Mati – Starachowice
Jestem początkującym kibicem. Kiedy zaczynałem się interesować piłką wtedy zaczęła się dominacja Wisły (w między czasie jeden tytuł dla Legii w 2002 roku). Mnie w przeciwieństwie do moich rówieśników interesowała historia klubu i gdy „wybierałem” sobie klub, któremu będę kibicował, to wiedziałem że to ma być zespół, któremu będę wierny na dobre i na złe, że będę z nim kiedy zdobędzie mistrzostwo i wtedy, kiedy przeżyje spadek.
Wracając do historii, wielkiej i wspaniałej tradycji tego zespołu, przeżywał on wzloty i upadki, lecz zawsze walczył . To właśnie był ten „Widzewski charakter”, dwie wygrane z Legią w Warszawie, które dały nam tytuł mistrzowski, zwłaszcza ta w 1997 roku po pamiętnym 2:3, dwumecz z Broendby, który dał Widzewowi Ligę Mistrzów.
Kiedy usłyszałem komentarz Tomasza Zimocha, aż łza mi w oku stanęła, jak Widzew walczył, grał do końca. Walczył jak równy z równym z wielką wtedy Borussią Dortmund, wspaniała bramka Citki w meczu z Atletico czy potężna „bomba” Czerwca w meczu ze Steaua – takie momenty zapamiętam do końca życia. Jednak nie wszystko pamiętam tak doskonale z tamtego okresu, bowiem wtedy byłem bardzo małym dzieckiem.
Żałuję, że nie urodziłem się przynajmniej 5 lat wcześniej, by móc przeżyć te wspaniałe chwile, lecz ciągle wierze, iż przeżyje jeszcze chwile, kiedy Widzew zdobędzie tytuł.
11.05.2005, nigdy nie zapomnę tej daty. Właśnie to był mój pierwszy raz na meczu Widzewa, w Ostrowcu graliśmy z KSZO . Po prostu „spodobało mi się to”. Wracając do domu w uszach słyszałem ryk „RTS !!” czy widzewskie Broendby.
Mati – Starachowice