Bardzo szybko przyniosło to efekt. W 56. minucie honorową – przynajmniej tak się zdawało – bramkę zdobył Marek Citko. Do wyeliminowania przeciwnika Widzew potrzebował jeszcze jednego trafienia, ale musiał myśleć także o obronie. Jedna kontra Broendby zamknęłaby bowiem zawody. Kierowana przez Tomasza Łapińskiego defensywa łodzian jednak wytrzymała, a nagrodą za trud i nieustępliwość była akcja z 88. minuty, gdy w dużym zamieszaniu piłkę do duńskiej bramki posłał Paweł Wojtala!
Rezultat 3:2 sprawił, że miejscowi całkowicie się otworzyli. Mało brakowało, a przyjezdni doprowadziliby dzięki temu do remisu! Po szybkiej kontrze świetną okazję zmarnował jednak Dembiński. Mimo nerwowej końcówki i starań gospodarzy, więcej goli już nie padło. Widzew przegrał z Broendby, ale mógł cieszyć się z historycznego awansu do magicznej Champions League, w której występowało wówczas jedynie szesnaście zespołów, w tym sami mistrzowie!
Do annałów polskiego futbolu przeszedł nie tylko sam awans. W pamięci kibiców zapisał się także radiowy komentarz autorstwa Tomasza Zimocha, który wykrzykiwał w kierunku prowadzącego tamto starcie Ahmeta Cakara słynne „Turku, kończ ten mecz!”. Dziś mija dwadzieścia osiem lat od tamtego cudownego wieczora.
Broendby IF – Widzew Łódź 3:2 (2:0)
31′ Moeller, 44′ Bjur, 48′ Vilfort – 56′ Citko, 88′ Wojtala
Broendby:
Krogh – Colding, Eggen, P. Nielsen, Skarbalius – Bjur, Vilfort (73′ Daugaard), A. Nielsen, Ravn – Bagger (66′ Sand), Moller (85′ Hansen)
Rezerwowi: Andersen – Bjerregaard
Trener: Ebbe Skovdahl
Widzew:
Szczęsny – Wojtala, Łapiński, Michalczuk, Szymkowiak (61′ Bajor) – Wyciszkiewicz (46′ Dembiński), Czerwiec, Majak, Michalski – Siadaczka (74′ Szarpak), Citko
Rezerwowi: Muchiński – Zając
Trener: Franciszek Smuda
Żółte kartki: Bagger, A. Nielsen – Wyciszkiewicz, Michalski, Bajor
Sędzia: Ahmet Cakar (Turcja)
Widzów: 19 000
Piekne czasy, ktore juz nie wroca. Az sobie obejrze raz jeszcze skrot, moze tym razem Dembinski trafi do bramki i ustali wynik na 3:3.
Fajnie wspomnień czar. Ale żyjmy tu i i teraz… Czas pisać swoją historię! Uważam, iż jeśli mamy ambicję to powinniśmy w tym sezonie postawić wszystko na jedną kartę (puchar Polski). To jest najłatwiejsza droga od pucharów i tego by się pokazać na tle innych zagranicznych zespołów! Jest to jakiś sukces, jest to promocja, jest to magnes na sponsorów, jest to kasa z dnia meczowego, jest to kasa z transmisji w TV, jest to promocja zawodników… W lidze nie dopchamy się do miejsca premiującego grę w pucharach! Nie ma szans! 9/8 miejsce to max i realny potencjał tego zespołu. Tak więc… Czytaj więcej »
Pamięć takich wydarzeń oczywiście pozostaje. Szkoda tylko, że co roku wspominamy, a od wielu lat brak bieżących sukcesów. Ile można żyć historią?
Chyba od dekad a nie lat ,od 25 lat
Ilekroć oglądam, zawsze wzrusza mnie komentarz Zimocha. Piękne chwile.
Pamiętam oglądałem w tv przez to będę żył 10 lat mniej akceptuję bo to jest WIDZeW!!!!!!!
E tam ja przez takie emocje i adrenalinę czuję że mogę żyć dłużej
Najpiękniejszy i najbardziej ekspresyjny komentarz w historii polskiej piłki klubowej. Mina dunczyka z mopem na głowie po bramce bezcenna i , że Turek mnie popycha:)))
Mieszkałem wtedy na retkini, a że nie było nas mało kibicow Widzewa na retce, po bramce słychać było radość w blokach, na balkonach naszych kinicow.
Ta na pewno waszych ,po prostu zwykłych ludzi którzy pewnie sie cieszyli z tego że Polski klub strzela gola w LM,tak samo pewnie wielu w całej Polsce i w Łodzi kibicowało Legi gdy grał w LM za czasów Pisza ,Bednarza itp
Beka ,załaduj się w bekę najlepiej z wapnem.
I masz rację i nie masz racji. Byli tacy, co kibicowali ległej w LM, ale chociaż trudno to sobie dzisiaj wyobrazić kibice Widzewa na Retkini to nie były pobunkrowame jednostki, tylko było ich całkiem sporo, podobnie, a nawet ilościowo lepiej rzecz się miała na Teofilowie… A Ty idz się cieszyć zwycięstwem w Grodzisku, a nie przesiadujesz na stronach rywala… Co Wy byście bez Widzewa zrobili w swoim marnym życiu?!
Ja sam kibicowałem Lechowi gdy grał z Juve czy Manchesterem City, czy Wisłe Kraków w latach 2000 w pucharach europejskich ,wiadomo to są polskie kluby i gdy im dobrze idzie na arenie międzynarodowej to im kibicowało większość Polaków w tym kibice innych klubów.
To była prawdziwa LM , z mistrzami krajów nie to co obecne , komercyjne gówno z drużynami które nigdy mistrzami nie były i pewnie nie będą
Ostatnia formułą, która miała cokolwiek wspólnego z Liga Mistrzów była ta, gdzie dopuszczano jeszcze vicemistrzow, ale to co jest teraz, to jest jak to pięknie napisałeś komercyjne gówno…
I „tylko” głównego architekta tego sukcesu niestety nie ma już wśród Nas…
Myślcie, co chcecie, ale choć specjalnie wierzący nie jestem, sądzę, iż było jednak coś nadprzyrodzonego wtedy w tym Naszym awansie, podobnie jak jeszcze w paru innych świetnych zwycięstwach, jak choćby z ległą odniesionych za czasów Trenera Smudy, co czynił cuda i chcę wierzyć, że jest też teraz coś metafizycznego w tym Jego odejściu…
Jeszcze raz CZEŚĆ TWEJ PAMIĘCI FRANEK — DZIĘKUJEMY!!!