Żabieniec – Łódź
Dlaczego piłka nożna, dlaczego Widzew !? To z pozoru proste pytanie dla każdego kibica piłkarskiego, kibica łódzkiego Widzewa oznaczać może zupełnie coś odmiennego i dlatego warto je zadać sobie samemu. W moim przypadku była to przede wszystkim w pierwszej kolejności fascynacja grą jaka była piłka nożna, co wynikało z sukcesów drużyny Kazimierza Górskiego najpierw w spotkaniu z Anglią na Wembley, a potem na mistrzostwach Świata w 1974r w NRF-ie oraz tego, że mój ojciec również pasjonował się tą grą i całym sportem. Gdy Widzew wszedł do pierwszej ligi w sezonie 1975/76 poszedłem z nim na swój pierwszy mecz na Widzew (czuł jakąś sympatie do tego klubu). Przeciwnikiem była chyba Wisła Kraków, ale dokładnie nie pamiętam, bo byłem wtedy bardzo, bardzo młodym chłopakiem i najbardziej utkwiło mi z tego pojedynku to, że świeciło słońce, a boisko było pokryte piękną, zieloną trawą i czułem coś fascynującego, gdy piłkarze rozgrywali na nim mecz. Stadion był raczej zaniedbany, z małymi trybunami i starą drewnianą halą od strony dzisiejszej ulicy Piłsudskiego (dawniej Armii Czerwonej), w której sprzedawano bilety. Do kas wchodziło się po drewnianych, małych schodkach, w których oprócz biletów można było kupić program meczu. Spodobało mi się to bardzo, bowiem było to zupełnie inne doświadczenie niż to z przed telewizora. Mogłem na żywo odczuć to czego nigdy nie można przeżyć przed ekranem. Od tego czasu „molestowałem” ojca, który czasami zabierał mnie na jakiś mecz. Gdy w 1977r. Widzew rozpoczynał swoją przygodę z wielka piłką w europejskich pucharach zapisałem się do Klubu Kibica Widzewa i od tego czasu już samodzielnie z kolegami ze Starego Miasta (Bałuty) chodziliśmy na mecze. Sukcesy Widzewa wyzwalały u mnie poczucie dumy, dumy z tego, że jestem urodzonym łodzianinem, że mieszkam w Łodzi, że kibicuje klubowi o którym się mówi i pisze i który wzbudza uznanie i podziw w całej Polsce. Tamten okres historii Polski należy do czasów niepokojów społecznych wynikających z biedy, a nieco później tworzenia się Solidarności, strajków toteż osiągnięcia Widzewa były jakimś promykiem, czymś co sprawiało radość, było hobby, które pozwalało na moment zapomnieć o codziennych problemach. Na mecze jeździliśmy z dworca Północnego, na początku autobusem nr. 64, który po drodze zabierał Naszych na Dołach (z osiedla Doły, Zagajnikowej) a później ze Stoków. Na ul. Janosika był już „nabity” i fajnie było jak dojeżdżało się do Radiostacji i widać już było bloki na Widzewie-Wschodzie (Ci to mili dobrze bo stamtąd można sobie było iść na stadion na piechotę). Od czasu do czasu jeździliśmy na dworzec Fabryczny i stamtąd osobowym dojeżdżaliśmy do Łodzi Niciarnianej (droga powrotna w odwrotnej kolejności). To były również ciekawe podróże (szczególnie miedzy 1977r. a 1982r.), bowiem w tych pociągach jechało mnóstwo kibiców na mecz i wracało z meczu. Zawsze mieliśmy przygody z „kanarami”, którzy bardzo dobrze zdawali sobie sprawę, że mogą kogoś „upolować” i perfidnie właśnie wtedy kontrolowali bilety. W następnych latach najlepszą komunikacją był jednak popularny autobus 85 (osiem i pół) z dworca Północnego (zabierał Widzewiaków ze Starego Miasta, Dołów, Zagajnikowej, Nowotki (teraz Pomorska) a czasami z Julianowa, Żabieńca, Teofilowa, Radogoszcza i Zgierza) i był on tak kultowy jak „B-tka”, która zabierała Naszych również z Teofilowa, Żabieńca, Żubardzia oraz Śródmieścia, Starego Polesia. Przystankiem na którym spotykały się te autobusy było skrzyżowanie dzisiejszego Piłsudskiego z Promińskiego. Tam dosiadał się Stary Widzew oraz przesiadkowicze z Zarzewa, Dąbrowy a czasami z Chojen i Retkini (choć Ci mieli bezpośrednie połączenie. To były piękne, niezapomniane chwile, które powodowały, że Widzew znalazł ważne miejsce w moim sercu i stał się nieuleczalną pasją.
Żabieniec – Łódź